BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

16 kwietnia 2024

Od Płomiennej Łapy CD. Pustego Łba

*przed odejściem Obserwującej Żmii do żłobka*

Jaką traumę miał po ostatnim spotkaniu z Pustym Łbem! Samo to, że zemdlał, gdy ten zrobił coś tak karygodnego jak zostawienie swojej śliny na jego czole, mówiło już wiele. Oczywiście poskarżył się mamusi na jego zachowanie, licząc że na ich wspólnych treningach, kocica da mu taki wycisk, że popamięta. Ale... Ale mamusia powiedziała, że jak jeszcze raz spróbuje coś takiego zrobić, to zamiast mdleć, miał mu ostro przyłożyć! Jakby to było takie proste! Przecież atak spowodowałby, że sam by zainicjował kontakt. A nie zamierzał go dotykać! Był obrzydliwy! To cud, że przeżył ich poprzednie spotkanie! Dlatego też zaczął go unikać. Tak! On! Wielki, przyszły lider Klanu Burzy! To dopiero był wstyd! Ale to było podyktowane jego bezpieczeństwem! Kocur zachowywał się niczym szaleniec. Był nieobliczalny i kto wie co jeszcze knuł w tym swoim pustym łbie? Przynajmniej mógł się z niego nabijać, bo to karne imię jakie dostał, bardzo mu pasowało. 
Powrócił do obozu z kwaśną miną ze swojego treningu. Obserwująca Żmija wycwaniła się tak, że dopiero po fakcie orientował się, że dał się wyrolować. To wszystko była wina brata! Jakoś zmówił się z tą wiedźmą i zdradził jej jego słabości! Przez to naprawdę trenował i łapał zdobycze, a przecież to był obowiązek pospólstwa! Nie umiał jednak się powstrzymać, aby udowodnić innym, że był boski i że naprawdę coś potrafił. Gdy jednak zostanie liderem nie będzie aż tak naiwny. Każdy kto w niego zwątpi zostanie stracony! 
Skierował swoje kroki po posiłek, ale dostrzegając Pusty Łeb, który zmierzał w tą samą stronę, zamarł. Serce mu prawie stanęło. Rozejrzał się na boki, szukając idealnej kryjówki, nim ten go zobaczy. Dlatego też szybko czmychnął do legowiska uczniów, wystawiając kontrolnie łeb na zewnątrz, by sprawdzić, czy ten wyjdzie z obozu na roboty i zniknie mu z oczu.
Akurat, gdy za którymś razem wystawił głowę, spotkał się prawie, że nosami z uśmiechniętym, zdegradowanym wojownikiem. 
— Szukamy kogoś? — spytał niewinnie liliowy.
Płomienna Łapa wręcz odskoczył do tyłu, strosząc się na całym grzbiecie, a serce mu aż podeszło do gardła na tak bliskie spotkanie z tym typem. 
— Nie strasz mnie tak! — prychnął, utrzymując pomiędzy nimi stosowny dystans. Zresztą... co patrzył na kocura widział, a raczej czuł ten jego zapach, którego trudno mu było się pozbyć, nawet przy pomocy języka mamy. Starając się jednak nie wyglądać na tchórza, uniósł dumnie łeb, przybierając na powrót królewską pozę. — Nikogo nie szukałem. A tym bardziej nie ciebie. Wynoś się. Nie zezwoliłem ci na obserwowanie mej osoby!
— Ależ kto powiedział, że przyszedłem tu cię oglądać, droga wiewiórko? — spytał, wślizgując się z gracją do środka legowiska. — Po jakże ciężkim dniu przyszedłem ulepszyć moje legowisko.
— To sobie ulepszaj! Z dala ode mnie! — przestrzegł go, nawet już nie reagując na jego zaczepne komentarze. Cofnął się z gracją, robiąc mu przestrzeń i zaczął kierować się ku wyjściu, byle tylko znaleźć się jak najdalej od niego. Trzeba było się go jakoś pozbyć. Zwariuje z nim w tym miejscu. Czemu Różana Przełęcz nie mogła go wykopać z obozu, aby spał w dziurze z tym dzikusem? Od razu jego nerwy byłyby spokojniejsze. 
— Ale wtedy nie będzie mi dostatecznie wygodnie~ — zarzucił syn liderki, kładąc kawałek mchu bliżej legowiska Płomiennej Łapy, który widząc to zatrzymał się.  
— C-co?! — wykrztusił w pełnym szoku. — NIE! Nie, nie, nie! Nie ma mowy! — Od razu podbiegł do legowiska Szepta i zaczął je odsuwać od swojego. — Ty śpisz przy wyjściu, nie obok mnie! Nie zamierzam tobą bardziej prześmierdnąć! Wiesz ile moja mamusia musiała mnie czyścić, aby to zniknęło?! Aż pięć razy! Pięć! Podziwiam ją, ja zbyt się brzydziłem, by mój język został skażony!
To był dopiero koszmar! Jego mama musiała naprawdę mieć olbrzymie pokłady cierpliwości, gdy jej płakał nad uchem, że dalej był skażony i że zapewne umrze, bo nigdy to się z niego już nie zmyje. Każdy na jego miejscu by osiwiał od takiego współlokatora. A teraz wymyślił sobie, że co? Że będzie spać obok? A może na nim jak ostatnio? O nie... Po jego trupie! 
— Oooh, ależ to wcale nie — tu nagle przerwał, zamrugał, po czym przyłożył łapę do pyska, walcząc po prychnięciu żeby się nie roześmiać. — Ej zaraz, nie mów — zaczął kocur. — Nie umiesz się jeszcze sam umyć?
Co to było za głupie pytanie? Nie podobała mu się jego reakcja. Czy naprawdę sądził, że dotknie językiem futra skażonego przez brud, który pochodził od takiego plebsu? O nie! Od tego miał koty. Pewnie mu zazdrościł, stąd ta głupia zaczepka. W końcu ktoś o jego pozycji mógł sobie pozwolić na sługi, które dbały o jego piękno. 
— Sądzisz, że wybraniec będzie wylizywał brud z własnego futra? — prychnął Płomyczek, rzucając mu zdegustowane spojrzenie. — No chyba nie. Nie jestem plebsem, który używa do tego własnego języka. To odrażające czuć smak pyłu czy obcych zapachów, którymi zostałem skażony. Od tego mam koty. Dbają o mnie najlepsi w swoim fachu. Czyli moja mamusia. Tylko bowiem rudy może dotknąć mego majestatu. Nikt inny.
Tymczasem Pusty Łeb już całkowicie się dusił, patrząc na ucznia z rozbawieniem tak wielkim, jakby zobaczył najzabawniejszą rzecz w swoim życiu. 
— Ty-ty.... bhah... hihi... ty na prawdę nie umiesz... BHAHAH — ledwo wydobył z siebie głos, który teraz zmienił tonację do wyższej. — HAHAHA. I każesz to robić swojej... swojej matce? Jak będziesz już duży to nadal będzie cię musiała myć mamusia? Jak małe kocię? — Dawny wojownik aż trząsł się, przecierając oczy łapą.
— To nie jest śmieszne! — Tupnął łapą, krzywiąc się, a nawet lekko cofając, by na niego przypadkiem nie napluł. — Ja nie zamierzam brudzić swego języka ziemią czy błotem! To odrażające i niehigieniczne! Potrzebuje do tego sług. I nie. Moja mamusia nie będzie mnie myć wiecznie. Będzie to robić moja partnerka. To będzie jej obowiązek, bym wyglądał idealnie. Zresztą... nie zrozumiesz, bo jesteś nikim. 
Nie chciał się przed nim tłumaczyć, ale musiał widząc jego reakcję. Słowa kocura godziły w jego dumę! Umiał się przecież umyć! To nie było nic trudnego. Czasem zlizywał niewidoczny pył, aby wyglądać nieskazitelnie, ale nie zamierzał świadomie kalać swój język błotem czy innym świństwem! Przecież był wybrańcem! Tak się nie godziło! Był święty! 
— Przynajmniej sobie umiem swoje dupsko umyć samodzielnie — odrzucił Pusty Łeb, po czym się zamyślił, a jego mina przybrała wręcz zszokowany wyraz. — Czyli mówisz, że potrzebujesz do tego sług. A wcześniej wspomniałeś, że tylko Lewcia może-.... OOoooohoho, nieeeee.... Postrzegasz Lwią Paszczę jako swojego sługę?! I potem jeszcze każesz myć się swojej partnercPFFFT — nie dokończył, znowu się zanosząc w drgawkach spowodowanych przez śmiech.
— Może mnie myć jedynie moja mama i rudzi słudzy. To nie znaczy, że ją za taką uważam. Jako moja matka, która urodziła wybrańca wie, że to jej obowiązek. Robi to, abym nie skaził swojego języka tym obrzydliwym światem. To przecież oczywiste, mysi móżdżku — prychnął, ponieważ coraz bardziej upewniał się w przekonaniu, że Pusty Łeb rzeczywiście był pusty. Naprawdę tego nie rozumiał? I się śmiał? Co za absurd! Na dodatek zaczęły go piec policzki od tego jego zachowania. Nie powinien czuć się przecież zażenowany! To on był tępy i nie pojmował tego co do niego mówił. 
— Maminsynek — zdołał z siebie wydusić liliowy, zanim zaproponował — Daj dzieciątko, bo się przemęczysz, wyczyszczę ci może ten ogon co? Raczej nie liczyłbym na żadne partnerki, chyba żadna by nie chciała mieć zamiast partnera kolejne dziecko do odchowania... ale daj, ja się tym zajmę, za mało miłości dostałeś w życiu — przybrał całkiem poważną, zbolałą minę, zbliżając się w jego stronę. 
Afe! On chyba kompletnie oszalał! Nie był małym kocięciem, a na dodatek ten Pusty Łeb nie wpasowywał się do jego wizji sługi, by pozwolił mu się do siebie zbliżyć. 
— Nie! — wydarł się panicznie od razu gubiąc tą swoją nonszalancje. Przybrał bardziej obronną postawę, cofając się szybko z dala od kocura. Nie mógł znów przecież zemdleć! Przecież mama mu mówiła jak miał się zachować, gdyby ten idiota znów się nad nim znęcał. — Mówiłem ci przecież przed chwilą, mysi móżdżku, że ty nie masz prawda mnie dotykać, a co dopiero myć! Nie jesteś rudy! Twój język jest pełen skażenia, które sprawi, że ma sierść wyłysieje! Nie zbliżaj się! Nie zbliżaj, powiadam, bo pożałujesz! — Wystawił łapkę z pazurkami jako ostrzeżenie.
— Oj no nie bądź nieśmiały... w końcu sam nie umiesz, przykro mi się robi jak to słyszę, może trzeba cię nauczyć... — kontynuował kocur smutnym głosem, już wyciągając łapę. 
— Nie! — Zamachnął się na niego, ale ominął specjalnie jego kończynę, by przypadkiem jej nie dotknąć. To byłoby w końcu obrzydliwe, gdyby z własnej woli zetknął się z nim ciałem. Wycofał się za to bardziej, w głąb legowiska uczniów, nie zamierzając dać się pochwycić. — Nie chce niczego się uczyć! Wiem jak to się robi, ale nie zamierzam czuć brudu na własnym języku! Nie dociera do ciebie?! Ktoś taki jak ja ma od tego koty. Nie takie jak ty! — szybko dodał, gdyby przyszło mu przez myśl, że mógł być takim jego sługą. — Jeżeli chcesz już mi służyć to możesz inaczej!
W końcu... potrzebował innych poddanych. Na przykład mógł być tym, który dla niego coś upoluje, coś przyniesie i posprząta. Nierudych dało się wykorzystać na wiele sposobów, które nie uwłaczały jego osobie. 
— Kiedy ja ci chcę przekazać miłość, niczym matka do kociaka, czysta postać! Nie mogę pozwolić, by drogi klanowicz nie wiedział jak się myje. — Pusty Łeb nic sobie nie zrobił z zamachu, będąc niczym nieugięty głaz, zbliżając się do biednego rudzielca z uśmiechem na pysku. — Toż to by była hańba w oczach innych klanów!
— JA WIEM JAK SIĘ TO ROBI — wydarł się na niego już ogarnięty paniką, bo poczuł za sobą brudną ścianę jamy. Odwrócił łeb zdegustowany, by znów skupić się mimo wszystko na gorszym niebezpieczeństwie, które do niego zmierzało. — Nie jesteś moją mamą, bym był twoim kocięciem! Wypad!
— Kiedy ja czuję, że to przeznaczenie! Rodzicielska więź! — kontynuował Szept. 
— No chyba nie! Ja znam swojego tatę i nie jesteś nim ty! — zawarczał rozeźlony, machając znów łapką, jakby odganiał irytującego owada. — Sio! Spadaj! Wynocha! Cofnij się! To rozkaz!
O nie! Nie będzie mu tu teraz tatował! Nie było mowy, aby kocur kiedykolwiek stał się partnerem Lwiej Paszczy i mógł się szczycić mianem jego ojczyma. Wiedział, że jego mamusia zabiłaby tego parszywego nierudego, gdyby tylko ten próbowałby ją poderwać. Szanowała się w końcu, tak samo jak on. No i... ten mysi móżdżek teraz obrażał nie tylko jego mamę, ale także ojca, którego nie spotkał. Wiedział tylko, że był rudy i nie musiał się wstydzić, że był mieszańcem jak co niektóre koty. Był czystokrwistym, najwspanialszym kotem, który nie zasłużył na takie traktowanie! 
— Ale twojego taty tu nie ma, widzisz? Ktoś musiał przejąć obowiązek nauki syna odpowiedniego kociego zachowania — W końcu temu barbarzyńcy udało się chwycić rudego w objęcia.
Płomiennej Łapie zrobiło się słabo, a powieka zadrżała, gdy poczuł na pysku jego puchatą sierść. Wrzasnął tak, jakby kocur obdzierał go ze skóry, co zostało skutecznie zagłuszone przez liliowo-białe futerko. Za jakie grzechy go to spotyka?! Łapami zaczął torować sobie drogę ku powierzchni i powietrzu, które pobrał łapczywie, kaszląc od nadmiaru puchu, który zakręcił go w nosie. 
— Znów mnie zarażasz! Zachoruje! Umrę! Już czuje jak wysysasz ze mnie życie! Moja mama cię pobije! Jesteś Pustym Łbem! Pustym! — wyzywał go na prawo i lewo, próbując się oswobodzić.
— Tylko uczymy się, jak poprawnie się myć, byś ty nie był pusty, zobacz, wyciągamy język i... — tutaj nie polizał żadnej części rudego futra, a przejechał jedynie nosem po tyle głowy rudzielca. Ten jednak nie był świadomy, że Pusty Łeb się z niego po prostu naigrywał i znów poczuł jak jego ciało powoli samo wiotczeje. 
— S-słabo mi... — wysapał, czując że jego życie dobiega końca. Umrze tu. — Powiedz mojej mamusi, że ją kocham... — i Szept poczuł jak rudy demon powoli w jego ramionach przestaje się rzucać, wykazując znacznie spokojniejszą postawę niż kilka chwil temu. Nie stracił jednak tak od razu przytomności, bo oddychał spazmatycznie, z szeroko rozwartymi ze strachu oczami, co wskazywało na to, że jeszcze się trzymał, ale czy na długo? 
— Hmmm? — zdumiony liliowy odstawił go od siebie na długość łap, popatrzył przez chwilę, po czym potrząsnął intensywnie niczym szmacianą lalką.
— Słabo mi... — powtórzył ciszej, jednak potrząśnięcie spowodowało, że nieco oprzytomniał. — Co? — Rozejrzał się na boki, a widząc pysk Szepta, krzyknął. — No nie! Nie! Zostaw mnie! Nie lubię cię! Jesteś okropnym sługą! Przez ciebie boli mnie gardełko i moje łapki mnie nie słuchają, a na dodatek znów tobą śmierdzę! Skaziłeś mnie swym brudem! Ahahahha! — wydał z siebie płaczliwy odgłos, zrozpaczonego kociaka. Chciał do mamy! Ta istota była okropna! Należało go kopnąć w tyłek i wydalić z klanu. 
Pusty Łeb tak trzymał go pod pachami widząc, że był tak zajęty zawodzeniem, że zapomniała o białych łapach ją podtrzymujących. Przyglądał się jak ten się wydziera z pustym wyrazem pyska, aż w końcu go jednak puścił ze zobojętnieniem. 
— Albo wiesz co, znudziłem się, za bardzo się mazgaisz. Idę poszukać mojej Pani — stwierdził oddalając się, zerkając jeszcze na Płomyczka z ukosa. — Która jest o wiele dojrzalsza i zabawniejsza niż ty~
Żył? Żył! Wręcz odetchnął z ulgą. Udało się. Jakimś cudem. Najwidoczniej nieświadomie użył swoich magicznych mocy boga i przekonał go do odejścia. Jakoś mało pamiętał z tej sytuacji. Wciąż był w stanie lekkiego otępienia spowodowanego przez panikę. 
— I bardzo dobrze! Trzymaj się ze swoimi mieszańcami i sobie podobnymi, a mnie zostaw w spokoju! Tak czy siak jesteś u mojej mamusi! — pisnął mu na odchodne, podnosząc się z trudem na drżące łapki.
— Tak, tak, leć do mamusi~ — usłyszał jeszcze jego ostatnie słowa, gdy zniknął mu z oczu. 
I co zrobił? Odczekał chwilę, uspokajając się na tyle, aż był w stanie prosto stać bez drżących kończyn i poszedł na skargę do Lwiej Paszczy. Niech mamusia da mu wycisk za to jak ten go tak brzydko potraktował! Kocur zachowywał się tak, jakby był jakimś jego zwierzakiem, a nie jego panem i władcą! Chociaż coraz bardziej przekonywał się w tym, że nie chciał mieć nigdy takiego sługi. Nie usłuchane to było i na za dużo sobie pozwalał. Gdy zostanie już liderem na pewno jego pierwszym rozkazem będzie odcięcie mu łap i wrzucenie go do dziury do tego dzikusa. Aktualnie jednak jego władza była jedynie zwykłym marzeniem. 

<Pusty Łbie?>

[2295 słów]
[przyznano 46%]
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz