A najlepszą, ale rzadką chwilą była ta, gdy mógł wtulać się w puchatą szyję Strzępki.
Po ważnym – zmieniającym jego calusieńki świat – wydarzeniu, życie stało się dla niego rutyną; wstawał, polował, chwilkę pogadał z Obłąkańcem, Głupią bądź Brukselką, jeszcze raz polował, walczył z przyjaciółmi, trenował z Miodową Korą, a potem zasypiał lub przed tym spotykał się ze Strzępką albo z nowo poznaną kotką z Klanu Burzy, która oczarowała jego siostrę.
Rytm został zaburzony przez Zalotną Krasopani. Szurnięta kotka, która wydała na świat szurnięte potomstwo, które się od niej odwróciło, bo przejrzało na oczy. No, a przynajmniej jedno z nich, które odkryło druzgocącą prawdę; drugie było zbyt zajęte pracą, aby w ogóle matka miała szansę podejść do niego. I zbyt obarczone karą, by teraz rodzicielka myślała nad tym, aby chociaż szepnąć po kryjomu jedno słówko w stronę ukaranego dziecka.
Ale w tym dniu nie musiał z nią rozmawiać; na szczęście zaprzestała swoich działań i dała Kosaćcowi czas. Czas, który – miał nadzieję – będzie wieczny i niezaburzony jej działaniami.
Ten dzień wydawał się być jego szczęśliwym; miał okazję rywalizować z Brukselkową Łapą w walce. Wiedział, że tego dnia na pewno zostanie wojownikiem! Swędziały go łapy, ale miał świadomość, że nie może tym razem zbyt mocno poturbować przeciwnika; to nie Sosnowa Gwiazda, aby rozpruć komuś brzuch i wsadzić futro Głupiej Łapy pod pazury oraz w buzię.
Dwójka uczniów ustawiła się naprzeciwko siebie, gotów na walkę. Kątem oka Kosaciec zauważył Nikłą Gwiazdę z Obłąkańcem – zachichotał, rozbawiony tym. Jak ten Nikły przegra to będzie siara!
Brukselka jednak była skupiona podczas walki, więc nawet nie mrugnęła, obserwując go i czekając, aby zadać cios.
* * *
— Dziwne, że wtedy stara, ledwo stojąca na łapach, Jadowita Żmija prawie cię zabiła, co nie? — A potem kilkoma susami uciekł od niej na bezpieczną odległość, aby go nie rozszarpała.
Kosaciec jednak miał ochotę, aby w tym samym dniu zostać mianowany. Na jego następną przeciwniczkę wybrano Dyniową Łapę.
Kocur był świadomy, że Dynia to napakowana kocica, jednak miała więcej mięśni niż techniki czy rozumu. Kosaciec sam posiadał masywną, umięśnioną budowę.
Ustawili się, tym razem to kocur pierwszy zaczął, zaraz po gotowości Dyni. Ta zaskoczona poturlała się po ziemi, gdy on skoczył w jej stronę. Kosaciec położył się na niej, niemal całą ją przykrywając. Dynia szarpała się i wiła. Kosaciec w końcu postanowił zakończyć zabawę; rzucił się na jej szyję, od razu zaczynając od duszenia. Dzięki temu Dyniowa Łapa mogła kopnąć, ale co mogło jej to dać, gdy był za wysoki? Próbowała złapać oddech i uciec, ale ucisk był silny i zaraz po tym zaprzestała. Wciąż przytomna, klepnęła szybko łapą kilka razy śnieżne podłoże. Kosaćcowa Łapa od razu odskoczył od niej. Uśmiechnął się do zmęczonej i wyczerpanej kotki; łatwo z nią, pomyślał. Zaśmiał się i usiadł obok, patrząc, jak ruda kotka łapczywie nabierała powietrza, a zaraz po tym je wypuszczała.
Zwycięzcą był on. Nie wysilał się za bardzo podczas walki; nie chciał skrzywdzić młodszej fanki przecież! Mimo tego trochę było mu szkoda, że nie pokazał w tej walce technik, których nauczył się od Miodowej Kory. Ale wyszło, jak wyszło. Przynajmniej wygrał, tak?
Co dziwne, kocur nawet nie myślał nad przyszłością; nawet w dzieciństwie nie zastanawiał się, jak to jest być uczniem, wojownikiem, przywódcą lub medykiem… nie wyglądał zaciekawiony i zaintrygowany tymi ścieżkami, jakimi może iść lub biec. Szedł nieświadomie, nie rozmyślając nad konsekwencjami czynów w bliskiej lub dalekiej przyszłości. Obierał drogi tak, jak chciał – nie tak, jak mu zazwyczaj kazano. Może przez to dostał tak nieszczęśliwe i burzliwe życie.
Niektóre oczęta obserwowały, jak wielki, śnieżny kot z niebieskim ogonem i uszami maszerował dumnie z uniesioną głową w stronę ważnego miejsca w Klanie Wilka – pień, na którym stał sam Nikła Gwiazda, w całej swojej chwale. Kosaciec dotarł w ciszy, pusząc swoją grzywę o niebywałej wielkości. Jego ciężkie spojrzenie spoczęło na przywódcy. On je odwzajemnił, choć nie obciążało ucznia. Miał wrażenie, jakby Nikła Gwiazda się wahał; może to wynikało z tego, że pierwszy raz miał okazję mianować ucznia na wojownika? Czy może był to inny powód, związany z bliską rodziną Kosaćca? Pomimo tego przełknął ślinę i zaczął:
— Ja, Nikła Gwiazda, przywódca Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby…
Kosaćcowa Łapa kątem oka dojrzał swojego mentora, a obok niego Iskrzącą Nadzieję. Ucieszył się widokiem mentora i jego partnerki, ale gdy zdjął z nich wzrok, coś strasznego się mu objawiło po ich prawej stronie; stała tam Zalotna Krasopani. Bez życia, bez najmniejszego blasku w oczach, a pod nimi widniało zmęczenie, jakby nie spała od kilku dni. I przybyła jej nowa, piękna blizna na nosku; zupełnie nie od jej własnego syna pewnego śnieżnego południa. Kosaćcowa Łapa przyglądał jej się, jakby zaklęty i zmartwiony, a gdy ona raczyła na niego spojrzeć, ten błyskawicznie odwrócił wzrok i próbował wyglądać na skupionego, patrząc na Nikłą Gwiazdę.
— Kosaćcowa Łapo — mówił przywódca. — Czy przysięgasz przestrzegać praw nadanych przez twojego przywódcę — przełknął ślinę. — I chronić swój klan nawet za cenę życia?
Nie zastanawiał się.
— Przysięgam.
Ale powinien.
— Mocą naszych potężnych przodków nadaję ci imię wojownika. — Wypiął dumnie pierś i uśmiechnął się lekko. — Kosaćcowa Łapo, od tej pory będziesz znany jako… Kosaćcowa Grzywa. Klan ceni twoją… upartość i pracowitość oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka.
— Kosaćcowa Grzywa!
— Kosaćcowa Grzywa!
Słyszał, a serce biło mu jak szalone. Najgłośniejsze okrzyki należały do Miodowej Kory, Prążkowanej Kity, Makowego Nowiu, Dyniowej Łapy, a nawet dało się usłyszeć gdzieś z boku piski kociąt w żłobku. Odwrócił się do reszty, uśmiechając się tak szeroko, jak nigdy dotąd. Poczuł gdzieś ukłucie, ale nie wiedział, gdzie. Może przez to, że jego matka milczała. Albo to on jej nie słyszał. Ale nie zamartwiał się tym długo; miał teraz tylko w głowie to, aby opowiedzieć o tym wszystkim Strzępce, jak najszybciej. Dojrzał kątem oka, że nawet Jarzębina odpuściła sobie ciężkie zadanie i znalazła się w niskim tłumie kotów. Widział jej śmieszny pyszczek, trochę smutny, ale też coś mówiła.
* * *
— Przesuwam swoje legowisko, aby spać już u wojowników — wyjaśnił i mrugnął w jego stronę z uśmiechem. Delikatnie złapał posłanie i zaczął ciągnąć. Było ono większe od pozostałych. I zajmowało najwięcej miejsca, wraz z właścicielem. — Będziesz miał teraz więcej miejsca. Moje jedno posłanie to chyba dwa takich zwykłych uczniów, a co dopiero kociaków! — zaśmiał się.
Krucza Łapa uniósł brew.
— Tobie się chyba po prostu nie chce — mruknął ktoś z tyłu. Był to Koper, jego kumpel. Ostatnim razem wleciał przez niego do wody i dostał przeziębienia, ale to nic. Wkopanie go podczas przesłuchań już było jakąś zemstą, choć nie nakablował na niego.
Przemilczał jego słowa, dalej ciągnąc przez obóz swoje wielkie posłanie.
— No nie sądzę, abyś był pracowity, Kosaćcowa Grzywo — prychnął ktoś z boku. Był to Obłąkaniec; Kosaciec w odpowiedzi zatrzymał się, strzygnął uszami, ale nic nie rzekł i kontynuował jakże ciężką pracę.
W końcu dotarł. Jego oczom ukazała się wielka sterta posłań, prawie na siebie nałożone. Zupełnie inaczej niż w legowisku uczniów; wszystkie posłania były po prawej stronie legowiska, zaś największe – Kosaćcowej Grzywy – leżało gdzieś w lewym kącie, najbliżej wyjścia.
Wojownik kopnął jakieś inne posłania na bok, robiąc miejsce dla swojego. Ułożył się w pozycji chlebka i patrzył na wyjście z legowiska.
Nowy etap życia.
Nowy on.
Nowe przeszkody i problemy.
Zalotna Krasopani.
* * *
Ciekawe czy te dzieciaki przeżyją, pomyślał. Nigdy dotąd nie słyszał w swoim życiu, aby komukolwiek się nie udało.
O tym wszystkim miał się przekonać jutro, gdyż zasnął, a jego łapy wędrowały już nie po materialnym świecie, a we śnie. Jakimś cudem dobrym śnie. Czyżby Klan Gwiazdy wysłuchał jego niedorzecznych, dziecinnych modłów w myślach?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz