Inni uczniowie jeszcze spali, więc aby ich nie obudzić, wyszła po cichu na zewnątrz. Wsłuchała się przez chwilę w ciszę. Było nawet całkiem przyjemnie. Spojrzała w niebo, a tak ujrzała ogromnego, czarnego gawrona. Nie najgorzej - pomyślała. Przynajmniej może liczyć, że jeśli pójdzie na polowanie, uda jej się cokolwiek złapać. Zdecydowała się cicho przekraść do legowiska wojowników i obudzić Jagodową Skórkę. Czuła się trochę niezręcznie, bo może jej mentorka była zmęczona, czy coś w ten deseń, ale w końcu są rzeczy ważne i ważniejsze. Lekko pacnęła liliową łapą, a kiedy ta otworzyła oczy z widocznym zdziwieniem, wymruczała po cichu:
- Dzień dobry, Jagodowa Skórko. Wstałam jakiś czas temu i pomyślałam, że mogłabym już wyjść na polowanie, oczywiście jeśli mi pozwolisz.
Jej mentorka najpierw spojrzała na Szałwiową Łapę jakby spytała ją jak oskubać jeża z igieł, a potem sennie odpowiedziała:
- W porządku, tylko nie wałęsał się za długo.
- Dziękuję, Jagodowa Skórko - rzuciła przez ramię. Po kilkunastu uderzeniach serca była już na zalesionym terenie otaczającym obóz. Pomyślała, że skoro niedługo na rzece i strumieniu pojawi się lód, to mogłaby skorzystać z tego, że jeszcze go tam nie ma. Udała się nad strumyk znajdujący się na granicy z Klanem Burzy. Tam minęła się z patrolem granicznym, w którym udział brało dwóch uczniów. Skinęła całej grupie, ale odpowiedziały jej w większości tylko nieprzyjemne grymasy na pyskach. Od uczniów nadeszły jednak słabe uśmiechy, jakby bali się, że zostaną za nie skarceni. Córka Imbirowego Pazura spędziła nad strumieniem kilka godzin, a w tym czasie stosik ryb obok niej nieustannie rósł. Nie były zbyt duże, ale i tak ktoś się nimi pożywi. Wracała się kilka razy, aby przenieść cały łup do obozu, ale po jakimś czasie skończyła. Potem wyszła jeszcze na chwilę, aby złapać jakiegoś gryzonia albo ptaka, ale to się jej nie udało. Najlepsze było to, że cały czas był ranek, a ona mogła zrobić jeszcze sporo rzeczy! Kiedy powróciła do obozu po drugim nieudanym polowaniu, na spotkanie wyszła jej Jagodowa Skórka.
- Gdzieś ty chodziła?! Martwiliśmy się o ciebie! - syknęła ostro, na co terminatorka lekko się skuliła.
- Cóż, ja... - przełknęła nerwowo ślinę. - Przecież wyszłam na polowanie o świcie. Mówiłam ci o tym, Jagodowa Skórko.
- Naprawdę...? - starsza kotka wydawała się skołowana. - Kiedy?
- Przyszłam do legowiska wojowników bardzo wczesnym rankiem. Pytałam cię, czy mogę wyjść - miauknęła poważnie.
- Och... Jeśli to prawda, to w porządku. Zrobiłaś dobrą robotę - odparła patrząc w stronę stosu zwierzyny. - Dam ci dzisiaj odpocząć, a jeśli będziesz mieć ochotę, po południu możemy poćwiczyć walkę - mruknęła oddalając się. Szałwiowa Łapa była całkiem zadowolona z obrotu spraw. Cieszyła się, że udało jej się obronić, bo do tej pory najprostsza rozmowa, nawet we własnej obronie, przychodziła jej z trudem. Ułożyła się przed legowiskiem uczniów i rzuciła przelotne spojrzenie na legowisko wojowników w nadziei, że zobaczy wychodzącego z niego Szakłaka.
<Pająk? Żółwik? Ktoś coś? :3>
JAAA 🐢
OdpowiedzUsuń