Delikatny podmuch chłodnego wiatru, który wdarł się do legowiska uczniów, wystarczył, by obudzić płytko śpiącego Kozią Łapę. Gdy kocur uchylił nieco powieki, promienie światła odbijające się od śniegu zmusiły go do ponownego ich zamknięcia. Koza ziewnął szeroko, przeciągając zdrętwiałe od snu kończyny. Skończywszy poranne rozciągnie, bicolor niechętnie obrócił głowę, by sprawdzić, czy Baran jest już na treningu. Na szczęście, jego posłanie było puste. Kózka odetchnął z ulgą, ciesząc się, że nie dostanie łomotu od brata na dzień dobry. Oprócz ucznia Lisiej Gwiazdy w legowisku znajdowali się jedynie starsi od niego terminatorzy. Niedaleko Koziej Łapy spały dwie kotki, identyczne niczym dwie krople wody-Jodłowa Łapa i Wietrzna Łapa. Aktualnie raczej ciężko było je od siebie odróżnić. Głębiej w legowisku pochrapywał Martwa Łapa, a za jego masywnym cielskiem można było dostrzec rudą szatę Promiennej Łapy. Skończywszy rozejrzenie się po legowisku, Koza wspiął się na łapy i powoli wyszedł na dwór. Od razu dała mu się we znaki niska temperatura powietrza i śnieg wchodzący między palce. Młody kocur nabrał w płuca powietrze, by wypuścić je ze świstem nosem w postaci pary. Kózka nie przepadał za Porą Nagich Drzew. Każdego dnia prosił klan Gwiazdy, by się w końcu skończyła. Po pierwsze-cała zwierzyna albo zapadła w sen, albo nie wychodziła ze swoich kryjówek, co skutkowało głodem klanu. Po drugie było o wiele za zimno. Może i koty z długim futrem nie miały z ty problemu, jednak półdługie futro Kozy przepuszczało za dużo chłodu. Liliowy postawił parę kroków w stronę niewielkiego stosu ze zwierzyną, by znaleźć sobie coś do jedzenia, jednak zaraz potem się zatrzymał. „Nie. Jeśli chcę coś zjeść, powinienem to upolować, a nie żerować na zdobyczach innych”. - pomyślał kocur i zamiast skierować się do zapasów klanu, poszedł wprost do legowiska Lisiej Gwiazdy. Nie zastał tam jednak młodego lidera, co nieco zaskoczyło Kózkę. Rozejrzał się po obozie w poszukiwaniu rudego kocura. W końcu dostrzegł jego futro w wejściu do kociarni. Najpewniej odwiedzał tam swoją partnerkę-Lawendowy Strumień. Kozia Łapa nie zamierzał im przeszkadzać, niech robią, co robią, on przecież może poczekać. Kątem oka dostrzegł ruch w pobliżu wejścia do obozu. Niebiański Lot i Barania Łapa własnie weszli do obozu. Baran kroczył dumne, napuszony jak paw, trzymając w pysku swoje pierwsze, tłuste zdobycze. Teatralnie położył obydwie myszy na stosie z zwierzyną, a zauważywszy swojego brata, posłał mu szyderczy uśmiech. Na widok głupiego uśmiechu Barana, Koza wysunął pazury. Tak bardzo mu zazdrościł, a obok zazdrości stał smutek oraz frustracja. Dlaczego akurat on potrafił polować, a nie Koza? Dlaczego mu zawsze wszystko wychodziło? Dlaczego był tak świetnie dostosowany do życia w lesie? Dlaczego gdy Koza chciał coś upolować, zawsze mu się nie udawało? Dlaczego to nie on nie urodził się silniejszy? Dlaczego to Baran musiał udowadniać codziennie Kozie, jaki to jest beznadziejny. Czy kiedykolwiek uda mu się go dogonić?
"Dosyć. Nie mogę zostać w tyle!"
- Lisia Gwiazdo! - zawołał, zauważywszy, że jego mentor w końcu wyszedł z żłobka. Koza podbiegł do niego jak najszybciej mógł, niemalże upadając po drodze.
- O co chodzi, Kozia Łapo? Coś się stało? - zapytał, posyłając zdyszanemu kocurkowi zdziwione spojrzenie.
- Nie, tylko... możemy iść na trening? Polowania? - zapytał Kozia Łapa. Kocur musiał brać głębsze oddechy co dwa słowa, jednak w jego złotych oczach błyszczała determinacja, co zauważył brązowooki.
- Skoro tak ci na tym zależy, to chodźmy. - uśmiechnął się Lis, kierując swoje kroki ku wyjściu z obozu.
Niedługo potem znaleźli się w lesie.
- Dobrze, pamiętasz, co ci wczoraj mówiłem?
- Jasne! - odpowiedział szybko Koza, ustawiając się w pozycji łowieckiej. Nie była ona najlepsza, jednak Kozia Łapa został pochwalony za poprawę.
- Nieźle. - powiedział Lisia Gwiazda, po czym upewnił się, że Koza stoi w dobrej pozie. - Zobaczymy, czy uda ci się coś złapać.
Kózka zaczął węszyć. Pomimo tego, że jego mentor już mówił mu, co jak pachnie, Koza nie potrafił nazwać żadnego z wyczuwalnych zapachów. No, może jeden był znajomy. Kocur wyprostował się i poniuchał w powietrzu. Tak, najwyraźniej jeden z uczniów jest niedaleko.
- Chyba Rubinowy Kamyk i Promienna Łapa trenują blisko. - oznajmił Kozia Łapa, patrząc niepewnie na pysk lidera.
- Nawet bardzo blisko. - dodał mentor. - Cieszę się, że ich wyczułeś. To kolejny krok w dobrą stronę.
Koza uśmiechnął się szeroko, a jego oczy zalśniły. Parę uderzeń serca potem usłyszał szelest w pobliskich krzakach. Futro na karku i grzbiecie młodego terminatora zjeżyło się automatycznie. Nagle w krzaków wyskoczył rudy uczeń, z nieco zaskoczonym wyrazem pyska. Zobaczywszy, że obok liliowego chuchra stoi lider, skłonił nieco głowę z uznaniem, po czym posłał Kózce blady uśmiech, by go nieco uspokoić.
- Przepraszam, chyba się pomyliłem. - wytłumaczył rudy uczeń, patrząc na przestraszonego Kozią Łapę.
< Promienista Łapo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz