"Jesteś okropną siostrą Księżyc... Najgorszą w całym Klanie Klifu. Nie! Najgorszą siostrą, jaka kiedykolwiek żyła! Żeby doprowadzać brata do płaczu? Wstydź się!" Takie myśli kłębiły się w jej główce. Była kilka kroków od całkowitej rozpaczy. Już zaczynała się trząść.
Prawdziwe łzy skapywały teraz i z mordki Promyka. No brawo Księżyc... Koteczka, przerażona, wpatrywała się w jego pyszczek, teraz wykrzywiony w smutku. Nie miała pojęcia co zrobić. Mama się na nią zdenerwuje. Obydwie mamy! Cała rodzina; babcie, dziadek, wujkowie... Wszyscy się dowiedzą, jaką jest straszną osobą. Z brata przesunęła wzrok na wpół zjedzone, wpół wyplute truchło robaczka; jego też zawiodła. Gdyby nie zwróciła uwagi na śliczny czarny pancerzyk i pozwoliła spokojnie dokończyć wędrówkę na zewnątrz, żyłby dalej, wróciłby do domku. Przesunęła ciałko delikatnie łapką; nic. Nie ruszył się, nie powstał magicznie i nie odleciał w bezpieczne miejsce. Czy do Klanu Gwiazdy docierają też duszyczki niewinnych robaczków? Podobno było to wspaniałe miejsce. Być może wielcy przodkowie litują się też nad nimi, skoro wujek Judaszowiec mówił, że są najwspanialsi i najbardziej szlachetni. Miała taką nadzieję...
W tym momencie pojawiła się mama Zielone Wzgórze. Musiała wrócić z porannego patrolu, gdyż pachniała morską bryzą i zroszonymi krzewami. Na pysku malował się szeroki uśmiech, który był niemal jej wizytówką. Najpierw dostrzegła śpiącą partnerkę wraz z Pełnią i Zaćmieniem; chciała odejść, ale w ostatnim momencie jej oczy napotkały dwie malutkie postacie, skryte po drugiej stronie kociarni. Dziarskim krokiem zaczęła podchodzić do syna i córeczki, w końcu dostrzegła ich mokre lica. Nieźle się wystraszyła.
— Hej, hej! Promyczku, Księżyc, moje Wy maluchy, czy coś się wam stało?! — jej drżący głos był cichy; nie chciała alarmować spokojnie drzemiącej Bożodrzewny Kaprys, pewnie była przemęczona ciągłą opieką nad miotem. — Bolą was brzuszki? Łapki? A może główki?! Chcecie się przejść do Pań medyczek?
Zmartwione, zielone ślepia błądziły między jednym a drugim dzieciakiem. Bladooka nawet nie patrzała na matkę, nie chciała, aby ta patrzyła, jaką jest okropną siostrzyczką. Co jeśli Promyk wszystko jej powie, że to jej wina, że płaczę, że to wszystko przez nią? Czy przestanie ją kochać? Wojowniczka wiedziała, że mniejsza nic jej nie powie; przyzwyczaiła się do tego. Skierowała więc wzrok na syna.
— No, Promyczku? Mój ty dzielny łobuzie, co się wam stało?
<Promyk?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz