Nagłe zniknięcie brata zdezorientowało go. Przecież fajnie się bawili! Czemu tak panicznie uciekł jakby gonił go lis? W podskokach znalazł się przy mamie i zerknął zza jej głowy. Widok kotka ocierającego łzy sprawił, że postanowił rozweselić malucha. Bo co jak co, nie był tak nieczuły jak siostra, by pozostawić Malinka samemu sobie. O nie! On już go nauczy czym jest odwaga. Następnym razem nie pozwoli mu uciec. Wizja wspólnych zapasów pewnie poprawiłaby mu humor. Ze wszystkich sił, starał się namówić go do opuszczenia kryjówki wśród łap mamy. Kiedy brat wstał, poczuł wielką ekscytacje.
-T-to co z-zamierzamy r-robić? - wydukał niepewnie.
- A więc... - Nie czekając, rzucił się na niego z bojowym okrzykiem. Tamten pisnął zaskoczony, nie spodziewając się nagłego ataku. Poturlali się przez miękki mech, docierając aż do wyjścia żłobka.
-Ha! Co tiak słabo? - powiedział przygniatając pyszczek tamtego do mokrej gleby.
-N-nie podoba... mi się tio, Je-jeziongu. P-p-puść.
Widząc jak tamtemu ponownie szklą się oczy, zszedł z jego burej sierści, machając ogonem.
-Cio jest Malinku? Czemu tak bois się bawić? - Spojrzał w oczy malucha z błyskiem w oczach. - Już wiem! To przez to, że nie znas zasad!
-Że nie znam cego?
-Zasad! I bois się że nie umies się bawić! Ale to nie jest prawdą. Dalej. Poćwiczmy tloche. Rób to cio ja. - Zaczął skakać niczym kangur, co rusz zaczepiając Malinka, aby ten wziął z niego przykład. Zatrzymał się dopiero, gdy zobaczył, że ten nadal siedzi ze smutną miną przed żłobkiem.
-Musis zacząć się angażować! - ponownie rzucił się na brata, stając nos, nos z jego twarzą. - Cio jest grane? Mów!
-B-bo...
-Nio? - Uparcie wpatrywał się w oczy malucha, próbując dostrzec tam odpowiedzi.
Widział, że brat się stresował. Zwłaszcza, że Jesionek naciskał na niego coraz bardziej swoim małym ciałkiem.
-Bio jestem bzydki!
Zamurowało go. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Stawiałby na przejedzenie, zmęczenie, ale nie to.
-Bzydki? Nie esteś bzydki. Bzydki to jest wujek Aronia. Wiziałeś jego okropny pysk? Tio jest dopiero brzydota!
-Ale ty mas taką ładną cekoladową sierść...
Zszedł z kociaka, przyglądając się sierści Malinka. Nie rozumiał, dlaczego brat sobie wmawiał takie rzeczy. Kolor sierści nie powinien ich poróżniać. Dla niego nie było między nimi żadnej różnicy. Westchnął tylko i zaczął wylizywać łapkę z czegoś ciemnego, co właśnie teraz zauważył. Przypominało kolorem jego sierść, ale się kleiło i było mokre. Dostrzegł, że takie coś jest wszędzie dookoła wejścia do ich "gniazdka". Jesionek spojrzał na Malinka wpadając na nowy pomysł.
- Chcesz mieć takie futerko jak ja? - dopytał dla pewności.
Braciszek kiwnął smętnie główką, zapewne niepocieszony, że brat dowiedział się o jego sekrecie.
-Patrz na to! - pokazał łapą błoto. - To ma taki sam odcień jak moja sierść. Zobac! - na próbę wytarzał się w tajemniczej substancji. Zdumiony okrzyk Malinka utwierdził go w przekonaniu, że jego domysły się sprawdziły.
-Zobac! Zniknęły moje czalne pręgi i białe łaty! Jestem teraz cekoladowy!
Widząc zainteresowanie w oczach braciszka, nie czekał. Od razu popchnął go w magiczną maść na kolor sierści, a sam zaczął skakać dookoła niego, rozpryskując i wzniecając ciemną ciecz w powietrze.
<Malinku?>
jejku, taki brat to skarb
OdpowiedzUsuńo rany jak uroczo uwu
OdpowiedzUsuń