Lekka senność otulała ją. Niczym miękki mech. Chroniła ją. Przed wszystkim. Przed zmartwieniami. Przed spojrzeniami. Przed niepokojami. Była taka lekka i ciężka za razem. Krok chwiejny, lecz i pozbawiony trosk. Kolory tak wyblakłe, choć niegroźne. Miłe. Delikatne. Niczym ze snu.
– Siewcza Łapo? – głos był nie taki jak trzeba.
Spojrzała zdziwiona na kotkę. Medyczka przyglądała się jej. Uśmiechnęła się do niej lekko. Nie powinna być taka zmartwiona. Przecież było dobrze. Wszystko było dobrze.
– Wszystko w porządku, Siewcza Łapo? Patrzysz na te liście już dobre parę uderzeń serca. – martwiła się niebieska.
Szylkretka spojrzała na listki znajdujące się pod jej łapami. Zamrugała leniwie. Musiała zastanowić się chwilkę co ów paprochy robiły pomiędzy jej kończynami. Niezbyt radziła sobie z tym zadaniem. Nie miała siły nad tym rozmyślać. Zaakceptowała ten stan rzeczy. Dopiero widząc na sobie wzrok medyczki, przypomniała sobie o jej pytaniu. Zmrużyła ślipia próbując zebrać myśli. Nie pamiętała pytania. Jejku. Niezbyt tak wypadało. No trudno.
– To bardzo ładne listki. – odparła wymijająco.
Niebieska chyba niezadowoliła się tą odpowiedzią. Przynajmniej tak wydawało się jej. Jej pysk był taki zmarszczony. Zniknęła, a wraz nią Siewcze zmartwienie. Wróciła do wpatrywania się w listki. Jej myśli płynęły tak powoli. Ziewnęła. Chyba się zmęczyła. Wstała leniwie. Powolutku. Łapki czasem uciekały jej spod ciała. Rozjeżdżały się zabawnie. Chciała wyjść, ale na jej drodze stanęła inna kotka.
Czereśniowa Gałązka.
Siewka uśmiechnęła się na widok przyjaciółki.
– Siewcza Łapo, musimy porozmawiać. – ogłosiła starsza, a szylkretka pokiwała chętnie łebkiem.
Lubiła z nią rozmawiać. O snach.
– Co się dzieje? Jesteś inna. Nieobecna. Nie ma z tobą kontaktu. – lawina słów uderzyła w drobne ciałko.
Biedny umysł próbował je wszystkie przetrawić. Zacięła się na chwilkę. Już otworzyła pyszczek, ale go zamknęła. Nie mogła przecież jej powiedzieć. Prawie zapomniała. O jej sekrecie. Malutkim. Uroczym. Niegroźnym. Dlaczego się martwiła. Wszystko było w porządku.
Było w końcu spokojnie.
– Nie wysypiam się. – wysiliła się, marszcząc mordkę. – Bardzo. Złe sny.
Medyczka przyglądała się jej. Westchnęła.
– Czemu nie przyszłaś od razu? Jesteś młoda i rośniesz. A treningi z Pokrzywowymi Zaroślami masz coraz bardziej wymagające. Nie możesz się tak przepracowywać. Wykończysz się.
Siewka grzecznie kiwała łebkiem. To było śmieszne uczucie. Mogła przyrzec, że wykonując te ruchy powietrze wokół niej zdawało stać.
– Tutaj masz zioła. Wyśpij się. Przekażę Pokrzywkowi, żeby jutro dał ci wolne. – rzekła medyczka, kładąc pod jej łapkami zawiniątko.
Szylkretka powąchała je. Liście melisy. Tak ładnie pachniały. Musiała parę zostawić sobie w legowisku. Lubiła ich zapach. Uśmiechnęła się.
Szylkretka powąchała je. Liście melisy. Tak ładnie pachniały. Musiała parę zostawić sobie w legowisku. Lubiła ich zapach. Uśmiechnęła się.
– Dziękuję. – miauknęła Siewka i przytuliła się do medyczki. – Nie martw się. Bardzo ładnie się wyśpię.
Medyczka zdawała się zaniepokojona wciąż. Tak dziwnie napięta. Siewka prawie zapomniała wziąć ziół, ale w końcu opuściła legowisko medyków z zapakunkiem i bacznym wzrokiem Czereśni na sobie.
[trening medyczny 437]
[przyznano 9%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz