Nagła śmierć jego uczennicy wprawiła kocura w lekki szok. Tym bardziej, że nie spodziewał się, że tak odejdzie w tak młodym wieku. Wraz z nią do Klanu Gwiazd powędrował Szczupacza Łapa i Żwirowa Ścieżka, która nie doczekała się ujrzenia wnuków. Aronia wałęsał się po tymczasowym legowisku wojowników, pogrążony w myślach. Nie tego spodziewał się zastać podczas wędrówki. Nagła epidemia Zielonego Kaszlu to ostanie czego potrzebowali. Tym bardziej, że kolejne koty zdawały się na nią chorować. Na szczęście jak na razie tylko Szopi Ogon trafiła pod opiekę medyczki.
— Aroniowy Podmuchu! Aronio! — szturchnęła go matka, widząc, że czarno-biały myślami jest gdzieś indziej. — Przyniósłbyś trochę krwiściągu dla Owczego Futerka? Bidaczka trochę pokasłuje.
Aronia spojrzał w stronę niezbyt lubianej przez niego kotki i skrzywił się. Ta durna kupa gnoju zamiast spać gawędziła sobie w najlepsze z Niedźwiedzim Futrem. Parsknął pod nosem, zastanawiając się czemu jeszcze trzymają tą kulę tłuszczu w klanie. Jednak spotkawszy się z proszącym wzrokiem matki, westchnął i kiwnął łbem. Dudniący deszcz ani trochę go nie zachęcał. Dlatego też z kaprysem na pysku opuścił ciepłe legowisko i skierował łapy w stronę legowiska medyków. Krople wody z coraz większą siłą moczyły mu futro, sprawiając, że z każdym krokiem irytacja kocura na cały świat tylko rosła. Na szczęście chociaż był już blisko swojego celu. Ku jego zdziwieniu na wycieczkę w ulewę wybrała się też Słodki Język. Kotka pośpiesznie wyszła z legowiska. Jej dwukolorowe ślipia zapełniły się łzami, które po chwili zaczęły spływać po polikach kotki. Gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, dziwnopyska podniosła się i podbiegła do niego. Wtuliła się w jego czarno-białe futro, wprawiając kocura w niemałe zdziwienie. Aronia znieruchomiał, zaskoczony tą nagłą czułością z jej strony. Dawno już się nikt do niego tak nie przytulał. Nie miał pojęcia jak powinien zareagować. Nim zdążył cokolwiek zrobić kotka otworzyła pysk unosząc zapłakany wzrok w jego stronę. Widząc jej zasmarkany pysk, skrzywił się z obrzydzenia. Zdecydowanie musiał się dziś porządnie umyć.
— Ja, ja… — Jąkała się.
Aronia posłał jej pytające spojrzenie, na które w niecałe uderzenie serca uzyskał odpowiedź.
— To wszystko moja wina, ona umarła przeze mnie! Nie było mnie wtedy przy niej, gdy potrzebowała pomocy! — Szlochała coraz głośniej, lecz po pewnym czasie zaczęła się uspokajać. — Chciałabym o tym wszystkim zapomnieć…
Kocur w milczeniu jej wysłuchiwał. Nawet odważył się na przyjazne klepnięcie ogonem w grzbiet, mając nadzieję, że jakoś jej tym pomoże i będą mogli zejść z tego deszczu. Niezbyt podobała mu się dłuższa opcja stania w tej ulewie.
— To... nie twoja wina — zaczął nieco niepewnie, bo w końcu trochę była jej wina. — Żwirowa Ścieżka była taką staruchą, że i tak umarłaby prędzej, czy później — mruknął szczerze, lekko odpychając zasmarkany pysk dziwnopyskiej od swojego futra.
Zapłakane ślipia kotki sprawiały, że jakoś dziwnie kuło go w sercu, dlatego też postanowił unikać jej spojrzenia, jak tylko się dało. Nie czekając na jej odpowiedź, poprawił przemoknięte futro wpadające mu w oczy i mruknął.
— Chodź z tej ulewy, bo sama zaraz złapiesz Zielony Kaszel — popchnął kotkę w stronę niezagospodarowanego konaru.
Słodki Język nadal lekko rozemocjonowana podążyła za kocurem w ciszy. Weszli do niego nieco niepewnie, ale widząc, że nie mam w nim żadnych zagrożeń rozsiadli się wygodnie. Deszcz nie przestawał padać, dudniąc denerwująco o pień drzewa. Aronia wywrócił oczami i zerknął w stronę mozolnie wylizującej futro z nadmiaru wody medyczki. Rozumiał, że wyczyszczenie tak długiego futra może trochę trwać, jednak samo patrzenie jak ślimaczym tempie kotka to robi, jakoś irytowało go wewnętrznie.
— Pomóc ci? — burknął niepewnie, zdając sobie sprawę jak dziwnie mogła zabrzmieć ta propozycja.
— Chodź z tej ulewy, bo sama zaraz złapiesz Zielony Kaszel — popchnął kotkę w stronę niezagospodarowanego konaru.
Słodki Język nadal lekko rozemocjonowana podążyła za kocurem w ciszy. Weszli do niego nieco niepewnie, ale widząc, że nie mam w nim żadnych zagrożeń rozsiadli się wygodnie. Deszcz nie przestawał padać, dudniąc denerwująco o pień drzewa. Aronia wywrócił oczami i zerknął w stronę mozolnie wylizującej futro z nadmiaru wody medyczki. Rozumiał, że wyczyszczenie tak długiego futra może trochę trwać, jednak samo patrzenie jak ślimaczym tempie kotka to robi, jakoś irytowało go wewnętrznie.
— Pomóc ci? — burknął niepewnie, zdając sobie sprawę jak dziwnie mogła zabrzmieć ta propozycja.
<Słodki Języku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz