— N-nie — wydukał, mierząc ją nerwowym wzrokiem. Co miał widzieć?
— Na pewno mi się nie wydawało, ona naprawdę tu jest i może nawet uda nam się ją zobaczyć — stwierdziła, mówiąc bardzo szybko. W jej głosie było słychać ogromną ekscytację. Point ostrożnie spojrzał jej przez ramię, jednak nie dostrzegł absolutnie nic oprócz wartko płynącej cieczy.
— A-ale kogo? — zapytał, z każdą chwilą mając coraz większą ochotę ulotnienia się stąd, jak szybko było to tylko możliwe. Ta osobniczka była jakąś wariatką i miała przewidzenia?
— No, ją. Mama mówiła, że one najchętniej mieszkają w przejrzystych strumykach, takich jak ten i że zawsze się w nich chowają, gdy jest gorąco. A nocą chodzą po łąkach, tańcząc wśród kwiatów. Ponoć są piękne. I nie lubią, jak ktoś zakłóca ich spokój, chyba że ma dla nich ofiarę — trajkotała dalej jak najęta. Na dźwięk słowa "ofiara" natychmiastowo się odsunął, a jego sierść lekko się zjeżyła. Czekoladowej jednak zdawało się to absolutnie nie przeszkadzać, ba, sprawiała wrażenie, jakby nawet tego nie zauważyła. — Dlatego mam to — wyjaśniła szybko, ogonem wskazując na leżącą obok martwą mysz. — Myślisz, że one lubią myszy? — Tu przerwała na chwilę, uważnie przypatrując się swojemu rozmówcy. Wojownika przeszły lekkie dreszcze. Wręcz nienawidził, gdy ktoś się na niego gapił, czuł wtedy ogromny dyskomfort i chęć zniknięcia z towarzystwa tej osoby tak szybko, jak tylko pozwalała mu na to obecną sytuacja. — Ja tam na przykład wolę nornice. A ty? — miauknęła, szczerząc kły w uśmiechu.
— J-ja… — zaczął powoli. Aż ścisnęło go w środeczku, gdy widział, z jaką radością i lekkością ta kotka opowiadała o zabijaniu zwierząt. — Ja n-nie lubię m-myszy.
— Wiesz co? Masz rację, one też mogą nie lubić. Może lepiej dać im te kwiatki? — stwierdziła i nie czekając na jego odpowiedź, wrzuciła zmarniałe roślinki do strumyka, obserwując, jak razem z prądem odpływają w siną dal. — Teraz nie powinny być na nas złe. — Na jej pysku zagościł kolejny uśmiech, tym razem ukazując dumę z wykonanej przez siebie roboty.
— R-raczej n-nie będą — mruknął, wciąż nie mając zielonego pojęcia, o czym ona mówi.
Kim były te tajemnicze one, które mieszkają w strumieniach, najlepiej przejrzystych, a nocą chodzą po kwiecistych łąkach? Do tego były oszałamiająco piękne… coś takiego naprawdę istniało czy to raczej ta kocica była coś nie ten teges? Od jej nadmiernej ekscytacji, energii oraz dziwactw, których wygadywała zdążył już zgłupieć i nie miał pojęcia, co teraz zrobić.
— Tak właściwie, to jak się nazywasz? — zagadnęła, delikatnie mocząc łapę w wodzie.
— Łabędzi P-Plusk — wyjąkał, powolnymi kroczkami zaczynając się wycofywać. Nie miał zbyt wielkiej ochoty na dalszą pogawędkę mimo, iż jakkolwiek jej temat absurdalny nie był, całkiem go zaciekawił, jednak Klan Klifu mógł się już powoli zbierać. Nie chciał przecież przypadkiem odłączyć się od własnego klanu i jeszcze może zgubić.
— Ach, ja jestem Iskra — przedstawiła się, ponownie odwracając ku niemu wzrok. — Wiesz, te kwiaty serio mogą je ucieszyć. Mam nadzieję, że nam się pokażą!
— A w-widziałaś j-je już k-kiedyś? — zapytał, po chwili jednak tego żałując. Miał uciekać, a nie rozmawiać o stworzeniach przyjmujących ofiary z padniętych od upałów kwiatów.
<Iskro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz