— Wiesz, Kornikowa Koro, to nie tak, że uważam, że jestem nieatrakcyjny. Wręcz przeciwnie, mam nadzieje, że się ze mną zgodzisz, ale... Tak sobie pomyślałem, że nie wszyscy lubią takich zadbanych dżentelmenów jak ja — powiedział do przyjaciela, łapiąc się łapą za pierś. Starszy tylko zmrużył oczy i spojrzał na niego z rozbawienie.
— Jesteś jakiś nie poważny, koleżko. Nie mam pojęcia, co ty tam znowu bredzisz — zaśmiał się gardłowo, zmieniając pozycję, gdyż aktualna uwierała go w kikuta. — Hola, hola! Chyba nie smęcisz znowu o twoim nieporadnych zalotach? Obserwowanie ciebie, próbującego podchodzić Delikatną Bryzę, było zabawne na początku, ale teraz to po prostu cholernie dołujące.
— Ale posłuchaj mnie! — oburzył się i zawołał. Jego nagłe podniesienie głosu sprawiło, że siedzący nieopodal Szary Klif aż podskoczył — Ja zmieniam taktykę... Potrzebuje jakiejś powabnej szramy. — protektor podniósł brew i patrzył się w Niedźwiedzią Łapę, jakby ten miał mysie ogony zamiast wąsów — To pokaże jej, jaki jestem twardy! Że nie jestem tylko dobrzy wychowanym, niesamowicie zdolnym i znakomicie obytym w świecie kocurem... Ale też wojownikiem! Obrońcą uciemiężonych!
— Na pewno to ty jesteś głupi jak dżdżownica — pacnął go w głowę — Daj sobie spokój, to wyjdzie wszystkim na lepsze. Na pewno tobie i twojej mentorce; mam wrażenie, że jakoś wysiwiała...
— Jesteś okrutny! Masz pomagać, a nie doprowadzać koty do depresji! — złapał się za czoło wierzchem łapy i teatralnie przechylił do tyłu. Upadł z głuchym hukiem na grzbiet; chmura z pyłu uniosła się w powietrze i osiadła na jego czekoladowym futrze.
— Ty potrzebujesz jakiejś znacznie poważniejszej pomocy... Chociaż nie wiem, czy to już nie za późno... Szary Klifie, co ty myślisz o tym przypadku? — bury zwrócił się do zielonookiego kaleki. Niebieski wlepił w niego zakłopotane spojrzenie; wzrok przenosił co chwile z jednego kota na drugiego. Uczeń wciąż leżał na ziemi, co chwile dramatycznie wzdychając.
— Nie znam się na sprawach sercowych... Ale faktycznie, Delikatna Bryza nie wydaję się być tobą zainteresowana... Przykro mi Niedźwiedzia Łapo. — skrzywił się nieznacznie, jakby nie chciał wypowiadać tych słów. Z pyska terminatora wydarł się głośny, przeciągły jazgot. Młodszy terapeuta Klanu Klifu nieznacznie się nastroszył i zrobił kwaśną minę. Kornikowa Kora wybuchł śmiechem.
— Wy młodzi jesteście komiczni... Wstawaj paniczu! Nie ma co się tarzać w brudzie prawdziwego świata, jak już robisz to w brudzie własnych myśli. — swoją zdrową kończyną lekko szturchnął aktorzynę. Żółte ślepia zostały w niego wlepione. Miód trzymał kontakt wzrokowy dłuższą chwilę, następnie przeniósł go na brata Zielonego Wzgórza.
— Szary Klifku... Czy ty uważasz, że ładnie by mi było z taką seksowną raną, przecinająca mi pyszczek? Pomyślałem, że skoro ty masz, ekhem, troszkę inne... preferencje... to mógłbyś mi po-
— WYJDŹ!
* * *
Nie chciał z nikim rozmawiać. Wiedział, gdzie powinien w tym momencie był pierwsza grupa oznaczająca teren tego dnia, więc skierował się tam, gdzie na pewno już byli. Przyśpieszył kroku. Kłus zamienił się w pełny bieg; niezbyt szybki, ale równomierny i obszerny. Chciał iść na swoje ulubione miejsce. Kamień, który o tej porze powinien być idealnie wygrzany przez słońce, położony idealnie między Klanem Klifu a Klanem Burzy.
Zobaczył płaskiego otoczaka już z daleka. Przychodził tutaj często. Znajdował się w bezpiecznej odległości od morza; nie widział go, ale relaksujący szum leciał gdzieś w tle, a w dodatku wilgotna, świeża bryza dochodziła do jego nozdrzy i nawilżała futerko. Zwolnił, chciał uspokoić bicie serca, by od razu móc przejść do etapu pełnego luzu, gdy tylko dotrze do głazu. Szedł spokojnie, aż tu nagle BUM! Spadł na niego... Kot?
— O na Klan Gwiazd! NAJMOCNIEJ Cię przepraszam, nie miałem zamiaru na Ciebie spaść!— jegomość, który tak postanowił go zaskoczyć, był dosyć ciężki... Miodek, przykuty na moment do ziemi, nie miał już ochoty wstawać. — Wszystko w porządku? Co Ty w ogóle robisz na terytorium Klanu Burzy?
Żółtooki zastrzygł uszami. Nikt mu nie wmówi, że znajdował się na nie swoich ziemiach. Znał już te okolice jak własną łapę. Gdy poczuł, że ciężar z jego barek całkowicie się stracił, delikatnie się
przekręcił, odwracając łeb w stronę burzaka. Lekko obolały, nie chciał jednak wyjść na grubianina.
— Uszanowanie... Miło mi cię poznać, bardzo szanuję tak nietuzinkowe zapoznanie, ale muszę cię zawieźć... Jestem niemal całkowicie pewien, że leżę, a ty stoisz, na terenach Klanu Klifu — przewrócił się na obolały grzbiet i wyciągnął nogi, by się rozciągnąć.
— To niemożliwe. Jakaś pomyłka. Hm... — zamyślił się zdziwiony pręgusek. Nie wyglądał niebezpiecznie. Pysk miał pogodny, a oczka szczere i łagodne. Spojrzał na miejsce, skąd musiał spaść. Zaczął kręcić się w kółko, jak gdyby oceniał, czy ta informacja mogła być prawdziwa. Po chwili ciszy przerwał ją — Musisz mieć w takim razie racje. Ale ze mnie gapa! Ha ha!
Radosne usposobienie nieznajomego wojownika bardzo spodobało się Niedźwiedziej Łapie. Nie wyglądał na zbytnio zmartwionego tymi okolicznościami; to również zrobiło pozytywne wrażenie na klifiaku. Zobaczył on w nim samego siebie.
— No więc... Co robiłeś, zanim spadłeś mi z nieba?
— Próbowałem przegonić wiatr — uśmiechnął się niewinnie — Niestety okazał się mieć w sobie więcej pary niż moje łapy.
— Hm... Wiatr to faktycznie ciężki przeciwnik... — zamyślił się teatralnie, wciąż leżąc wygięty na grzbiecie. Wpatrywał się w chmury; one też biegły wraz z prądami powietrza — Być może, by latać jak te białe puszki, musimy dać się mu nieść, a nie z nim konkurować?
— To może być jakiejś rozwiązanie! Ale jak to zrobić, czy w Klanie Klifu uczą was tego? Jesteście tacy skoczni, musicie przecież jakoś dosięgać ptaków. — Pomarańczowe ślepia wlepiły się w niego. Przeszywały go, czekając na odpowiedź. Miód zamyślił się.
— Nie jestem pewien czy jesteśmy bardziej predysponowani do wzlatywania od innych kotów, acz faktycznie, goniąc ptaki po drzewach, są momenty, jakbym miał zaraz sam dostać skrzydeł — terminator przewrócił się na brzuch, patrząc na krótkowłosego z dołu, spod przymrużonych oczu. — Mam na imię Niedźwiedzia Łapa, a ty, miły obcy? No i skoro mi mają wyrastać psie piórka, to czy tobie już wychodzi zajęcza kitka?
[1143 słowa; trening wojownika]
[przyznano 23%]
<Barszczyk?>
Kocham Niedźwiedzia, i twoje opowiadania, są tak fajnie napisane <3
OdpowiedzUsuń