Parę dużych, zimnych kropel deszczu spadło na grzbiet Mżawki. Podniosła spojrzenie na ciemne, kłębiące się na niebie chmury, przerywając czyszczenie sierści. Zanim zdążyła ponownie schylić głowę, coś trzasnęło i usłyszała czyiś wrzask. Obserwowała, jak Krabowe Paluszki stara się wyplątać z gałęzi sumaka, która na nią spadła, oderwana silnym wiatrem. Jej wąsy zadrżały. Cóż… Nigdy nie była wielka fanką szylkretki. Powróciła do wylizywania futra.
Rozległ się kolejny trzask, kolejny grzmot. Wiatr zadął w trzcinowe ściany obozu, wyginając je i tworząc dziury, przez które… Zaczęła wlewać się woda. Nim zdążyła zrozumieć, co się dzieje, fala zmiotła ją w bok i wepchnęła pod swoją taflę.
W jednej chwili siedziała sobie spokojnie, a w drugiej szarpał nią nurt wody. Odruchowo zaczęła poruszać łapami, kierując się w stronę najwyższego punktu obozu - sumaka, na którym znajdowała się mównica. Zakaszlała, gdy woda wdarła się jej do pyska. Podniosła głowę jeszcze wyżej, ponownie kierując się do celu. Może jej się poszczęści i nie zniesie jej poza obóz... Tak jak Wzlatującą Uszatkę, którą przed chwilą zmiotła dryfująca kłoda. Podniosła głowę ponad fale i wypluła kolejną porcję wody; widziała już parę uczepiających się sumaka kotów.
Jej łapa zahaczyła o jakąś gałąź. Straciła równowagę i jej głową zanurzyła się pod wodą. Szarpnęła się do góry i płynęła dalej, modląc się, że nic nie wpłynie jej w drogę. Mocno machała łapami, poruszając się coraz szybciej do przodu; jeszcze tylko trochę… Czuła, jak cierpną jej od wysiłku łapy. Widziała już wyraźnie gałęzie sumaka. Jeszcze tylko trochę, jeszcze parę ruchów łapami…
Wyszarpnęła się do przodu. Jej spojrzenie spoczęło na Żmijowcowej Łapie, którego na drzewo wciągał Szałwiowe Serce. Zdeterminowana podpłynęła w tamtym kierunku, także chcąc w końcu dostać się do góry. Z jego pomocą wdrapała się na gałąź. Rzuciła kocurowi szybkie podziękowanie, zanim wbiła pazury w drewno i schyliła się, starając się asystować tym, którzy dopiero do drzewa dopływali.
Wychyliła się z gałęzi, widząc dwa podpływające do nich kocie kształty… I wyciągając z wody Gabczastą Łapę. Szturchnęła stojącą obok Czyhającą Murenę, aby pomogła drugiej uczennicy, Rozpędzonej Łapie.
Kocica pochyliła się, łapiąc ją za luźną skórę na karku i zdecydowanym ruchem wciągnęła ją na gałąź, ostrożnie kładąc.
— Wszystko w porządku?
— Chyba tak.. Gąbczasta Łapa tu jest? — spytała młoda, rozglądając się w panice. Uspokoiła się dopiero, gdy jej spojrzenie spoczęło na siedzącej obok Mżawki medyczce.
Usłyszała gdzieś z boku zamieszanie, które przebijało się przez odgłosy burzy. Odwróciła się, chcąc zobaczyć, co tym razem się stało- Zaniemówiła, widząc powoli zatapiajace się ciało Bursztynowego Brzasku, barwiące wodę czerwienią. Po chwili bure futro mignęło jej w kąciku oka. Oderwała spojrzenie od Bursztyna, aby ujrzeć... Świteziankową Łapę, niesioną przez prąd wody.
Nie czekała długo, prędko biorąc głęboki oddech i wskakując do zmąconej krwią wody. Ruszyła w przeciwnym kierunku, w stronę uczennicy i złapała ją za kark, utrzymując jej pyszczek nad wodą. Odwróciła się z powrotem w stronę drzewa i zaczęła płynąć, ciągnąc Świteziankę ze sobą. Koteczka nie pisnęła ani słowa, jedynie trzęsąc się lekko. Brnęła dalej do przodu, dopływając bliżej... Ciężar ją spowalniał, ale dawała radę. Usilnie starała się ignorować dryfujące z boku ciało wojownika. Płynąc dalej, zauważyła wojowników wyławiających coś z wody. Usłyszała dobiegające z gałęzi zrozpaczone piski. Świtezianka także odwróciła główkę w tamtym kierunku, jakby wyrwana z transu… Wrzask Baśniowej Stokroki wybił ją z równowagi. Jej głowa momentalnie znalazła się pod wodą, a co za tym idzie, ta Świtezianki też. Młodsza zaczęła się szarpać; Mżawka zachłysnęła się słoną wodą, usilnie próbując wybić się na powierzchnię. Poczuła łapę uczennicy na swoim czole, gdy ta wyrywała się z jej objęć. Wyprawa ratunkowa zdecydowanie nie szła po jej myśli.
Szarpnęła się mocno. Jej głowa wynurzyła się z wody; wzięła głęboki oddech, po czym ponownie pochwyciła uczennicę za kark i skierowała się w stronę reszty. Prędko jej głowa ponownie znalazła się pod wodą. Gdzieś obok czuła, jak ktoś inny się mota; jeśli dobrze pamiętała, widziała szare futerko Kolcolistnego Kwiecia. Chwyciła mocniej Świteziankę i wybiła się na powierzchnię. Brnęła dalej, ciągnąc uczennicę ze sobą. Gałąź była już tak blisko, prawie w zasięgu łapy. Usłyszała trzask i odgłos... Spadającego kota, ale nie podniosła wzroku. Już dosięgała, już miała wyskakiwać z wody... Jednak Świteziankowa Łapa, zaskoczona krzykami z góry, zaczęła się szarpać. Znowu. Wyrwała się Mżawce i przypadkowo uderzyłą ją w nos, przez co wojowniczka zakrztusiła się wodą. Niezbyt zgrabnie spróbowała chwycić uczennicę ponownie. Jednak ta oddała jej tylko kopniakiem w czoło, i Mżawka w całej szarpaninie ponownie zanurzyła się między falami. Zachłysnęła się wodą, czując, jak nurt spycha ją w przeciwną stronę, podobnie jak Świteziankę. Poczuła, jak uczennica się o nią obija, szamocząc się pod wodą. Świetnie.
W końcu udało jej się wynurzyć głowę; chwyciła uczennicę za kark, mocno, i podpłynęła pod sumaka. Z wysiłkiem wspięła się na gałąź i padła na nią wraz z Świtezianką, nie za bardzo wiedząc, o co to całe zamieszanie obok. Wzięła głęboki oddech. Oparła głowę o korę i obserwowała, jak uczennica chwiejnie siada i wpatruje się w niebo. Dziwne.
Przymknęła oczy. Może… Może odpocznie na chwilę? Większość kotów już była na drzewie… Przez parę uderzeń serca nikt jej nie będzie potrzebował.
***
Z zamyślenia wyrwał ją głos Spienionej Gwiazdy. Zamrugała. Chyba zasnęła na dłużej niż krótką chwilę…
— Odpocznijmy, Mandarynkowe Pióro. Wybierz wojowników, którzy będą mieli stać na straży, a rano... Rano zastanowimy się nad tym, co robić dalej.
— Na straży staną Mżący Przelot, Baśniowa Stokrotka i Dryfująca Bulwa — poinformowała koty zastępczyni. Nie musiała nawet krzyczeć. Praktycznie całym klanem siedzieli na jednym drzewie.
Skinęła koleżance głową, podnosząc się i siadając. Po przeciwnej stronie drzewa zauważyła pozostałą dwójkę wybranych; wtulonych w siebie. Widziała, jak barki Stokrotki drżą i słyszała jej cichy szloch. Zrobiło się jej żal dwójki rodziców; odwróciła spojrzenie.
Przez resztę nocy obserwowała, jak poziom wody opada. Gdy słońce pojawiło się na niebie, inne koty zaczęły się przebudzać; usłyszała skierowane do niej słowa Czyhającej Mureny.
— Jak się czujesz? — zapytała cicho młodsza. — Poziom wody znacznie się obniżył... Odbudowa obozu trochę zajmie, ale straty materialne nie są aż tak duże — stwierdziła cicho, nieco drżącym głosem.
— Na tyle dobrze, na ile pozwalały sytuacja — odpowiedziała, tłumiąc ziewnięcie. — Masz rację. Im... Szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy.
Podążając za innymi, zeskoczyła z gałęzi z cichym chlupotem. Obejrzała się jeszcze na Murenę, posyłając jej pokrzepiająco uśmiech, zanim ruszyła w kierunku legowiska uczniów.
Zbliżyła się do skalnej półki, obwąchując ją uważnie. Miała nadzieję, że gałęzie opierające się na niej nie runą w dół.
Po zadecydowaniu, że dach legowiska się nad nią nie zawali, zajrzała do środka. Jej łapy grzęzły w błotnym podłożu; wszystko dookoła było przemoczone, a posłania nie przypominały już kształtem... Niczego. Jej spojrzenie przykuła dziura na tyle legowiska. Przejście, z którego nigdy nie miała okazji skorzystać zostało odsłonięte, gałęzie rozchylone. Zbliżyła się tam, ostrożnie obwąchując gałęzie i sprawdzając, czy do legowiska nie wpłynęło wraz z falami nic niebezpiecznego.
Jej spojrzenie przeniosło się na trzcinową ścianę, na której kiedyś wisiały różne skarby uczniów; teraz stała pusta, łodygi przemoczone i poodginane na różne strony. Westchnęła cicho i opuściła legowisko, przeciskając się przez ukryte przejście. Okrążyła legowisko, podchodząc od zewnątrz do tunelu prowadzącego do obozu, oglądając go uważnie. Trąciła łapą gałązki, które zaplątały się o trzciny i inną roślinność. Wśród drewienek błysnęło coś czerwonego. Była to ususzona, cenna biedronka o rzadkim ułożeniu kropek, należąca do Borówkowej Łapy. Delikatnie uniosła... Skarb uczennicy na poduszce łapy. Nie do końca pamiętała, skąd wie, co to jest; może Mewa kiedyś jej powiedział, że jego koleżanka ma przyjaciółkę biedronkę?
Pokuśtykała na trzech łapach, wzrokiem szukając matki Borówki. Skoro już znalazła, to odda.
Podeszła do Porywistego Sztormu; wojowniczka brodziła w wodzie tuż obok pnia.
— Przepraszam — zwróciła uwagę szylkretki. — Ty chyba należy do twojej córki?
Wystawiła łapę do przodu, ukazując wojowniczce znalezisko.
— Och, tak! — wykrzyknęła młodsza, radośnie przejmując podarek. — Dziękuję Ci bardzo... Klanie Gwiazdy, przynajmniej ten skrawek normalności się zachował. Proszę, weź to w ramach podziękowania. Nie jestem pewna... Co to dokładnie jest, ale myślę, że ci się spodoba!
Po pożegnaniu się, wojowniczka umknęła w stronę drzewa, zostawiając Mżawkę z tajemniczym kamyczkiem w łapie.
Zamrugała, unosząc prezent wyżej. Był matowy, ale przejrzysty, w kolorze ślicznego turkusu. Lekki uśmiech wkradł się na jej pyszczek. Całkiem ładny.
Spędziła jeszcze trochę czasu brodząc w wodzie pomiędzy legowiskami, pomagając w oczyszczeniu obozu. Pozgarniała jakieś gałęzie, pomogła wynieść przemoczone posłania. Dopiero, gdy część kotów, których nie było w obozie na noc - które nie doświadczyły powodzi, wróciło, przyszła chwila odpoczynku. Spieniona Gwiazda wskoczyła na wysoką gałąź sumaka, po czym wykrzyknęła:
— Koty Klanu Nocy! Wczoraj stało się coś, czego nikt nie mógł się spodziewać. Nasz klan spotkała niesamowita tragedia. Wielu wojowników bohatersko poległo, broniąc swych bliskich do ostatniej kropli krwi. I choć może być to ciężkie, nie możemy się poddać. Nie możemy pozwolić, by ich ofiara poszła na marne. Odbudowa obozu nie będzie łatwa ani prosta, może zająć nam wiele księżyców, nim staniemy na proste łapy, jednak gdy to zrobimy - będziemy silniejsi niż kiedykolwiek! Podziękujmy modłą naszym zmarłym pobratymcom - Krzyczącej Makreli, Wzlatującej Uszatce, Bursztynowemu Brzaskowi, Perlistej Łzie i Różyczce! To dzięki nim mamy szansę doczekać następnego świtu i to właśnie oni zasługują na największy hołd! — wykrzyknęła, po czym jej wargi poruszyły się w cichej modlitwie.
Ona też schyliła głowę, szeptając parę słów na cześć zmarłych. Jej spojrzenie uciekło w stronę stojącej nieopodal Stokrotki; podbródek kocicy zadrżał, gdy liderka wymieniła imiona jej dwóch córek. Serce Mżawki ścisnęło się ze współczuciem.
Gdy szepty modlitw ku przodkom ucichły, liderka ponownie zabrała głos.
— Chciałabym szczególnie podziękować trzem kotom, które niezaprzeczalnie wykazały się najwaleczniejszymi sercami. Szałwiowe Serce, Rozpędzona Łapo, Wężynowy Splocie - wystąpcie — nakazała trójce, która szczególnie wyróżniła się podczas akcji ratunkowej.
Dwójka wojowników i uczennica mniej lub bardziej pewnie wyłonili się z reszty zebranych, łapy i ogony umorusane od błota.
— W imieniu całego Klanu Nocy dziękuję wam za wasze poświęcenie, odwagę i pomoc, jakiej udzieliliście waszym najbardziej potrzebującym współklanowiczom, niejednokrotnie ryzykując własnym życiem. Rzeka będzie pamiętać — wygłosiła Spieniona Gwiazda, skłaniając nieco łeb. Gest ten powtórzyło również kilka innych kotów zebranych w tłumie.
Nie tracili jednak na miłe gesty więcej czasu, niż to było potrzebne. Koty prędko zaczęły dyskutować, gdzie mają tymczasowo przenieść obóz; końcowo zadecydowano na ulokowaniu się w lesie, z dala od niespokojnych fal.
Wszyscy zaczęli zabierać bliskich i ustawiać się do wyjścia; ona sama z kamykiem w pyszczku ustawiła się obok Mandarynkowego Pióra. Posłała zastępczyni zmęczony uśmiech, jednak jej uwagę odwrócił znajomy głos z tyłu. Odwróciła się, przy okazji zgarniając z pod drzewa jakiegoś kociaka- Zmierzcha? Nie miała pojęcia; chwyciła go za kark i rozejrzała dookoła, szukając źródła dźwięku. Jej spojrzenie padło na Zimorodkowe Życzenie. Westchnęła i podeszła bliżej starszej; rzeczywiście, kocica sama się do lasu nie przedostanie.
— Chodź, pomogę ci — miauknęła, pomagając kotce wstać. Wzdrygnęła się na... Kawałek ogona, który liliowa uparcie trzymała. — Idziemy znaleźć miejsce na tymczasowy obóz.
Poinstruowała kociaka, aby wdrapał się jej na grzbiet i mocno trzymał się jej karku; chwilę później złapała Zimorodek i powoli zanurzyła się w wodzie. Przeprawa na drygą stronę zajęła jej więcej czasu z obciążeniem, ale w końcu wyszła na brzeg i pomogła starszej wstać, a następnie kontynuować pieszo tuż obok. Po niedługiej chwili zagłębili się w las, szukając odpowiedniego miejsca. Szałwiowe Serce wraz z paroma innymi kotami (a przynajmniej tak się jej wydawało, była nieco na tyłach) zaprowadzili ich na jedną z polan.
Rozejrzała się po okolicy ich tymczasowego obozu. Dużo jeszcze trzeba było zrobić... Muszą znaleźć jedzenie, opatrzyć rany, przygotować posłania... Zadania zdawały się nie mieć końca.
Zauważyła paru wojowników znikających między trawami i węszących za zwierzyną. Podążyła ich śladami; żwawo weszła pomiędzy drzewa, wytężając wzrok. Prędko, po zaledwie paru krokach, między korzeniami znalazła drobną mysz, szukająca czegoś w ziemi. Bingo. Nie czekając zbyt długo, przybrała pozycją łowiecką i naskoczyła na zwierzątko. Teraz jeszcze tylko... O wiele więcej takich.
Zakopała zdobycz pod drzewem, notując w pamięci, aby później ją zabrać. Ruszyła dalej, jednak nie była wstanie wyczuć innego tropu. Zwierzyna zdawała się przed nią chować. Może nie tylko oni czuli niepokój związany z pogodą? Rozważała wspięcie się na drzewo, aby wypatrzeć coś z góry. Może nawet złapałaby jakiegoś ptaka?
Nie zastanawiała się jednak długo długo, słysząc poirytowane syknięcia jednego z uczniów, któremu właśnie zwiała jakaś sroka. Chyba skierowane w jej stronę. Czym prędzej zmyła się stamtąd, idąc w innym kierunku i zostawiając Żmijowcową Łapę samego. Coś go pogryzło w nocy, że wydawał się taki nie w humorze? Nie jej wina, że nie umiał złapać ptaka.
Oddaliła się od uczniaka i prędko podchwyciła jakiś trop. Nie była pewna, jaki... Ale to lepsze niż nic! Gdy rozsunęła blokujące jej pole widzenia gałęzie niskich krzewów, jej oczom ukazała się dorodna sroka, odwrócona do niej tyłem, zbyt skupiona na dziobaniu czegoś, co trzymała między swoimi pazurkami. Gdy wojowniczka skoczyła do przodu, by pochwycić ptaka w swe zęby, ten zerwał się gwałtownie do lotu, a coś, co trzymał dotąd w łapce, wylądowało boleśnie na jej czole. Syknęła i szybkim ruchem zrzuciła przedmiot na ziemię.
Po chwili poniosła go z ziemi, oglądając drobiazg; wyglądał jak coś, co należało wcześniej do dwunożnych. Trzepot skrzydeł sroki odciągnął od niego jej uwagę. Próbowała się do niej ponownie zakraść, ale ta była bardziej uważna, niż się spodziewała, i odleciała daleko. Ruszyła dalej, węsząc, jednak nic nie przykuło jej uwagi. Zabrała pozostawione przez srokę świecidełko i upolowała wcześniej mysz, po czym udała się w drogę powrotną.
Jak na przekór, usłyszała szelest między trawą. Delikatnie upuściła znaleziska, po czym zakradła się do źródła dźwięku. Już po paru uderzeniach serca dodała do swojej sterty kolejną mysz. Nie mogło jej tak łatwo iść od początku, gdy nie miała zamiaru wracać? Zauważyła kolejny skrawek futerka między korzeniami jednego z drzew. Na jej pyszczek wstąpił usatysfakcjonowany uśmiech, gdy młoda wiewiórka znalazła się między jej zębami. Obeszła drzewo dookoła, wytężając słuch. Opłaciło się jej to; prędko naskoczyła na kolejną wiewiórkę, tym razem chyba starszą. Wróciła do swojej sterty, odkładając dwie wiewiórki. Liczyła na jeszcze coś; to miejsce wydawało się obfite w zwierzynę, nie to co reszta lasu, jednak nic innego nie zdawało się już wokół drzewa ukrywać.
Podążyła w kierunku ich tymczasowego obozu, zmuszając się, aby odruchowo nie skierować się w stronę rzeki. Westchnęła cicho. Chyba jeszcze przez jakiś czas nie będzie wracać tamtą drogą...
Wydawało jej się, że usłyszała trzepot skrzydeł gdzieś między drzewami; jednak gdy przystanęła i rozejrzała się, nie udało jej się znaleźć żadnego ptaka. Potrząsnęła głową i ruszyła dalej. Może jest już aż tak głodna, że sobie to wyobraziła?
Sroka przeleciała tuż nad jej głową. Miała rację! Jednak z pyskiem pełnym zwierzyny trudno było coś złapać, więc ptak odleciał w nieznane. Zrezygnowana pokręciła głową, poprawiła chwyt na zdobyczach i ruszyła dalej. Prędko wróciła do tymczasowego obozu i odłożyła zdobycze na rosnącą stertę, po czym odeszła na bok w poszukiwaniu czegoś innego do roboty. Tej pozostawało dużo; długo nie zajęło jej znalezienie innego zajęcia. Dołączyła do Szałwiowego Serca, zbierając mech na posłania, oczyszczając miejsce na legowiska i tak dalej... Zapowiadał się długi dzień. I następne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz