tw – opis rozszarpania przez psy
Zebrał się wraz z Mgiełką oraz Pieczarką przy wyjściu z obozu, machając delikatnie ogonem. Czekając na wyjście, rozkoszował się promieniami słońca na jego czarnej sierści oraz wiatrem świszczącym cichutko w koronach drzew. -Wszyscy są? - zapytała Mirabelka, podchodząc do niego wraz z Mrozem i Skrzypem.
-Aha - odpowiedział kocur, spoglądając na przybyłe koty.
Tego dnia patrol był dość duży, ze względu na dwunożnych i psy, którzy krążyli po terenach, co napawało niepokojem społeczność. Słysząc odpowiedź grzybowego, tortie dała znak ogonem na wymarsz i ruszyli, zostawiając obóz za sobą. Skierowali się najpierw w kierunku Szopy Strachu, pokonując wysoką trawę oraz przedzierając się przez tak dobrze znane im zarośla.
-Jak myślicie, spotkamy po drodze dwunożnych z ich psami? - zapytała Pieczarka, przerywając ciszę - albo lisy?
-Mam nadzieję, że nie - odparła Mirabelka, nie obracając się za siebie.
Wszystkie koty potaknęły zgodnie na słowa kotki, w pełni się zgadzając. Nie minęło wiele czasu, a dotarli do wcześniej wspomnianego miejsca, jednak już chwilę później Mirabelka ruszyła dalej, do Owocowego Lasku, a później do Upadłej Gwiazdy. Czernidłak szedł spokojnie obok pobratymców, rozglądając się czujnie z lekko uchylonym pyskiem, aby w razie potrzeby wyczuć zagrożenie. Na szczęście nigdzie nie było śladu po psach, dwunożnych, lisach albo borsukach, patrol rozluźnił się więc nieco i w pogodnej atmosferze okrążyli granice, kierując się z powrotem do obozu. Gdy praktycznie mijali Konający Buk, grzybowy zatrzymał się, lustrując okolicę spojrzeniem swoich czujnych oczu.
-Coś się stało? - spytała tortie, patrząc na niego.
-Wydawało mi się, że czułem... nieważne, pewnie mi się wydawało - miauknął lekceważąco czarno-biały. Przez sekundę miał wrażenie, jak gdyby do jego nozdrzy dopłynął obrzydliwy odór psa, jednak już po chwili zapach zniknął.
-No dobrze, a więc... - głośny skowyt przerwał wypowiedź zwiadowczyni, a ta najeżyła futro, rozglądając się dziko wokół.
Zza bujnej roślinności wyłonił się ogromny, czarny pies. Jego ciemny pysk naznaczony był paroma jaśniejszymi, pomarańczowymi plamkami, a małe, brązowe oczy błyszczały groźnie w blasku słońca. Swoim wielkim ogonem stworzenie zamiatało ziemię, natomiast jego potężna budowa górowała nad kotami. Zwierzę zrobiło krok do przodu, warcząc wściekle. Zdawało się, jakby ziemia pod nim drżała.
-Na drzewa! - wrzasnęła Mirabelka, rzucając się do najbliższego pnia.
Czernidłak oprzytomniał nieco i ruszył w ślady zwiadowczyni. Kątem oka dostrzegł resztę patrolu, biegnących w kierunku drzew. Pies jednak, widząc uciekające ofiary, szczeknął głośno i popędził za kotami, ujadając. Niebieskooki pomógł wspiąć się na drzewo Mgiełce, po czym sam wskoczył na najniższą gałąź, wbijając w nią z całej siły pazury. Rozejrzał się po kotach. Wszyscy znaleźli bezpieczne schronienie. Zwiadowca poczuł na sobie oddech zwierzęcia, zatrzymującego się pod drzewem, na którym znajdował się on i Mgiełka. Z gardła zwiadowcy wydobyło się głośne syknięcie, a jego futro najeżyło się, próbując odstraszyć napastnika. Rottweiler nie zraził się tym jednak. Oparł swoje silne, przednie łapy na pniu i zaczął podskakiwać, kłapiąc pyskiem.
-Trzymaj się - wycedził przez zaciśnięte zęby Czernidłak do uczennicy, chwytając jej ogon, aby na pewno nie spadła. Kotka pociągnęła nosem i kiwnęła raz główką, trzęsąc się cała.
Wreszcie pies odpuścił i odsunął się od jego oraz szylkretki. W tej samej chwili zwiadowca usłyszał wrzaski patrolu. Z bijącym sercem odwrócił się i ujrzał Skrzypa, który zsunął się z gałęzi. Do jego uszu dobiegł chrzęst łamanych kości, spowodowanych upadkiem z tak dużej odległości. Jasny kocur wylądował na ziemi, mrużąc oczy z bólu.
-Nie! - krzyknęła Mgiełka, zrywając się i chcąc pobiec na ratunek pobratymcu. Ujrzał przerażone spojrzenie Mirabelki i łzę w kąciku jej oka.
-Stój! - Czernidłak zablokował drogę kotce. Nie mogła zejść na dół. Przerażona kotka spojrzała w dół i zamarła.
Liliowy wojownik podniósł się z ziemi, starając się ponownie wdrapać na drzewo, jednak pies go wyprzedził. Swoimi silnymi szczękami złapał kocura za kark, łamiąc go, co potwierdzał głośny szczęk. Z gardła grzybowego wydobył się stłumiony jęk, jakby licząc, że jeszcze może coś zmienić, że stwór uwolni Skrzypa, że los jego pobratymca nie jest przesądzony. Na próżno łzy, syki i warknięcia kotów z patrolu. Psisko rzuciło vanem o ziemię, roztrzaskując kolejne kości. Było za późno. Wojownik otworzył pysk, z którego wypłynęła stróżka krwi, a w jego otwartych szeroko oczach zastygło przerażenie i bezsilność. Stłumiony jęk Mroza został zagłuszony przez krzyk Mirabelki.
-Skrzypie! - kotka zgięła się w pół, jakby sama oberwała od wygłodniałego zwierzęcia i zacisnęła powieki na chwilę.
Zwierzę nie przestało jednak na tym. Zaczęło powoli rozdzierać skórę kota i odgryzać kawałki mięsa, jak gdyby poległy wojownik był jakąś zabawką. Czernidłak odwrócił wzrok. Nie mógł na to patrzeć. Zasłonił również ogonem oczy Mgiełce, aby oszczędzić jej tego widoku. Po chwili do jego nozdrzy dopłynął intensywny zapach krwi, jednak odór psa zaczął powoli maleć. Zwrócił głowę w kierunku miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stało psisko razem ze Skrzypem. Z wojownika zostały tylko strzępki jasnego futra, kości oraz mięsa. Po polane rozległ się cichy płacz Mgiełki, która spojrzała ponad ogonem mentora na przerażające pozostałości Skrzypa. Chciał ją jakoś pocieszyć, jednak nie mógł. Nie był w stanie. Nawet widok Iskry czy Bławatka nie był tak przerażający jak to, co zrobił ze Skrzypem pies.
-M-musimy iść - wyszeptała tortie, jednak na tyle głośno, aby wszyscy ją usłyszeli - nie schodźcie z drzew - dodała i obróciła się.
Zwiadowca razem z resztą przerażonego i zszokowanego patrolu skierował się ku obozowi, przeskakując z gałęzi na gałąź. Z racji, iż Mgiełka nie umiała jeszcze tak dobrze poruszać się po drzewach, pomagał jej czasami, aby nie spadła.
***
Wszedł do obozu za innymi członkami patrolu, ze wzrokiem wbitym w ziemię. Zanim się obejrzał, większość kotów które zostały w obozie zebrały się, zwabione zapachem krwi i brakiem jednego z wojowników. W pewnej chwili grzybowy dostrzegł Pumę, który podszedł do niego, aby przywitać się. Gdy bicolor wyczuł krew, otworzył szeroko oczy i spojrzał na niego pytająco. Zwiadowca zwiesił tylko głowę i wskazał ogonem rudą liderkę, pochodzącą do Mirabelki. -Co się stało? - zapytała, mierząc wzrokiem zmęczone koty.
Zwiadowczyni przewodząca grupą zdała przywódczyni relacje ze zdarzenia, unikając kontaktu wzrokowego. Czernidłak nie słuchał jej już. Spoglądał zmęczony i roztrzęsiony na widocznie zszokowanego przyjaciela. Gdy tylko Mirabelka skończyła wszystko wyjaśniać, grzybowy odsunął się na bok razem ze stróżem. Czuł, jak łapy uginają się pod nim. Położył się na ziemi, starając się opanować drżenie ciała. Zanim zdążył ponownie wstać, Puma usiadł obok niego i położył swój ogon na jego barku.
-Już po wszystkim - oznajmił, starając się opanować drżenie głosu - wiem, że to trudne, ale... nie przejmuj się... Mogę zostać tutaj tyle, ile chcesz.
-On... wszedł na drzewo, udało mu się uciec... ale stracił równowagę i... spadł. Złamał sobie kości.. Pies go dopadł. A ja.. Nic nie zrobiłem. Tylko odwróciłem wzrok. Jak tchórz.
-Słuchaj, ja też pewnie bym tak zrobił. W końcu to był nasz pobratymiec. I nie mów o sobie w taki sposób - miauknął, z lekko naburmuszoną miną.
-Nie rozumiesz! Ja.. Wyczułem przedtem psa. Ale zignorowałem to. Gdybym od razu zaingerował, może Skrzyp by przeżył!
-Nie użalaj się, proszę! To nie jest twoja wina, tylko tego psa! - powiedział błagalnie stróż.
Grzybowy westchnął i oparł głowę na łapach, wtulając się w bok przyjaciela. Wiedział, że tej nocy nie będzie mógł zasnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz