Pora Zielonych Liści
Chodziła w tę i z powrotem, analizując swój błąd. Niezapominajka śledziła jej kroki ciemnym wzrokiem. Zdecydowanie potrzebowała Szyszki, ale on zasnął, a ona nie chciała go budzić. Zresztą, fretkowa mama też mogłaby jej pomóc. Musiała się uspokoić, ale nie mogła z powodu gafy, którą popełniła. Przedstawiła się obcemu kocurowi, który później, za jej zgodą, zaprowadził ją do jakiegoś miejsca. Pomógł jej, a ona nie miała serca uciec. Zgodziła się tylko z czystego pragnienia pokazania manier. Zjadła maliny, które miały interesujący smak. Nigdy wcześniej nie próbowała czegoś takiego! Nie spodziewała się, że coś takiego może wpaść na jej język i rozpłynąć się w jej pysku, łaskocząc podniebienie. Kiedyś jadła głównie zwierzynę przyniesioną przez Kłodę, a po zamieszkaniu z Wyprostowanymi jadła coś nieznanego pochodzenia. Nie przepadała za tym jedzeniem, ale jeśli była głodna do szpiku kości, przymykała powieki, zjadając tyle, ile mogła. Zdecydowanie wolała mysz, którą upolował dla niej Pochmurny Płomień. Dawno nie jadła leśnych zwierzątek. Sama nie potrafiła łapać jedzenia (chyba że chodziło o wymyślone), więc było to dla niej zaskoczenie. Nie spodziewała się, że danego dnia zje coś, co niegdyś jadła codziennie. Wyjście miało być małym spacerem, który przedłużył się o błędy. Najchętniej zamknęłaby się w legowisku. Podobno było to jej przeznaczeniem – zostać na zawsze uwięzioną w legowisku jej niezadowolonej matki.
Bury wydawał się zachwycony jej widokiem i uśmiechał się do niej. To było dla niej zaskakujące. Nie wiedziała, co mu w duszy gra, ani co miał na myśli. Wiedziała tylko jedno - Calico przedstawiła się, a on był onieśmielony. „Nazwał mnie piękną” – pomyślała, odrywając się od analizowania swoich gaf. Zatrzymała się, podnosząc łapę, by zakryć nos, mając nadzieję, że źle usłyszała. Mógł powiedzieć „zbłąkana nieznajoma” - cokolwiek! Zignorowała to, nie miała siły o tym myśleć. Przeszła do dalszego użalania się nad swoją decyzją. Zaprowadziła nieznajomego pod swoje legowisko. Co, jeśli będzie przychodził pod budowlę i czekał na nią? Ostatnio jej życie nie układało się najlepiej. Co, jeśli rzuciłaby w nie czymś barwiącym? Może wtedy przestałoby być takie ciemne? Może w końcu, zamiast pozostawać w cieniu Szałwi, zajęłaby się czymś innym. Czymś, co pozwoliłoby jej zapomnieć o zajętej matce. Skierowała swój pyszczek na zdezorientowaną fretką.
— Zrobiłam coś złego — pisnęła i złapała się za głowę. Niezapominajka podeszła do niej poklepała ją w okolicy barku i odeszła, zostawiając ją obarczoną tym problemem. — Hej! Nie zostawiaj mnie!
Zmarszczyła brwi i wydęła pysk w smutnym sposobie. Z targającymi ją emocjami we wnętrzu, powlokła łapami, trzymając ogon nisko. Podeszła do wydrążonego kamienia z wodą i zaczęła chłeptać. Niespokojne wibracje wdarły się w jej ciałko. Nie wiedziała, jak to odkręcić. Mogłaby cofnąć się w czasie, tylko jakim sposobem? Oderwała język od tafli wody i wyglądało na to, że coś wymyśliła. ,,Pójdę spać i nie będą o tym myśleć!'' – przystanęła na swój pomysł i podreptała do posłania. Zakręciła się w kółko raz czy dwa razy i ułożyła się, kładąc brodę na przednich łapach przyozdobionych nieco bielą. Zamknęła oczy i nastała ciemność. Wkrótce odleciała w otchłań snu.
Kręciła się w pobliżu swojego ogrodu - jej właściciele znowu wyszli, więc ona mogła cieszyć się wolnością do nieokreślonego czasu. To podtrzymywało ją na duchu, ponieważ nie zjadła wystarczająco dużo. W końcu to jedzenie smakowało gorzej. Mogła zostawić sobie przynajmniej kęs tej myszy. Może by to jej nie nakarmiło, ale byłaby szczęśliwsza. Uniosła łapę i dotknęła kamień, który był nasłoneczniony przez słońce. Wzruszyła ramionami, bo temperatura na nim nie była jakaś wysoka. Położyła się, prostując przednie łapy, następnie ułożyła je na skałce, którą zaczęła przesuwać. Może nie była małym kociakiem, ale zabawa nigdy nie zaszkodzi. Z łapy na łapę i tak kilka razy, aż wyrzuciła kamyczek poza swój zasięg. Wstała po krótkiej chwili wlepionym spojrzeniem w ziemię. Podniosła je po przebłysku intuicji, mówiącym, że coś jest nie tak. W porę się zatrzymała, ponieważ mogła wpaść na kocura, który uśmiechnięty stał naprzeciwko niej i patrzył w jej brązowe oczy. Nawet była możliwość zetknięcia się nosami, ale to byłby tylko przypadek! Odsunęła się, zachowując dystans. Zniżyła głowę i zaczęła błądzić po pysku starszego od niej kota.
— Cześć! — przywitał się i usiadł obok niej, patrząc na nią intensywnie niebieskimi oczami.
— Cześć… — odparła ochrypłym głosem, wbijając pazury w ziemię. Spojrzała za kocura, by spróbować poszukać zabawkę, która wcześniej służyła jej do zabawy.
— Na co patrzysz? — przekrzywił głowę, zasłaniając jej tym sposobem widoczność. Następnie odwrócił się w stronę przedmiotu, który znajdował się na krawędzi trawiastego miejsca. — Toż to kamyk! Chcesz się nim pobawić?
Kotka zmrużyła oczy i podeszła do skałki, którą kopnęła, by poleciała na dalszą część trawnika. Zamiast tam pozostać, wróciła do niej. Podniosła wzrok, gapiąc się na kocura, który odkopał kamień. Na jej pysku pojawiła się niezrozumiana mina. Znów kopnęła przedmiot, podchodząc bliżej. Po chwili poczuła go przy swojej łapie. Zbita z tropu stanęła i obrzuciła rzecz spojrzeniem. Znów zrobiła to, co wcześniej. Kopali tak do czasu, aż bagienna nie zabrała głosu:
— Wiesz… — zaczęła cicho, co poskutkowało, że podeszła bliżej i dokończyło to pewniej i głośniej: — Chciałam, by ten kamyczek został tutaj — odparła, popychając go lekko naprzód.
— O serio? — Pochmurny wyglądał na zawstydzonego. Uśmiechnął się, niepewnie kiwając głową. — Ale miło było się z tobą pobawić! Chcesz coś jeszcze porobić?
Pokręciła głową i za argumentowała mu tym, że powinna wracać. Na zewnątrz nie była długo, jednak chciała powrócić do swojego domu. Starszy ze zrozumieniem jej odpowiedział i po jego nacisku odprowadził do ogrodu. Zrobił to samo, co wczorajszego dnia. Pożegnała się z nim pospiesznie, gdy po krótkim spacerze pojawił się ogródek jej właścicieli. Uciekła mu, ale co dalej? Będzie mu uciekać w nieskończoność?
Bury wydawał się zachwycony jej widokiem i uśmiechał się do niej. To było dla niej zaskakujące. Nie wiedziała, co mu w duszy gra, ani co miał na myśli. Wiedziała tylko jedno - Calico przedstawiła się, a on był onieśmielony. „Nazwał mnie piękną” – pomyślała, odrywając się od analizowania swoich gaf. Zatrzymała się, podnosząc łapę, by zakryć nos, mając nadzieję, że źle usłyszała. Mógł powiedzieć „zbłąkana nieznajoma” - cokolwiek! Zignorowała to, nie miała siły o tym myśleć. Przeszła do dalszego użalania się nad swoją decyzją. Zaprowadziła nieznajomego pod swoje legowisko. Co, jeśli będzie przychodził pod budowlę i czekał na nią? Ostatnio jej życie nie układało się najlepiej. Co, jeśli rzuciłaby w nie czymś barwiącym? Może wtedy przestałoby być takie ciemne? Może w końcu, zamiast pozostawać w cieniu Szałwi, zajęłaby się czymś innym. Czymś, co pozwoliłoby jej zapomnieć o zajętej matce. Skierowała swój pyszczek na zdezorientowaną fretką.
— Zrobiłam coś złego — pisnęła i złapała się za głowę. Niezapominajka podeszła do niej poklepała ją w okolicy barku i odeszła, zostawiając ją obarczoną tym problemem. — Hej! Nie zostawiaj mnie!
Zmarszczyła brwi i wydęła pysk w smutnym sposobie. Z targającymi ją emocjami we wnętrzu, powlokła łapami, trzymając ogon nisko. Podeszła do wydrążonego kamienia z wodą i zaczęła chłeptać. Niespokojne wibracje wdarły się w jej ciałko. Nie wiedziała, jak to odkręcić. Mogłaby cofnąć się w czasie, tylko jakim sposobem? Oderwała język od tafli wody i wyglądało na to, że coś wymyśliła. ,,Pójdę spać i nie będą o tym myśleć!'' – przystanęła na swój pomysł i podreptała do posłania. Zakręciła się w kółko raz czy dwa razy i ułożyła się, kładąc brodę na przednich łapach przyozdobionych nieco bielą. Zamknęła oczy i nastała ciemność. Wkrótce odleciała w otchłań snu.
***
Kręciła się w pobliżu swojego ogrodu - jej właściciele znowu wyszli, więc ona mogła cieszyć się wolnością do nieokreślonego czasu. To podtrzymywało ją na duchu, ponieważ nie zjadła wystarczająco dużo. W końcu to jedzenie smakowało gorzej. Mogła zostawić sobie przynajmniej kęs tej myszy. Może by to jej nie nakarmiło, ale byłaby szczęśliwsza. Uniosła łapę i dotknęła kamień, który był nasłoneczniony przez słońce. Wzruszyła ramionami, bo temperatura na nim nie była jakaś wysoka. Położyła się, prostując przednie łapy, następnie ułożyła je na skałce, którą zaczęła przesuwać. Może nie była małym kociakiem, ale zabawa nigdy nie zaszkodzi. Z łapy na łapę i tak kilka razy, aż wyrzuciła kamyczek poza swój zasięg. Wstała po krótkiej chwili wlepionym spojrzeniem w ziemię. Podniosła je po przebłysku intuicji, mówiącym, że coś jest nie tak. W porę się zatrzymała, ponieważ mogła wpaść na kocura, który uśmiechnięty stał naprzeciwko niej i patrzył w jej brązowe oczy. Nawet była możliwość zetknięcia się nosami, ale to byłby tylko przypadek! Odsunęła się, zachowując dystans. Zniżyła głowę i zaczęła błądzić po pysku starszego od niej kota.
— Cześć! — przywitał się i usiadł obok niej, patrząc na nią intensywnie niebieskimi oczami.
— Cześć… — odparła ochrypłym głosem, wbijając pazury w ziemię. Spojrzała za kocura, by spróbować poszukać zabawkę, która wcześniej służyła jej do zabawy.
— Na co patrzysz? — przekrzywił głowę, zasłaniając jej tym sposobem widoczność. Następnie odwrócił się w stronę przedmiotu, który znajdował się na krawędzi trawiastego miejsca. — Toż to kamyk! Chcesz się nim pobawić?
Kotka zmrużyła oczy i podeszła do skałki, którą kopnęła, by poleciała na dalszą część trawnika. Zamiast tam pozostać, wróciła do niej. Podniosła wzrok, gapiąc się na kocura, który odkopał kamień. Na jej pysku pojawiła się niezrozumiana mina. Znów kopnęła przedmiot, podchodząc bliżej. Po chwili poczuła go przy swojej łapie. Zbita z tropu stanęła i obrzuciła rzecz spojrzeniem. Znów zrobiła to, co wcześniej. Kopali tak do czasu, aż bagienna nie zabrała głosu:
— Wiesz… — zaczęła cicho, co poskutkowało, że podeszła bliżej i dokończyło to pewniej i głośniej: — Chciałam, by ten kamyczek został tutaj — odparła, popychając go lekko naprzód.
— O serio? — Pochmurny wyglądał na zawstydzonego. Uśmiechnął się, niepewnie kiwając głową. — Ale miło było się z tobą pobawić! Chcesz coś jeszcze porobić?
Pokręciła głową i za argumentowała mu tym, że powinna wracać. Na zewnątrz nie była długo, jednak chciała powrócić do swojego domu. Starszy ze zrozumieniem jej odpowiedział i po jego nacisku odprowadził do ogrodu. Zrobił to samo, co wczorajszego dnia. Pożegnała się z nim pospiesznie, gdy po krótkim spacerze pojawił się ogródek jej właścicieli. Uciekła mu, ale co dalej? Będzie mu uciekać w nieskończoność?
***
Po jakimś czasie
Minęło kilka dni od spotkania i zabawy w odrzucanie kamyka. Ona w tym czasie myślała o Pochmurnym Płomieniu. Próbowała tego nie robić - chciała zajmować się czymś zupełnie innym. Bawiła się z fretkami, by zbić te myśli. Udawało jej się do pewnych momentów. Gdy tylko pomyślała o wyjściu z legowiska, on pojawiał się w jej umyśle. Doszczętnie zawirował jej w głowie! Czuła, że był jakiś zaklęty i z tego powodu nie wychodziła przez parę następnych dni od tamtego czasu. W końcu jednak przemogła się i wyszła na zewnątrz, bo nadarzyła się odpowiednia okazja. Westchnęła z ulgą, gdy zeskoczyła z płotu. Po burym kocurze nie było ani śladu. Z lekko podniesionym ogonem powędrowała na trawnik, gdzie leżał kamień. Podeszła do niego, schyliła się i zaczęła go obwąchiwać. Wyczuła mały zapach cętkowanego kota. Kopnęła znalezisko gdzieś dalej, powstrzymując się przed chęcią podbiegnięcia do przedmiotu. Podniosła lekko głowę i ujrzała nadjeżdżającego Potwora. Natychmiast zerwała się do ucieczki, czując, jak bije jej serce. Wdrapała się na płotek i zeskoczyła z niego ze zjeżoną sierścią na grzbiecie i na ogonie. Usiadła, próbując złapać oddech.
— Hej! Mamrok! — zawołał niebieskooki. Głos dobiegał z drugiej strony drewnianej ściany, nie było go w sposób nie usłyszeć. — Jesteś tu?
Kotka szybko wygładziła swoje futro, by nie było po niej widać, że czegoś się wystraszyła. Wskoczyła ponownie na ściankę i spojrzała na Pochmurka, który siedział na dole z ogonkiem na łapach. Uśmiechnął się do niej.
— Hej… Co chcesz? — zapytała sztywno, mając nadzieję, że przyszedł tylko się z nią przywitać.
— Chciałem gdzieś cię zabrać… — zaczął zawstydzony, co wyjaśniło spojrzenie na podłoże.
— Wiesz…nie mogę nigdzie pójść, muszę trzymać się blisko ogrodu — skłamała, obserwując jego reakcję. Wskoczył na płot należący do jej właścicieli i pokazał ogonem na trawę. — Mh? — zapytała zbita całkowicie z tropu.
— To zostaniemy tutaj, widzę, że masz naprawdę ładną brzozę — skomplementował drzewko, które rosło w kącie. Mamrok przeniosła wzrok z pyska kocura na drzewo, o którym kiedyś mówiła jej Kłoda.
— Tak, oczywiście… — odparła, kontrolując swój głos, by zamiast udawanej radości nie pobrzmiewało zwątpienie i niepewność.
Starszy uśmiechnął się szerzej i zeskoczył z płotka, lądując na trawie, ona zrobiła to samo. Podeszli do patyka wrośniętego w ziemię. Rozsiedli się wygodnie w ciszy przy biało-czarnej korze. Calico powędrowała wzrokiem do okna, w którym zobaczyła Meszka. Fretka lizała okienko swoim języczkiem. Lekko rozszerzyła oczy. Nie chciała, by samotnik ją zobaczył. Nieudolnie zasłoniła mu widoczność głową, mając nadzieję, że w chwili, gdy na nią spojrzy, skupi tylko i wyłącznie swoją uwagę na niej. Tak właśnie się stało, spojrzał na nią i zaczął o czymś opowiadać. Przez zmartwienie czymś innym nie słuchała, o czym mówił. Po chwili znów przeniosła brązowe ślepia na szybę, w której zobaczyła Niezapominajkę z widoczną dezaprobatą na pyszczku. Fretka pokręciła głową i wbiła swoje ciemne oczy na kotkę, która pod jej jednoznacznym figlarnym spojrzeniem położyła ku sobie uszy. Poczuła się niepewnie i pospiesznie wbiła wzrok na miejsce, które wcześniej było zajmowane przez gadułę. Nie było go tam. Może uciekł, bo zauważył, że ona go nie słuchała? Może to i lepiej. Dźwignęła się, wstając i kierując się w stronę drzwiczek, które były otworzone praktycznie o każdej porze, jednak ona żyła myślą, że nie powinna wychodzić. Została zatrzymana przez pojawienie się na jej głowie jakiejś rzeczy. Uniosła oczka, skupiając je na niespodziance.
— To dla ciebie! — oznajmił kocur, siadając przed nią.
Nie usłyszała go, ponieważ gapiła się na kwiatka, którego umieścił pomiędzy jej uszami. Roślina charakteryzowała się lekko rozchylonymi brzegami. Była biała, przez co wyróżniała się na główce Mamrok. Kwiatek był drobny, ale za to piękny. W jej oczach zabłysnęły iskierki. Uśmiechnęło się lekko. Podarowany kwiatuszek poprawił jej samopoczucie. Usiadła, przenosząc swoje tęczówki na Pochmurka, który posyłał jej uśmiech. Wbiła oczęta na ziemię jakby zawstydzona. W gałkach ocznych nadal były iskrzące się punkciki.
— Hej! Mamrok! — zawołał niebieskooki. Głos dobiegał z drugiej strony drewnianej ściany, nie było go w sposób nie usłyszeć. — Jesteś tu?
Kotka szybko wygładziła swoje futro, by nie było po niej widać, że czegoś się wystraszyła. Wskoczyła ponownie na ściankę i spojrzała na Pochmurka, który siedział na dole z ogonkiem na łapach. Uśmiechnął się do niej.
— Hej… Co chcesz? — zapytała sztywno, mając nadzieję, że przyszedł tylko się z nią przywitać.
— Chciałem gdzieś cię zabrać… — zaczął zawstydzony, co wyjaśniło spojrzenie na podłoże.
— Wiesz…nie mogę nigdzie pójść, muszę trzymać się blisko ogrodu — skłamała, obserwując jego reakcję. Wskoczył na płot należący do jej właścicieli i pokazał ogonem na trawę. — Mh? — zapytała zbita całkowicie z tropu.
— To zostaniemy tutaj, widzę, że masz naprawdę ładną brzozę — skomplementował drzewko, które rosło w kącie. Mamrok przeniosła wzrok z pyska kocura na drzewo, o którym kiedyś mówiła jej Kłoda.
— Tak, oczywiście… — odparła, kontrolując swój głos, by zamiast udawanej radości nie pobrzmiewało zwątpienie i niepewność.
Starszy uśmiechnął się szerzej i zeskoczył z płotka, lądując na trawie, ona zrobiła to samo. Podeszli do patyka wrośniętego w ziemię. Rozsiedli się wygodnie w ciszy przy biało-czarnej korze. Calico powędrowała wzrokiem do okna, w którym zobaczyła Meszka. Fretka lizała okienko swoim języczkiem. Lekko rozszerzyła oczy. Nie chciała, by samotnik ją zobaczył. Nieudolnie zasłoniła mu widoczność głową, mając nadzieję, że w chwili, gdy na nią spojrzy, skupi tylko i wyłącznie swoją uwagę na niej. Tak właśnie się stało, spojrzał na nią i zaczął o czymś opowiadać. Przez zmartwienie czymś innym nie słuchała, o czym mówił. Po chwili znów przeniosła brązowe ślepia na szybę, w której zobaczyła Niezapominajkę z widoczną dezaprobatą na pyszczku. Fretka pokręciła głową i wbiła swoje ciemne oczy na kotkę, która pod jej jednoznacznym figlarnym spojrzeniem położyła ku sobie uszy. Poczuła się niepewnie i pospiesznie wbiła wzrok na miejsce, które wcześniej było zajmowane przez gadułę. Nie było go tam. Może uciekł, bo zauważył, że ona go nie słuchała? Może to i lepiej. Dźwignęła się, wstając i kierując się w stronę drzwiczek, które były otworzone praktycznie o każdej porze, jednak ona żyła myślą, że nie powinna wychodzić. Została zatrzymana przez pojawienie się na jej głowie jakiejś rzeczy. Uniosła oczka, skupiając je na niespodziance.
— To dla ciebie! — oznajmił kocur, siadając przed nią.
Nie usłyszała go, ponieważ gapiła się na kwiatka, którego umieścił pomiędzy jej uszami. Roślina charakteryzowała się lekko rozchylonymi brzegami. Była biała, przez co wyróżniała się na główce Mamrok. Kwiatek był drobny, ale za to piękny. W jej oczach zabłysnęły iskierki. Uśmiechnęło się lekko. Podarowany kwiatuszek poprawił jej samopoczucie. Usiadła, przenosząc swoje tęczówki na Pochmurka, który posyłał jej uśmiech. Wbiła oczęta na ziemię jakby zawstydzona. W gałkach ocznych nadal były iskrzące się punkciki.
<Dziękuję za pięknego kwiatuszka, Pochmurku!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz