jakiś czas temu
Poczuł się, jakby został wrzucony do jakiejś bardzo zimnej wody. Mieszanka dziwnych, niezbyt przyjemnych uczuć coraz bardziej narastała. Z trudem mu się przełykało ślinę, oddychało. Z każdym kolejnym uderzeniem serca chciał w ogóle tego dnia nie wstawać ze swojego posłania. Drobne ciało jego matki leżało przed nim. Gdyby nie ten fakt, nie uwierzyłby w te przykre słowa.- To niemożliwe – wypalił szybko, z podenerwowaniem kręcąc ogonem. – Błotniste Ziele nigdy nie dałaby się zabić potworowi.
- To najlogiczniejsze rozwiązanie, Diamencie – miauknęła uspokajająco Skowronek.
Jej głos był cichy, smutny, współczujący. Srebrny kocur z gniewem podniósł głowę znad zwłok swojej matki i utkwił piorunujący wzrok na Kamiennej Szamance. Nie chciał współczucia, co mu to da? Dezorientacja i szok zmieniły się w furię. Czuł coraz większą potrzebę obwiniania kogoś za tą nagłą śmierć. Ktoś musiał być za to odpowiedzialny. Omijając ciało, powoli podszedł do Skowronek.
- Tylko tak mówisz – wypluł z siebie. – Czemu mam ci wierzyć? – spytał oskarżycielsko, podchodząc coraz bliżej. Jego długie wąsy już prawie stykały się z jej wąsami. – Byłaś tam razem z nią. – Całe jego ciało drgało ze złości i rozpaczy.
- Nie byłam. Diamencie, rozumiem twój smutek, ale musisz się trochę uspokoić – zaczęła Skowronek, tym swoim podejrzanie milutkim głosem.
- Jak mam się uspokoić, skoro zrobiłaś coś takiego!? – krzyknął. Coś ciepłego i mokrego spłynęło po jego policzku. – Zabiłaś ją! Nie kłam, ja i tak poznałem prawdę! Wepchnęłaś ją pod tego potwora!
Nie myślał już, co mówi. Targały nim zbyt silne uczucia.
- Nie… - próbowała się bronić kotka.
Diament jej nie słuchał. Rzucił się na nią, zatapiając pazury w jej grzbiecie. Szylkretka jęknęła z zaskoczeniem. Próbował ją powalić ciężarem swojego ciała. Wplątał łapy w jej futro, aby utrzymać równowagę i sięgnął zębami do jej gardła. Poczuł mocny cios w głowę. Spadł ze Skowronek i z głuchym łomotem uderzył o ziemię. Zapadła ciemność.
***
Otworzył oczy. Poderwał się z posłania i wysunął pazury, rozglądając się niepewnie po piwnicy. Jak się tu znalazł? Chwilkę później zaczął sobie wszystko przypominać. Ktoś musiał go tu przenieść. Zobaczył Krokus siedzącą przy jednej z zakurzonych ścian.
- Gdzie Błotniste Ziele? – miauknął.
Pewnie zabrzmiał ostrzej niż planował, ale myślenie o grzeczności nie było w tej chwili takie ważne.
- Chcesz ją zobaczyć? – spytała łagodnie bura.
A więc to była prawda, a nie zwykły koszmar. Diament usiadł z powrotem na swoim posłaniu, kręcąc głową. Nie był jeszcze gotowy. Łzy skapywały z jego oczu na koc od Cynamonki, który dostał, kiedy jeszcze był mały. Co z tego, że będzie mu się gorzej spało na mokrym posłaniu.
- Jak to się stało? – spytał słabym głosem.
Wcześniej nie dał sobie wytłumaczyć okoliczności śmierci Błotnistego Ziela. Teraz kiedy już nieco ochłonął, był gotowy przyjąć więcej wiadomości bez wyżywania się na innych kotach.
- Znaleźliśmy ją na Drodze Grzmotu, już nieżywą. Gdybyśmy mogli, chętnie byśmy jej pomogli, ale było na to za późno. Udało nam się ustalić, że wcześniej była w domu Cynamonki, zapewne wracając do bazy, nie zachowała ostrożności – powiedziała powoli Krokus.
Mieli go teraz za agresora? Zapewne jego reputacja musiała znacznie spaść. Nie chciał, żeby go się bano, ani żeby ktoś traktował go gorzej ze względu na tamten atak.
- Czy ze Skowronek wszystko w porządku? – mruknął, odwracając wzrok, nagle bardzo zainteresowany swoimi łapami.
- Nic jej nie jest – odparła Krokus. – Ale widać, że całkiem nieźle walczysz.
Normalnie wypiąłby pierś z dumą na tę pochwałę, ale teraz jedynie spuścił smętnie uszy, z powrotem spoglądając na kotkę. Błotniste Ziele nie dożyła ukończenia treningów przez swoich synów.
- Czemu zachowujecie się, jakby nic się nie stało? Nie powinniście być na mnie źli? Czemu nikt na mnie nie nakrzyczy? – spytał cicho.
Był zdziwiony tym brakiem jakiejś kary lub czegoś innego. Nie chciał, żeby mu wszystko uchodziło na sucho, bo co z niego wyrośnie?
- Bo ty nie zrobiłeś niczego złego, Diamencie. Ja cię rozumiem. Nie panowałeś wtedy nad sobą, ale z wiekiem kontrolowanie swoich uczuć będzie dla ciebie łatwiejsze – wyjaśniła Krokus.
Ta odpowiedź go zaskoczyła. Chwilę mu zajęło przetrawienie słów burej i zrozumienie ich sensu. Z powrotem postawił uszy i po chwili pokręcił głową.
- Nikt nie rozumie – powiedział z wyraźnym naciskiem na pierwsze słowo.
Chciał już zakończyć tę wymianę zdań. Odwrócił głowę i zaczął się myć. Czuł na sobie wzrok kotki, ale ignorował to.
- Diamencie, ja też straciłam matkę – odezwała się w końcu Krokus.
Jego łeb automatycznie się odwrócił. Wlepił wzrok w swoją przyszywaną ciotkę i lekkim ruchem głowy zachęcił ją, aby mówiła dalej.
***
Następnego dnia, po pogrzebie Błotnistego Ziela siedział obok Jeżyk, kiedy ta pokazywała mu poszczególne zioła. Skaza i Szczekuszka zaginęli. Nikt nic nie wiedział o ich zniknięciu, a przynajmniej tak mówili. Skowronek ciągle była. A najdziwniejsze było to, że oni zniknęli tego samego dnia, kiedy matka Diamenta straciła życie. Czy to nie było podejrzane? Pewnie zauważyli, że kocur już zaczął osądzać niektórych, a nie chcieli, żeby się wydało, więc uciekli. Na samą myśl o tym sierść na karku srebrnego się podniosła. Dopiero po chwili zdołał się uspokoić. Spróbował powtarzać sobie w głowie, że to zwykły zbieg okoliczności. Nie mógł przecież ciągle zwalać winy na innych!
- Diamencie, słuchasz mnie w ogóle? – miauknęła lekko podniesionym głosem Jeżyk.
Adept powoli podniósł na nią wzrok, z roztargnieniem próbując sobie przypomnieć, co mówiła przed chwilą. W końcu, po kilku nieudanych próbach pokiwał ze zdezorientowaniem głową.
- T-tak, jasne. Słucham – zapewnił ją.
- A więc co mówiłam? - spytała podchwytliwie.
- No… Coś o ziołach – odparł zawstydzony.
Jeżyk potrząsnęła z politowaniem głową i jeszcze raz pokazała mu wszystkie roślinki, o których mówiła. Tym razem Diament już całą uwagę skupiał na lekcji.
***
Nadal był w żałobie po śmierci matki, jednak jego rozpacz już nieco zmalała. Powoli przyzwyczajał się do życia bez niej, jednak to smutne wydarzenie codziennie spędzało mu sen z powiek. W nocy było gorzej. Nie miał co robić i jego mózg zaprzątały smutne myśli. Dlatego starał się, aby dzień był jak najbardziej pracowity. Nie chciał mieć przerw na rozmyślanie. A więc, gdy tylko przestało padać, wybrał się na poszukiwanie ziół. W ogrodach dwunożnych udało mu się znaleźć nieco aksamitki, golterii i kocimiętki. Było tego całkiem sporo, ponieważ w większości ogrodów zioła były czymś przepuszczającym światło osłonięte przed śniegiem. Większość oczywiście zostawił Dwunogom, ale trochę roślin każdego rodzaju, jaki znalazł, zwinął w kulkę i niósł ją teraz w pysku. Postanowił wyjść poza miasto, aby poszukać jeszcze jakichś roślin dziko żyjących. Już po chwili znalazł nieco liści dębu, krwawnika i krwiściągu. Gdy na niebie znowu pojawiły się ciemne chmury zwiastujące deszcz, postanowił jak najszybciej znaleźć się w kryjówce Kamiennej Sekty. Szybkim krokiem ruszył do miasta. Wracając, spojrzał na terytorium Klanu Klifu gdzieś w oddali. Podobno kiedyś jego przodkowie mieszkali na takich Złotych Trawach, a przez wredne klanowe koty musieli się wynieść. A więc ten cały sojusz z Klanem Burzy, z którego nawet ani jednego członka nie znał, wydawał mu się bezsensowny. Przecież te królikojady mogą ich zdradzić, a Kamienna Sekta potrafi sobie poradzić sama! Zastanawiał się, czy inni byliby na niego źli, jakby poszedł eksplorować tamten teren… W sumie mała wycieczka to przecież nic złego, czyż nie? Ale na pewno nie zrobi tego teraz, bo zbierało się na deszcz. Przyśpieszył do truchtu, nie patrząc już za siebie.
***
- Dobrze, że znalazłeś kocimiętkę, bo jej brakuje – miauknęła Krokus roztrzęsionym głosem.
Niemalże wyrwała Diamentowi zioła z pyska i szybkimi, niezbyt ostrożnymi ruchami je posegregowała. Dziwnie wyglądała. Coś się musiało stać. Diament rozejrzał się po piwnicy. Większość członków Kamiennej Sekty znajdowała się w tym pomieszczeniu. Kocur postawił uszy z zaskoczeniem. Czy mu się wydawało, czy Krokus zjadła trochę kocimiętki? Była chora, czy co? Przecież nie kaszlała. Nie, musiało mu się chyba przywidzieć.
- Jafar zaginął! Został porwany. – Wyjaśniła mu kotka. – Chciałyśmy pomóc, ale Bastet odmówiła. Czemu?
Zachowywała się trochę, jakby Diament znał odpowiedź, a przecież dopiero co w ogóle usłyszał o tym zaginięciu. Nic nie mówił, jedynie stał cierpliwie. W duchu zaczął współczuć burej. Ona także rozpaczała po śmierci Błotnistego Ziela, a teraz znowu jakaś katastrofa… Musiała być całkiem mocno zaprzyjaźniona z Jafarem, skoro tak to przeżywała.
- Na szczęście Jago zgodziła się współpracować. Nie martw się Diamencie, będziemy działać. Tylko pamiętaj, aby tego nie rozpowiadać.
- Jasne. – Przytaknął od razu.
[trening med. 1302 słowa]
[przyznano 26%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz