Ktoś ją podniósł i od razu odstawił na cztery łapy.
- Uhm... Dziękuję - spojrzała kto jest jej "wybawcą".
Była to znana jej czekoladowa kotka która kiedyś przyszła do żłobka i wypytywała się czy coś nas boli. Przymrużyła oczy.
Nadal nie wiedziała, dlaczego pointka tak szybko uciekła, nie odpowiadając na jej pytania.
- Nic ci się nie stało? - spytała niebieskooka
- Nie - mruknęła zerkając na Łabędzia i piorunując go wzrokiem. Teraz on musi posmakować... Tego puchu. Właśnie, nie wiedziała co to wogule jest i jak to działa. Jak ona może planować zemste bez potrzebnych jej informacji?.
Wolała nie wypytywać o wiele jak ostatnio, bo czekoladowa znowu ucieknie.
- Co to jest? - spytała wskazując ogonem na puch.
Widać było po kotce, że nie chciała odpowiadać na pytania.
- To śnieg. Spada zawsze w pore nagich drzew.
Świetlik przytaknęła. Przypomniało się jej, że nigdy nie poznała imienia pointki.
- Mogłabym jeszcze poznać pani imię?
Czekoladowa spojrzała w drugą stronę.
- Uh... Nazywam się Turkawie Skrzydło. - powiedziała
Świetlik przytaknęła.
- To... Ja już pójdę - powiedziała Świetlik - dowidzenia
Powolnie pokierowała się w stronę Łabędzia, aby "przypadkowo" popchnąć go aby przewrócił się na pysk w śnieg.
Zemsta będzie słodka.
Turkawie Skrzydło?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz