Jastrząb uwielbiała, gdy ktoś zaglądał do żłobka w ramach odwiedzin. To zawsze wiązało się z ogromną dawką energii, której dostarczała jej nieustannie rosnąca ciekawość na temat otaczającego świata i sprawiało, że koteczka niemal podskakiwała z radości.
Nie inaczej sprawy potoczyły się w momencie, w którym sylwetka Pochmurnego Płomienia ukazała się w wejściu do przytulnej jaskini. Choć calico drzemała wtedy u boku mamy, jej śmieszne uszy szybko wychwyciły nieznany dotąd głos i sprawiły, że błyskawicznie zerwała się na równe łapy. Od tej chwili żłobek wypełnił się radosnym trajkotaniem podekscytowanej buraski, zalewając młodego wojownika powodzią pytań na każdy temat, który tylko zawitał w jej główce. Cały ten potok słów sprawił, że córka Jerzyka poczuła nieprzyjemne drętwienie języka i wystawiła go w stronę czarnego, który po chwili uraczył ją dziwnie wyglądającym, zielonym zwitkiem. Szylkretowa pacnęła niezidentyfikowany obiekt łapą, a na jej pyszczku zakwitł wyraz zdziwienia.
— Mokje — miauknęła zaintrygowana, lecz instynktownie schyliła się nad mchem i ostrożnie zlizała kilka kropel wody. Jej wibrysy zatrzepotały z zadowoleniem, gdy ukoiła pragnienie.
— Co się mówi? — Łagodny głos Miedzi rozległ się obok kotki, która od razu posłała w stronę wojownika szczerbaty uśmiech.
— Dzieńkuję!
Niebieskooki odwzajemnił gest, ponownie zajmując swoje miejsce przy legowisku. Jastrząb musiała przyznać, że naprawdę polubiła tego kocura. Był bardzo miły i poświęcał jej sporo uwagi, a to wystarczyło, by zająć w jej sercu specjalne miejsce. Dodatkowo, był już wojownikiem, co znaczyło…
— Skończiłeś tlening? — zapytała dociekliwie, przechylaląc łebek w prawą stronę.
— Tak. Trenowała mnie Kruszynowa Knieja i niedawno odbyła się moja ceremonia mianowania na wojownika naszego klanu — odparł kocur, dumnie wypinając do przodu jasną pierś.
— W takim lazie mozes pokazac mi jakieś salone luchy? Plose, plose, plose! — Jastrząb zaczęła skakać między jego łapami, parę razy prawie tracąc równowagę. — Ja chce lobic wzium, pach i pac, a potem…
— Kochanie, uspokój się. Daj Pochmurnemu Płomieniowi trochę przestrzeni osobistej, bo z pewnością nie podoba mu się, że jakaś pchełka pląta mu się tuż pod nosem. — Miedź lekko chwyciła młodą za kark, stawiając ją do pionu. Przeciągnęła ciepłym językiem po jej zmierzwionej czuprynie, wygładzając niesforne kosmyki.
Calico nieco skrzywiła się pod wpływem czułości mamy, nie chcąc ośmieszyć się przed nowo poznanym przyjacielem. Szybko wyrwała się z jej uścisku i otrzepała, mierzwiąc starannie ułożone futerko w krótką chwilę. Wlepiła w kocura pełne oczekiwania spojrzenie.
— To jak, naucys mnie cegoś? Moze pozycji łowjeckiej — zaproponowała ochoczo, starając się przybrać postawę, którą kiedyś podpatrzyła u uczniów. Niestety, w jej wykonaniu nie wyglądało to tak spektakularnie; niezdarnie posuwała się do przodu na drżących i chwiejnych łapach, bujając przy tym kitą na boki. Gdy już miała złapać swój cel - czarny ogon należący do wojownika - z głośnym piskiem upadła na podłogę, turlając się aż pod wejście do żłobka.
Nie inaczej sprawy potoczyły się w momencie, w którym sylwetka Pochmurnego Płomienia ukazała się w wejściu do przytulnej jaskini. Choć calico drzemała wtedy u boku mamy, jej śmieszne uszy szybko wychwyciły nieznany dotąd głos i sprawiły, że błyskawicznie zerwała się na równe łapy. Od tej chwili żłobek wypełnił się radosnym trajkotaniem podekscytowanej buraski, zalewając młodego wojownika powodzią pytań na każdy temat, który tylko zawitał w jej główce. Cały ten potok słów sprawił, że córka Jerzyka poczuła nieprzyjemne drętwienie języka i wystawiła go w stronę czarnego, który po chwili uraczył ją dziwnie wyglądającym, zielonym zwitkiem. Szylkretowa pacnęła niezidentyfikowany obiekt łapą, a na jej pyszczku zakwitł wyraz zdziwienia.
— Mokje — miauknęła zaintrygowana, lecz instynktownie schyliła się nad mchem i ostrożnie zlizała kilka kropel wody. Jej wibrysy zatrzepotały z zadowoleniem, gdy ukoiła pragnienie.
— Co się mówi? — Łagodny głos Miedzi rozległ się obok kotki, która od razu posłała w stronę wojownika szczerbaty uśmiech.
— Dzieńkuję!
Niebieskooki odwzajemnił gest, ponownie zajmując swoje miejsce przy legowisku. Jastrząb musiała przyznać, że naprawdę polubiła tego kocura. Był bardzo miły i poświęcał jej sporo uwagi, a to wystarczyło, by zająć w jej sercu specjalne miejsce. Dodatkowo, był już wojownikiem, co znaczyło…
— Skończiłeś tlening? — zapytała dociekliwie, przechylaląc łebek w prawą stronę.
— Tak. Trenowała mnie Kruszynowa Knieja i niedawno odbyła się moja ceremonia mianowania na wojownika naszego klanu — odparł kocur, dumnie wypinając do przodu jasną pierś.
— W takim lazie mozes pokazac mi jakieś salone luchy? Plose, plose, plose! — Jastrząb zaczęła skakać między jego łapami, parę razy prawie tracąc równowagę. — Ja chce lobic wzium, pach i pac, a potem…
— Kochanie, uspokój się. Daj Pochmurnemu Płomieniowi trochę przestrzeni osobistej, bo z pewnością nie podoba mu się, że jakaś pchełka pląta mu się tuż pod nosem. — Miedź lekko chwyciła młodą za kark, stawiając ją do pionu. Przeciągnęła ciepłym językiem po jej zmierzwionej czuprynie, wygładzając niesforne kosmyki.
Calico nieco skrzywiła się pod wpływem czułości mamy, nie chcąc ośmieszyć się przed nowo poznanym przyjacielem. Szybko wyrwała się z jej uścisku i otrzepała, mierzwiąc starannie ułożone futerko w krótką chwilę. Wlepiła w kocura pełne oczekiwania spojrzenie.
— To jak, naucys mnie cegoś? Moze pozycji łowjeckiej — zaproponowała ochoczo, starając się przybrać postawę, którą kiedyś podpatrzyła u uczniów. Niestety, w jej wykonaniu nie wyglądało to tak spektakularnie; niezdarnie posuwała się do przodu na drżących i chwiejnych łapach, bujając przy tym kitą na boki. Gdy już miała złapać swój cel - czarny ogon należący do wojownika - z głośnym piskiem upadła na podłogę, turlając się aż pod wejście do żłobka.
<Pochmurny Płomieniu? Pomocy!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz