*Chwilę przed śmiercią Chłodnego Omenu*
Powoli wyszła z legowiska wojowników. Był ranek, a Biała Łapa najpewniej jeszcze spała. Makowy Nów westchnęła cicho. Jej uczennica powinna już wstawać, jednak liliowa wiedziała, jak ta jest leniwa. Po chwili czekania postanowiła dać sobie spokój. "Trening zrobię później" - pomyślała i rozejrzała się po obozie. Jej wzrok padł na żłobek oraz stos zwierzyny. Pora Nagich Drzew dała wszystkim w kość, jednak karmicielki i ich kocięta powinny odpowiednio się odżywiać. Musiały więc teraz korzystać, póki było trochę zwierzyny. Skierowała się do stosu, zabierając kilka myszy. Gdy przekroczyła próg żłobka, powitał ją znajomy zapach, przypominający jej dzieciństwo. I mamę. Jej piosenki. Nawet trochę wbrew sobie zaczęła nucić cicho jedną z nich, kładąc myszy po kolei obok karmicielek. Już miała wychodzić, widząc, że każda z kotek jest zajęta, jednak wtedy zahaczyła łapą o jedno z legowisk. Znowu. Uderzyła twardo o ziemię, od razu przerywając nucenie. Syknęła coś cicho. Dlaczego zawsze musiała być tak niezdarna? Powoli się podniosła i wtedy zauważyła przed sobą kociaka. Była to dość wysoka, jak na swój wiek, niebieska kotka. Posiadała też trochę kremowych łat w sierści. Mak nie umiała przypomnieć sobie imienia tego malucha. Chociaż było dokładnie jak z Mroźną Łapą, jego imię znała, a tej kotki nie. "To pewnie przez tą śmierć" - pomyślała. Stała tak przed maluchem, niepewna co zrobić. Może powinna zagadać, jak wtedy do Mroźnej Łapy? Może ją obudziła?
- Em... Hej? – mruknęła cicho.
- Cześć – odpowiedziało kocię, machając ogonkiem – Jak masz na imię?
- Makowy Nów – przedstawiła się, lekko otrzepując z kurzu po upadku – A ty? Ty jesteś córką... – urwała na chwilę, starając się sobie przypomnieć. Na pewno był to ktoś z kultu, tego była pewna. Tylko kto. Rozejrzała się jeszcze raz po żłobku – ...Olszowej Kory? – dokończyła w końcu.
- Mhm! – skinęła główką na potwierdzenie – Nazywam się Cis! – odpowiedziała kotka, ewidentnie bardzo zadowolona. Cis. Makowy Nów powtórzyła sobie kilka razy imię kociaka, by lepiej zapamiętać. Po chwili nastała dość niezręczna cisza. Przynajmniej dla Mak. Nie wiedziała, co zrobić, w końcu nie była za dobra, jeśli chodzi o relacje, zwłaszcza z kociętami.
- Mam nadzieję, że cię nie obudziłam – miauknęła w końcu, by tylko się odezwać.
- Nie, mnie nie – powiedziała, po czym dalej ciągnęła rozmowę – Ładny kwiatek! Jak się nazywa? Skąd go masz? Jest może trujący? – zalała ją lawiną pytań, dotyczących rośliny przy jej uchu. Wyjęła na chwilę kwiat z futra i położyła przed kociakiem, by mógł obejrzeć.
- To jest mak... Od niego wzięło się moje imię – mruknęła – Pierwszy dała mi mama, a później zbierałam sama, lub z kimś u boku – powiedziała jak zwykle bez emocji – Pewnie w za dużych ilościach jest trujący... Ale z tym musiałabyś pójść do mojej siostry, ona jest taką asystentką medyka – wyjaśniła krótko.
- Ale fajnie! Ja raczej nie mogłabym chodzić z igiełką za uchem. Bolałoby – skomentowała. Chwilę jeszcze zajęła jej obserwacja rośliny i przerzuciła wzrok na wojowniczkę. Mak szybko zdała sobie z tego sprawę, więc również spojrzała na kocię. Nagle coś ją tknęło. Cis miała w sobie coś... Znajomego. To uczucie jednak szybko przeszło, razem z błyskiem w oczach kotki.
- Czy wy wszyscy nie macie uczuć? – zapytała nagle szeptem. Liliowa zdziwiła się, słysząc pytanie Cis. Czy miała ona takie zdanie o wszystkich kotach w Klanie Wilka? Że nie mają uczuć? Musiała jednak przyznać, że kocię miało trochę racji. To miejsce nie było jak inne, a uczucia i emocje były tu zbędne. Były słabością, którą ona musiała nauczyć się kontrolować.
- To nie tak Cis – powiedziała Makowy Nów – Taki po prostu jest Klan Wilka. Koty tu są inne, niż w innych klanach. Nawet te, które tutaj przyszły z daleka... – spuściła nieco wzrok, wchodząc na ścieżkę wspomnień – Jednak nie wszyscy tacy są, albo byli kiedyś. Niektórzy po prostu się... – urwała na chwilę. Odkąd się zmieniła, jeszcze nigdy nie rozmawiała z kimś na taki temat. A teraz ten mały kociak jakby zmusił ją na wspominki i rozgrzebanie dawnej Mak – ...zmieniają.
- Ja nie lubię zmian… – wymamrotała kotka. Mak spojrzała na nią. Znowu to samo uczucie. Cis wydawała jej się dziwnie znajoma, co było wręcz absurdalne, skoro jeszcze przed chwilą nawet nie znała jej imienia.
- Zmiany są trudne, jednak to część życia – powiedziała wojowniczka, nie mogąc przestać przyglądać się maluchowi. Chciała się dowiedzieć, co wyglądało u niej znajomo. Przecież nawet nie rozmawiała z jej matką, czy ojcem. Jak więc tak mogło być? Wtedy zrozumiała. Na jej pysku momentalnie wymalował się szok, a sama kotka lekko się odsunęła. Cis zwróciła wzrok w jej stronę i liliowa już była pewna. W oczach kociaka lśnił ten sam błysk co u Bursztynowej Łapy. Dokładnie to samo, identyczne! Ale jak to możliwe? Przecież ona umarła i to wiele księżyców temu.
- Makowy Nowiu? – usłyszała niepewny głos kociaka i wróciła do rzeczywistości. Dopiero wtedy zauważyła, że po jej policzkach spływa kilka łez.
- No widzisz... Jednak mam uczucia – odparła sztywno wojowniczka, szybko wycierając łzy. Jak mogła dopuścić do tego, że taki mały kociak najpierw wyciąga z niej wspomnienia, a potem doprowadza ją do płaczu? I to z takiego głupiego powodu! Bursztynowa Łapa już nie żyła, a to był dziwny zbieg okoliczności. Jej już nic do życia nie przywróci.
- Będę się już zbierać – powiedziała Makowy Nów i złapała dalej leżący na ziemi kwiat. Podczas tego w głowie roiło jej się od myśli. Jak to możliwe? Czy przypadkiem jej się nie przewidziało? I co najważniejsze, jak mogła dopuścić do takiego zachowania przed kociakiem? Maluchem, który ma zaledwie 3 czy 4 księżyce? Położyła uszy na głowie z zażenowania. Jasne, czasem nie panowała nad gniewem w obozie, wśród kotów, ale smutek? Płacz przez kociaka... Jedno było pewne - nie miała zamiaru znowu do tego dopuścić.
<Cis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz