TW: rozcinanie martwej myszy
Wstała dzisiaj wcześnie rano.
- Co się dzieje? - wymamrotała do matki.
- Kochanie, klan potrzebuje medyka. Zaranna Zjawa i Naparstnicowa Kołysanka nie uczyły się, żeby być medykiem i nie miały czasu się tak dużo nauczyć. Naprawdę potrzebujemy młodego kota, który by się tego wszystkiego nauczył. Możesz nim zostać. W końcu jesteś taka mądra, dasz sobie radę. Przynajmniej pójdź na tę rozmowę, dobrze? Dla mamusi - poprosiła calico. Koteczka skinęła głową. Dla mamusi. Mamusia była najważniejsza, więc musiała to zrobić. Tak więc razem z matką poszła do legowiska medyka. Tam wojowniczka się pożegnała i zostawiła ją z medyczkami i przywódcą.
- Czemu chcesz być medykiem? - zapytał niebieski.
- Klan Wilka potrzebuje medyka. Uważam, że dam sobie radę. - Nie mogła powiedzieć “bo mama chce”. Zawiodłaby ją! A do tego dopuścić nie mogła. Żółtooki skinął głową i dał znak znajomej już kociakowi medyczce do przystąpienia do dalszej części testu. Bura położyła mysz pod łapami tortie. Brązowooka była zdezorientowana. Co ma z tym zrobić? Reanimację czy co?
- Po co mi mysz? Mam ją zjeść? Jest nafaszerowana jakimiś ziołami? - zapytała zdezorientowana. O co tu chodziło? Ma wykryć, czy zdobycz jest dobra do zjedzenia? Miała być medyczką, a nie testerem zwierzyny. Coś jej tu nie pasowało. Bardzo nie pasowało.
- Nie, Cisie - miauknęła zielonooka, wpatrując się kotce w oczy. - Rozetnij jej brzuch - rozkazała.
Zmarszczyła brwi. Nie rozumiała tego. Mama jej zabraniała bawić się jedzeniem. Tak jak koty, które przynosiły zwierzynę.
- Eh…no dobrze- powiedziała, jeszcze bardziej zdezorientowana, wysuwając pazury. Popatrzyła na ostre niespiłowane szpikulce, które były jej praktycznie jedyną bronią. Przybliżyła swój pazur do brzucha myszy. Nawet nie myślała o tym, że to coś kiedyś żyło. W końcu zawsze widziała je martwe. W roli jedzenia. Po prostu przecięła skórę zwierzęcia patrząc na to co jest w środku. Nic szczególnego. Dużo mięsa. Popatrzyła na swój pazur. Był umazany szkarłatną krwią. Popatrzyła dziwnie na swoją łapę. Nigdy nie przyglądała się krwi. Zaczęła wylizywać starannie swoją łapkę, czując metaliczny posmak na języku. Dziko pręgowana również wysunęła pazury i jeszcze bardziej rozcięła zwierzę.
- Powiedz mi, co tu widzisz. - Tygrysio pręgowana przerwała czyszczenie swojej łapy. Po tym jak medyczka rozcięła zwierzę ukazały się parówkowate kształty.
- No nie wiem, co to może być. Wygląda jak robak - powiedziała po prostu. Była kociakiem. Nie mogła wcześniej wiedzieć o tym, że tak wygląda wnętrze żywych stworzeń.
- To narządy wewnętrzne, Cis - zaczęła medyczka. - Każde z nas je w sobie posiada i u większości zwierząt są one analogiczne - stwierdziła. - Dzięki nim żyjemy, tak samo zwierzyna, nim trafi w nasze łapy.
W połowie nie zrozumiała dokładnie słów medyczki, ale nie przejęła się.
- Mhm… no cóż. Zwierzyna to zwierzyna - powiedziała. Nie zamierzała przerzucać się na żarcie liści przez to, że to coś kiedyś żyło. Kocica sięgnęła do myszy, następnie wskazując na mały, rozciągliwy worek w jej środku.
- Wiesz może, co to jest? - spytała młodszej. Zaczynała już być zmęczona ciągłymi pytaniami o to co znajduje się w myszy.
- Nie wiem, oddychała tym może? - zapytała.
- Nie - odparła Zaranna. - To tutaj trafiało jej pożywienie po przełknięciu - stwierdziła, przejeżdżając pazurem, przez co dostrzec można było strawione kawałki traw i ziaren. Dalej uniosła nieco pazur, którym podążała tuż nad przełykiem zwierzęcia, dochodzącym aż do końca rozerwanej części myszy. Kontynuowała jednak wskazywanie pazurem drogi pożywienia aż do pyska ofiary - a to - wskazała dwa worki, które były tylko częściowo widoczne - to są płuca. Nimi oddychała mysz za życia.
- Mhm…mam tylko jedno pytanie. W jakim stopniu przyda mi się ta wiedza jeżeli będę medykiem? - zapytała. Nie potrzebowała wiedzieć, gdzie co jest w myszy. No bo co ma z tym zrobić? Edukować kocięta?
- Na zewnątrz jesteśmy różni od zwierzyny, na którą polujemy. Wewnątrz już nie aż tak - stwierdziła medyczka. - Ta wiedza może okazać się przydatna przy leczeniu dolegliwości czy tamowaniu ran.
- Będą jeszcze jakieś pytania czy to koniec rozmowy?- zapytała. Miała ochotę już stąd wyjść i mieć tę rozmowę za sobą. Robiła to dla mamusi. Córka Szakalej Gwiazdy uniosła ciut brwi, mrużąc oczy, ale nie skomentowała.
- To serce - wskazała na czerwony organ - a to jelita - dodała jeszcze, wskazując na poskręcane, blade coś. Następnie spojrzała na Błękitną Gwiazdę, skinąwszy powoli głową.
- Nada się. Możemy przeprowadzić ceremonie. - Jej mózg działał wtedy za szybko, żeby wyłapać przynajmniej jedną rzecz, którą pomyślała, jak to usłyszała.
Bura skinęła głową, przenosząc spojrzenie na córkę Olszowej Kory.
- Witaj nowa medyczko - miauknęła, po czym wraz z liderem ruszyła do wyjścia z legowiska.
- Co się dzieje? - wymamrotała do matki.
- Kochanie, klan potrzebuje medyka. Zaranna Zjawa i Naparstnicowa Kołysanka nie uczyły się, żeby być medykiem i nie miały czasu się tak dużo nauczyć. Naprawdę potrzebujemy młodego kota, który by się tego wszystkiego nauczył. Możesz nim zostać. W końcu jesteś taka mądra, dasz sobie radę. Przynajmniej pójdź na tę rozmowę, dobrze? Dla mamusi - poprosiła calico. Koteczka skinęła głową. Dla mamusi. Mamusia była najważniejsza, więc musiała to zrobić. Tak więc razem z matką poszła do legowiska medyka. Tam wojowniczka się pożegnała i zostawiła ją z medyczkami i przywódcą.
- Czemu chcesz być medykiem? - zapytał niebieski.
- Klan Wilka potrzebuje medyka. Uważam, że dam sobie radę. - Nie mogła powiedzieć “bo mama chce”. Zawiodłaby ją! A do tego dopuścić nie mogła. Żółtooki skinął głową i dał znak znajomej już kociakowi medyczce do przystąpienia do dalszej części testu. Bura położyła mysz pod łapami tortie. Brązowooka była zdezorientowana. Co ma z tym zrobić? Reanimację czy co?
- Po co mi mysz? Mam ją zjeść? Jest nafaszerowana jakimiś ziołami? - zapytała zdezorientowana. O co tu chodziło? Ma wykryć, czy zdobycz jest dobra do zjedzenia? Miała być medyczką, a nie testerem zwierzyny. Coś jej tu nie pasowało. Bardzo nie pasowało.
- Nie, Cisie - miauknęła zielonooka, wpatrując się kotce w oczy. - Rozetnij jej brzuch - rozkazała.
Zmarszczyła brwi. Nie rozumiała tego. Mama jej zabraniała bawić się jedzeniem. Tak jak koty, które przynosiły zwierzynę.
- Eh…no dobrze- powiedziała, jeszcze bardziej zdezorientowana, wysuwając pazury. Popatrzyła na ostre niespiłowane szpikulce, które były jej praktycznie jedyną bronią. Przybliżyła swój pazur do brzucha myszy. Nawet nie myślała o tym, że to coś kiedyś żyło. W końcu zawsze widziała je martwe. W roli jedzenia. Po prostu przecięła skórę zwierzęcia patrząc na to co jest w środku. Nic szczególnego. Dużo mięsa. Popatrzyła na swój pazur. Był umazany szkarłatną krwią. Popatrzyła dziwnie na swoją łapę. Nigdy nie przyglądała się krwi. Zaczęła wylizywać starannie swoją łapkę, czując metaliczny posmak na języku. Dziko pręgowana również wysunęła pazury i jeszcze bardziej rozcięła zwierzę.
- Powiedz mi, co tu widzisz. - Tygrysio pręgowana przerwała czyszczenie swojej łapy. Po tym jak medyczka rozcięła zwierzę ukazały się parówkowate kształty.
- No nie wiem, co to może być. Wygląda jak robak - powiedziała po prostu. Była kociakiem. Nie mogła wcześniej wiedzieć o tym, że tak wygląda wnętrze żywych stworzeń.
- To narządy wewnętrzne, Cis - zaczęła medyczka. - Każde z nas je w sobie posiada i u większości zwierząt są one analogiczne - stwierdziła. - Dzięki nim żyjemy, tak samo zwierzyna, nim trafi w nasze łapy.
W połowie nie zrozumiała dokładnie słów medyczki, ale nie przejęła się.
- Mhm… no cóż. Zwierzyna to zwierzyna - powiedziała. Nie zamierzała przerzucać się na żarcie liści przez to, że to coś kiedyś żyło. Kocica sięgnęła do myszy, następnie wskazując na mały, rozciągliwy worek w jej środku.
- Wiesz może, co to jest? - spytała młodszej. Zaczynała już być zmęczona ciągłymi pytaniami o to co znajduje się w myszy.
- Nie wiem, oddychała tym może? - zapytała.
- Nie - odparła Zaranna. - To tutaj trafiało jej pożywienie po przełknięciu - stwierdziła, przejeżdżając pazurem, przez co dostrzec można było strawione kawałki traw i ziaren. Dalej uniosła nieco pazur, którym podążała tuż nad przełykiem zwierzęcia, dochodzącym aż do końca rozerwanej części myszy. Kontynuowała jednak wskazywanie pazurem drogi pożywienia aż do pyska ofiary - a to - wskazała dwa worki, które były tylko częściowo widoczne - to są płuca. Nimi oddychała mysz za życia.
- Mhm…mam tylko jedno pytanie. W jakim stopniu przyda mi się ta wiedza jeżeli będę medykiem? - zapytała. Nie potrzebowała wiedzieć, gdzie co jest w myszy. No bo co ma z tym zrobić? Edukować kocięta?
- Na zewnątrz jesteśmy różni od zwierzyny, na którą polujemy. Wewnątrz już nie aż tak - stwierdziła medyczka. - Ta wiedza może okazać się przydatna przy leczeniu dolegliwości czy tamowaniu ran.
- Będą jeszcze jakieś pytania czy to koniec rozmowy?- zapytała. Miała ochotę już stąd wyjść i mieć tę rozmowę za sobą. Robiła to dla mamusi. Córka Szakalej Gwiazdy uniosła ciut brwi, mrużąc oczy, ale nie skomentowała.
- To serce - wskazała na czerwony organ - a to jelita - dodała jeszcze, wskazując na poskręcane, blade coś. Następnie spojrzała na Błękitną Gwiazdę, skinąwszy powoli głową.
- Nada się. Możemy przeprowadzić ceremonie. - Jej mózg działał wtedy za szybko, żeby wyłapać przynajmniej jedną rzecz, którą pomyślała, jak to usłyszała.
Bura skinęła głową, przenosząc spojrzenie na córkę Olszowej Kory.
- Witaj nowa medyczko - miauknęła, po czym wraz z liderem ruszyła do wyjścia z legowiska.
***
Był wieczór. Siedziała w legowisku medyka, starając się nie zasnąć nad liczonymi ziołami. To chyba jakiś żart. Że ona medyczką? Pff, nie ma opcji. Ale klan potrzebował medyka, a ona wykazała zainteresowanie. Co prawda truciznami, ale no cóż. Była dzieckiem kultysty…wszystko się zgadzało. Mamusi zależało, więc poszła. Zdała. No cóż, będzie musiała sobie jakoś poradzić. Może uda jej się poprosić Zaranną Zjawę, żeby się szkolić też na wojownika?
[782 słów trening med]
[przyznano 16%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz