***
No i została sama. Wszyscy jej bliscy dołączyli do Mrocznej Puszczy. Odeszli.
Liliowa chodziła bez celu po obozie. Odkąd wróciła z patrolu, nie miała nic ciekawego do roboty. W końcu Biała Łapa stała się Zabielonym Spojrzeniem, z tym samym kończąc swój trening, więc liliowa miała nieco więcej czasu wolnego. Po jakimś czasie postanowiła opuścić obóz. Poszła więc do lasu, chowając się w cieniu drzew. Pora Zielonych Liści była bardzo słoneczna, co już po jakimś czasie było męczące. Zwłaszcza w samo południe, gdzie słońce grzało najbardziej. Powoli przemieszczała się po terenach Klanu Wilka, nucąc coś cicho, jak to miała w zwyczaju.
- Sikoreczka, Sikoreczka wleciała przez okienko. Sikoreczka, Sikoreczka wleciała przez okienko. Sikoreczka, Sikoreczka wleciała przez okienko… – śpiewała, przypominając sobie dawne piosenki Alby – I znalazła... – urwała na chwilę, starając się sobie przypomnieć – ...jakieś cukiereczki – wybrnęła z sytuacji i poszła dalej. Jak ona dawno nie śpiewała. Zazwyczaj każdy jej spacer był połączony z cichym nuceniem, znanych piosenek z dzieciństwa, lecz tym razem, Mak postanowiła śpiewać. Jednak coś jej po matce zostało.
- Sikoreczka, sikoreczka... – zaczęła od nowa, mijając kolejne drzewo. Zamknęła na chwilę oczy, a gdy znów je otworzyła, zobaczyła ten krajobraz, spalonej okolicy. Znalazła się przy Wierzbowej Zatoczce. Momentalnie zamknęła pysk i spojrzała na wierzbę, niegdyś piękną i nieprzypominającą niczym terenów Klanu Wilka. Teraz nie zostało z niej prawie nic. W myślach Makowy Nów przywołała obraz z patrolu. Piorun uderzył w drzewo, podpalając je. Tak zginęła Wierzbowa Zatoczka. Ostatnie wspomnienie Mak z tego miejsca, było z również martwą, dawną matką kultu, Bielicznym Piórem. Spuściła wzrok na ziemię i swoje liliowe łapy. Po chwili wstała i poszła dalej. Przemierzała tereny wilczków, dalej śpiewając piosenkę matki.
- I znalazła... – znów urwała, chcąc sobie przypomnieć – To były... – mruknęła cicho, do siebie – Melasowe – doszła do tego w końcu – I znalazła melasowe cukiereczki – śpiewała dalej, rozglądając się i wtedy jej wzrok padł na jakiegoś kota. Od razu zamilkła i podeszła powoli do wliczaka. Jak się okazało, była to medyczka ich klanu, Cisowe Tchnienie. Mak lekko się spięła. Od dawna nie rozmawiała z młodszą, a zwłaszcza po śmierci Naparstnicy. Wcześniej to zazwyczaj ona wysyłała Mak na zbieranie ziół, właśnie z tą kotką. Liliowa westchnęła cicho, widząc, jak medyczka stara się zabrać jak najwięcej ziół.
- Pomóc ci? – zapytała, nie wspominając o tym, że przed chwilą chodziła po lesie i śpiewała, czy o tym, co było kiedyś.
<Cis? Dawno nie rozmawiałyśmy>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz