- Tata coś chyba kiedyś wspominał o kimś, kto się tak dziwnie nazywał. Coś na M....? Albo to D? Nie wiem, brzmiało podobnie - rzekła - Albo można spytać dziadka. Jest stary i długo siedzi w klanie, jestem pewna, że jak ładnie poproszę, to mi powie.
- No to na co czekamy? Jeśli nie będzie mu to przeszkadzać, to można go zapytać o tą przewodniczkę. - Powiedział cynamonowy. - A z wiekiem to nie przesadzaj, jeszcze nie jest aż tak stary. Co ja mam powiedzieć? Bądź Szafirkowa Łapa, której ojciec już siedzi w starszyźnie.
- Ale wy nie siedzicie w starszyźnie i nie jęczycie na pogodę - Wstała i otrzepała się z resztek ziemi. Zaraz potem, skierowała się do legowiska starszych, z wysoko uniesionym ogonem, oraz Cykoriową Łapą gdzieś w tyle, który nic już nie mówiąc, podążył za nią.
- Dziadek? - Kotka wsadziła głowę do legowiska starszych, gdzie już kilka głów odwróciło się w jej stronę. Zignorowała je, wzrokiem szukając jednego kota, który... o! Jest! Wielki jak czołg starszy kocur, uniósł zaspaną głowę.
- O, dzieci... Znudziło wam się, że postanowiliście odwiedzić najbardziej nudne miejsce w obozie? - spytał, podnosząc się do siadu - Dzień dobry Cykoriowa Łapo.
- Dzień dobry Konwaliowy Powiewie - odpowiedział cynamon grzecznie, jednak Kwitka zaczęła się już niecierpliwić.
- A słuchaj, kto był pierwszym przewodnikiem? - spytała, zadzierając łebek do góry - Bo Cykoriowa Łapa nie pamięta.
Gdzieś na tyle swojej głowy poczuła wzrok cynamona, jednak to olała.
- Hm, z tego co kojarzę, to Diamentowy Wąs... - zamyślił się na moment, unosząc wzrok ku sklepieniu -Szept ci nigdy o niej nie wspominał? - spytał zaraz, zdziwionym tonem, na co kotka pokręciła przecząco głową.
- Była jego mentorką - wyjaśnił.
- Tata się uczył na przewodnika? - aż się skrzywiła. Jakoś nie widziała ojca w wersji ,,kret", przemierzającego ciemne korytarze, jednak gest Konwalii wykonany chwilę później, skutecznie rozmył jej podejrzenia. Staruszek pomachał łapą w zaprzeczeniu, z lekkim uśmiechem.
- Nie, nie. Po prostu przejęła jego szkolenie... nie jestem pewien, czy już wtedy była ta rola czy nie... - zmarszczył brwi, odpływając na moment, chyba próbując sobie przypomnieć szczegóły.
- A co się z nią stało? - kolejne pytanie wytrąciło starszego z jego spirali myśli, tym razem zadane przez Cykorię, który to patrzył na kocura z zainteresowaniem. Staruszek jednak wzruszył jedynie barkami.
- Bo ja wiem? - rzucił - Zniknęła potem i tyle ją widzieli, ciała nikt nie znalazł. Ale kto wie? Może oszalała, a jej duch nawiedza teraz podziemie? - uśmiechnął się chytrze, ściszając ton głosu - Jeśli chcecie o nią popytać, możecie spróbować dostać się do dołu, w którym trzymają tego biedaka. Nadal chyba nie do końca wydobrzał po tym, co mu zrobili wilczacy, tylko nie zbliżajcie się zbytnio. I najlepiej idźcie tam z kimś. - Wszystko to brzmiało jak jedna wielka tajemnica... albo bujda. Kniejka wyszła z legowiska starszych z raczej znudzoną miną, zwyczajnie akceptując rzeczywistość.
- ... Chcesz podejść do tej dziury...? - słyszała niepewne pytanie starszego kolegi, na co wzruszyła barkami. Jakoś niezbyt jarało ją odwiedzanie starego, obolałego kota w dziurze. Już o nim słyszała, wiedziała kim jest, straszono nim kociaki w żłobku (lub w przypadku dzieci Przepiórki, w legowisku starszych) i nasłuchała się dość.
- Nah - mruknęła - A po co. Wiemy, że była, zniknęła i tyle. Pewnie wybyła z klanu, z powodu który niezbyt mnie interesuje. Tym bardziej niezbyt mnie interesuje nachodzenie jakiegoś pokiereszowanego kota, żeby się tego dowiedzieć. - I tyle ją widziano. Zaraz po tym rozejrzała się dookoła i czmychnęła w stronę mniej uczęszczanego wejścia do obozu, znikając w krzakach. Nie miała ochoty grzebać się zbyt długo w przeszłości kotów, których tak naprawdę nie znała. Dowiedzieli się już kim była, co robiła i że w ogóle istniała. A jako, iż spodziewała się usłyszeć czegoś więcej, tak teraz była lekko rozczarowana. Tym lepiej porzucało jej się temat.
- No to na co czekamy? Jeśli nie będzie mu to przeszkadzać, to można go zapytać o tą przewodniczkę. - Powiedział cynamonowy. - A z wiekiem to nie przesadzaj, jeszcze nie jest aż tak stary. Co ja mam powiedzieć? Bądź Szafirkowa Łapa, której ojciec już siedzi w starszyźnie.
- Ale wy nie siedzicie w starszyźnie i nie jęczycie na pogodę - Wstała i otrzepała się z resztek ziemi. Zaraz potem, skierowała się do legowiska starszych, z wysoko uniesionym ogonem, oraz Cykoriową Łapą gdzieś w tyle, który nic już nie mówiąc, podążył za nią.
- Dziadek? - Kotka wsadziła głowę do legowiska starszych, gdzie już kilka głów odwróciło się w jej stronę. Zignorowała je, wzrokiem szukając jednego kota, który... o! Jest! Wielki jak czołg starszy kocur, uniósł zaspaną głowę.
- O, dzieci... Znudziło wam się, że postanowiliście odwiedzić najbardziej nudne miejsce w obozie? - spytał, podnosząc się do siadu - Dzień dobry Cykoriowa Łapo.
- Dzień dobry Konwaliowy Powiewie - odpowiedział cynamon grzecznie, jednak Kwitka zaczęła się już niecierpliwić.
- A słuchaj, kto był pierwszym przewodnikiem? - spytała, zadzierając łebek do góry - Bo Cykoriowa Łapa nie pamięta.
Gdzieś na tyle swojej głowy poczuła wzrok cynamona, jednak to olała.
- Hm, z tego co kojarzę, to Diamentowy Wąs... - zamyślił się na moment, unosząc wzrok ku sklepieniu -Szept ci nigdy o niej nie wspominał? - spytał zaraz, zdziwionym tonem, na co kotka pokręciła przecząco głową.
- Była jego mentorką - wyjaśnił.
- Tata się uczył na przewodnika? - aż się skrzywiła. Jakoś nie widziała ojca w wersji ,,kret", przemierzającego ciemne korytarze, jednak gest Konwalii wykonany chwilę później, skutecznie rozmył jej podejrzenia. Staruszek pomachał łapą w zaprzeczeniu, z lekkim uśmiechem.
- Nie, nie. Po prostu przejęła jego szkolenie... nie jestem pewien, czy już wtedy była ta rola czy nie... - zmarszczył brwi, odpływając na moment, chyba próbując sobie przypomnieć szczegóły.
- A co się z nią stało? - kolejne pytanie wytrąciło starszego z jego spirali myśli, tym razem zadane przez Cykorię, który to patrzył na kocura z zainteresowaniem. Staruszek jednak wzruszył jedynie barkami.
- Bo ja wiem? - rzucił - Zniknęła potem i tyle ją widzieli, ciała nikt nie znalazł. Ale kto wie? Może oszalała, a jej duch nawiedza teraz podziemie? - uśmiechnął się chytrze, ściszając ton głosu - Jeśli chcecie o nią popytać, możecie spróbować dostać się do dołu, w którym trzymają tego biedaka. Nadal chyba nie do końca wydobrzał po tym, co mu zrobili wilczacy, tylko nie zbliżajcie się zbytnio. I najlepiej idźcie tam z kimś. - Wszystko to brzmiało jak jedna wielka tajemnica... albo bujda. Kniejka wyszła z legowiska starszych z raczej znudzoną miną, zwyczajnie akceptując rzeczywistość.
- ... Chcesz podejść do tej dziury...? - słyszała niepewne pytanie starszego kolegi, na co wzruszyła barkami. Jakoś niezbyt jarało ją odwiedzanie starego, obolałego kota w dziurze. Już o nim słyszała, wiedziała kim jest, straszono nim kociaki w żłobku (lub w przypadku dzieci Przepiórki, w legowisku starszych) i nasłuchała się dość.
- Nah - mruknęła - A po co. Wiemy, że była, zniknęła i tyle. Pewnie wybyła z klanu, z powodu który niezbyt mnie interesuje. Tym bardziej niezbyt mnie interesuje nachodzenie jakiegoś pokiereszowanego kota, żeby się tego dowiedzieć. - I tyle ją widziano. Zaraz po tym rozejrzała się dookoła i czmychnęła w stronę mniej uczęszczanego wejścia do obozu, znikając w krzakach. Nie miała ochoty grzebać się zbyt długo w przeszłości kotów, których tak naprawdę nie znała. Dowiedzieli się już kim była, co robiła i że w ogóle istniała. A jako, iż spodziewała się usłyszeć czegoś więcej, tak teraz była lekko rozczarowana. Tym lepiej porzucało jej się temat.
◃―‧▫☽﹡❇﹡☾▫‧―▹
Szybko okazało się, że pomimo zatyczek, spanie w legowisku uczniów było istnym koszmarem. Co prawda nie było źle, w końcu już wcześniej wydawało się, że się przyzwyczaiła do ich głośnych oddechów, mlaskania czy jęczenia wywołanego koszmarem, jednak teraz było inaczej. Ten nieustający szum w uszach. Czasem błagała w myślach, żeby jej krew przestała płynąć, jednak ta nieustannie leciała swoim tempem. Nie potrafiła się przyzwyczaić do nowego uczucia w uszach, do ciśnienia jakie w nich powstawało, ani do rodzaju odgłosów, jakie do nich docierały. I mimo wszystko, bała się wyciągnąć woskową zatyczkę. Świat pogrążony był nocą we śnie, koty nie wchodziły w głośne, plotkarskie rozmówki, nie musiała słuchać, jak Króliczy Nos i Margaretkowy Wschód rozrzucają wokół jakąś dziwną atmosferę, kiedy są razem, a którą lilowa kotka uważała za męczącą i całkiem niepotrzebną. Jednak co, jeśli pomimo tej ciszy, ktoś nagle zacznie zawodzić? Przecież już teraz wkurzały ją oddechy. Co będzie, jak jednak wyciągnie wosk? Wtem, jeden z uczniów chrapnął krótko, co już całkiem rozbudziło młodą uczennicę. Dość. Otwarła szeroko oczy, po czym wstała sztywno, by ostrożnie skierować się ku wyjściu. I tak od kilku dni. Na razie nie było z tym problemu, w końcu na zewnątrz nie było jakoś bardzo zimno. Czasem mocniej zawiało, przez co ciałem kotki wstrząsał dreszcz, jednak nie było to nic wielkiego. Gorzej, jak nadejdzie zima. Przymknęła oczy i napuszyła się nieznacznie, przy okazji łapiąc uszami dźwięk zbliżających się kroków. Spokojnych, nie nerwowych... nie miała się więc czego obawiać, więc jedynie siedziała w miejscu, czekając, aż właściciel owych kroków zacznie zdanie jako pierwszy.
- Problemy ze snem? - skierowała swoje spojrzenie na przysiadającego się Cykorię, ledwo unosząc powieki.
- Powiedzmy - odpowiedziała - Nigdy nie sądziłam, że egzystencja innych kotów obok, będzie tak strasznie irytująca. - tu przerwała na moment, wtulając nos w gęstą kryzę - U ciebie też?
<Cykoria?>
[894 słowa]
[przyznano 18%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz