Incydent z Szakłakiem okropnie ją rozeźlił, a oliwy do ognia dodał fakt, iż ten durny gniot został już wojownikiem! Łezka z obrzydzeniem patrzyła na każdego, kto gratulował kociakowi sukcesu, sama trzymając się z dala od niego. To jego wina, że ona i Rybka prawie nie rozmawiały i bura nie zamierzała mu tego wybaczyć. Nigdy.
Natomiast co do jej uczennicy... Nadal się z nią męczyła, pocieszając się jedynie faktem, że jej brat również wciąż uczył swojego podopiecznego. Wymsknęła się z obozu pod prektestem "polowania" i ruszyła do swojego "szczęśliwego miejsca", jak ostatnio zwykła nazywać miejsce spotkań jej i Horyzonta. Na przestrzeni ostatnich księżyców wojownik Klanu Lisa bez wątpienia stał się jej przyjacielem. Miała wrażenie, że kocur umie przejrzeć ją na wylot, a mimo to i tak chcę spędzać z nią czas, co było dla niej niezwykłe. Był zupełnie inny niż Gołąb, który... Cóż, tyle to razy jej powtarzał, jaką to jest dobrą przyjaciółką! Z tym, że Łezka nie chciała przyjaźni czarnego ucznia. Chciała tulić się do niego wieczorami i słyszeć, jak nazywa ją "kochaniem", szepcząc owe słowa wprost do jej ucha. Zamiast tego, była dobrą przyjaciółką! Czy mogło być coś bardziej bolesnego?
Zastanawiała się nawet, czy nie powinna podejść do całej sprawy inaczej. Może gdyby zrobiła sobie kociaki z Horyzontem, Gołąb przejrzałby na oczy i zobaczył w niej piękną, ponętną kotkę, a nie przyjaciółkę? Przecież może się pochwalić tym czy tamtym, jeśli chodzi o ciało! Gdyby chciała, na pewno zaciągnęłaby niebieskiego w krzaki... Prawda?
Przebyła przez śliską rogę grzmotu i wskoczyła na zmarznięty płaski pień, rozglądając się. Ciekawe, czy prędko się pojawi? Czekała chwilę, patrząc tęskno w kierunku jego klanu, wiedziała jednak, że nie może od tak wejść tam i go zawołać. Tylko narobiła by mu niepotrzebnych kłopotów, a przecież nie o to chodziło. Jakież było jej zdziwienie, gdy zamiast kocura zjawiła się niewielka kotka, patrząca na nią ze zdziwieniem.
— Kim pani jest? — zapytała, zwracając się do Łzawego Tańca. Pachniała zupełnie tak, jak Horyzont, przez co kocica otworzyła szeroko oczy. Cholera, tego nie było w planach!
— Ja... Jestem Łza, cześć. Powiedz, znasz może takiego przystojnego, niebieskiego kawalera? Widuję go czasami, o tam. — Wskazała głową na teren Klanu Lisa. — I zastanawiam się, czy nie chciałby pewnego dnia wyskoczyć na jakieś polowanie... — powiedziała, uśmiechając się. Cóż, wiedziała, że Horyzont chętnie wyskoczy na polowanie, jednak była ciekawa, co ta widząca ją po raz pierwszy delikwentka mogłaby jej powiedzieć o prawdopodobnym ojcu jej dzieci? A skoro udaje, że go nie zna, to nic wielkiego się nie stanie, no nie?
< Pszczółko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz