- Dzień dobry Stokrotkowa Łapo — przywitała się z nią grzecznie Żmija, obserwując młodszą swymi skośnymi ślipiami z lekkim uśmiechem.
- Dzień dobry – mruknęła ruda, rozglądając się po żłobku. Było tu... Chyba nieco inaczej, niż ona zapamiętała. Może Żmija coś zmieniła? Nagle zauważyła kilka małych sylwetek kociaków, bawiących się w żłobku. Lekko spuściło wzrok, żałując, że ono tak nie mogło, gdy było kociakiem. Po chwili jednak podniosło głowę, zdając sobie sprawę z tej ciszy. Musiało wymyślić, dlaczego tu przyszło. Raczej nikt nie przychodzi do żłobka po nic, tak? No nie licząc rodziny kotów w nim przebywających.
- Ja przyszłam, by wymienić mech – wyjaśniło i zbliżyło się do jednego z posłań, od razu się krzywiąc.
- Dziękuję za posiłek. Miło, że pomyślałaś — miauknęła przyjaźnie starsza kotka, schylając się do pożywienia, by zaraz jeszcze dodać — A, nie musisz tego robić. Niedawno Przepiórcza Łapa wymieniała posłania.
Stokrotka zdziwiło się nieco, słyszący taki przyjazny ton, ze strony czarnej kotki. Zawsze myślała, że szylkretka była strasznie ostra i nawet czasem straszna.
- Jasne – mruknęła, nawet z lekką ulgą wyczuwalną w głosie. Może i lubiło bawić się w brudzie i nienawidziło tej całej wyidealizowanej powłoki wokół siebie, jednak zmieniać mchu również nie lubiła, tak samo jak pewnie większość kotów. Była to dość ciężka praca.
Znów nastała cisza, a uczennica dalej stała przy ścianie.
- Jak tam trening? — spytała nagle Obserwująca Żmija, próbując zacząć rozmowę.
- Dość dobrze, w końcu jestem z rodu Piaskowej Gwiazdy, musi wyjść mi dobrze – odparło Stokrotkowa Łapa – Na pewno będę lepsza od tych wszystkich nierudych! – oznajmiło. Przecież musiało być lepsze! Inaczej byłby to wstyd dla rodziny. Żmija przyglądała się jej uważnie, ale nie zmieniła miny. Lekko pochyliła się do królika, następnie zerkając na uczennicę.
- Upolowałaś to sama? — spytała.
- Oczywiście, że nie! Mam od tego koty, nie mam zamiaru się brudzić, podczas polowania na to... Na tę kupę futra – odparła, krzywiąc pysk z odrazy. Miała nadzieję, że szylkretka uwierzy w jej kłamstwa. Przecież musiała się pokazać, jak na damę przystało. A damy, się nie brudzą, czyli nie polują.
- Czyli kogo konkretnie? — spytała zaciekawiona, biorąc kęs zwierzyny.
- No... Moich służących, koty, które zostały stworzone, by mi służyć... – powiedziało, lekko się już mieszając w tym wszystkim – Po prostu tyle czasu siedziałaś w tej kociarni, że nie wiesz już, co się dzieje poza nią – stwierdziło Stokrotka.
- Och, najwyraźniej wyraziłam się zbyt mało precyzyjnie. Miałam na myśli imiona tych kotów — miauknęła szylkretka, wylizując pysk dokładnie ze zwierzyny, a następnie unosząc spojrzenie na rudą kotkę. No i wpadła. Lekko się spięła. Dlaczego ona zadawała tyle pytań? "I teraz przez nią mogę mieć kłopoty!" - pomyślała. Musiała szybko wymyślić coś na poczekaniu.
- Kozi... – zaczęła, starając sobie przypomnieć imię tego wojownika. Wiedziała, że kiedyś już takie słyszała i na pewno był w ich klanie – ...Ząb? I na pewno moje starsze rodzeństwo! – powiedziało, starając się wybrnąć z tej sytuacji.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że wysługujesz się Margaretką? — spytała Żmija, spoglądając na niego przymrużonymi ślipiami, mówiąc jednak takim tonem jak poprzednio i dalej z lekkim uśmiechem na pysku. Ruda zastanowiła się chwilę. A czy odpowiedź damy nie jest tu oczywista?
- Tak, ale ona też sama chce mi służyć! Ale to nie powinno mieć dla ciebie znaczenia. W końcu nie jesteście rodziną, czy coś.
Karmicielka lekko opuściła brwi, a jej wzrok wyostrzył się. Stokrotkowa Łapa lekko zadrżała. Powiedziała coś nie tak, że czarna kotka tak zareagowała?
- Och, naprawdę? Nie wiedziałam, że moja wnuczka nie jest moją rodziną — miauknęła starsza. Otworzyło szerzej oczy, przyglądając się z niedowierzaniem na siedzącą Karmicielkę. Czyli jednak były rodziną? Ale jak? Czy w takim razie Obserwująca Żmija była też jej babcią? Na pewno nie, przecież jej ojcem był piękny, rudy kocur, jak mówiła mama! A Żmija takiego dziecka nie miała.
Opuściła lekko głowę, przenosząc wzrok na ziemię. Nie miała pojęcia, co odpowiedzieć. Żmija dalej się jej przyglądała, starając się wywiercić w niej dziurę na wylot. Uczennica tak bardzo chciała już opuścić żłobek, by uciec od tego wzroku, tej rozmowy, ale wiedziała, że nie mogła, zwłaszcza że partnerka Ostowego Pędu dalej ciągnęła rozmowę.
- Nagietek również jest moim wnukiem, dla twojej wiadomości — stwierdziła — Cóż, spodziewałam się, iż jako ich siostra o tym wiesz... ale najwyraźniej nie.
- Oni nie zawsze mają czas, czy coś... – mruknęło tylko cicho, grzebiąc łapą w ziemi – Nie nadaję się do tego... – syknęło jeszcze ciszej, w myślach oceniając całe to "przedstawienie". Dlaczego ono nie było jak mama, brat, czy reszta rodziny? Nie musiałby udawać...
- Możesz powtórzyć? Nie co? — zapytał Kronikarz, bo nie dosłyszał.
- Nie wiedziałam! – odparło szybko – Nie wiedziałam, że jesteś ich babcią...
- W sumie, to czemu ja się dziwię? Pewnie Lwia Paszcza nie raczyła was o tym poinformować, tak jak to było z Piaszczystą Zamiecią... — mruknęła Obserwująca Żmija — Cóż. Szkoda.
- Chyba tak... – miauknęła – Ale jak chcesz, możesz opowiedzieć o tym – zaproponowała i znów podniosła wzrok na szylkretkę. Można było dostrzec, że karmicielka jakby złagodniała.
- Więc cóż, twoje rodzeństwo urodziło się pewnego dnia. Na początku nie zdawałam sobie nawet sprawy, że to moje wnuczęta. Dopiero gdy mój syn, Obsmarkany Kamień wpadł do mnie, dysząc i mówiąc, że został ojcem, dowiedziałam się o tym. Gdy Margaretka i Nagietek byli mali, często się nimi zajmowałam. Byli takimi słodkimi kociakami... — opowiedziała matka Salamandry. Córka Lwiej Paszczy z zaciekawieniem słuchała tej całej historii. Dlaczego mama nigdy jej o tym nie powiedziała? Chwila... Czy to znaczyło, że jego ojcem też był Obsmarkany Kamień? Czy może Margaretka i Nagietek nie byli jego rodziną? Nie! Tak nie mogło być. Jednak Stokrotka dalej nie miało pewności.
- A to możliwe, by moje rodzeństwo miało innego ojca... W sensie Margaretka i Nagietek? – zapytało cicho, już nie wiedząc – Mama zawsze nam mówiła, że naszym ojcem był rudy kocur i że kiedyś go poznamy... – wyjaśniło krótko.
- Oczywiście, że tak. Jesteście w końcu z różnych miotów. No i z tego co mi wiadomo, nawet kocięta z jednego mogą mieć różnych ojców — wyjaśniła Obserwująca Żmija. Uczennica pokiwała głową i wtedy jej się coś przypomniało. Zapomniała o pilnowaniu swojego zachowania!
- Zaraz będę iść, tylko mam jeszcze jedno pytanie. Skoro twój syn jest ojcem mojego starszego rodzeństwa, to ty masz dobry kontakt z Lwią Paszczą? – zapytała. Musiała się upewnić. Miała wielką nadzieję, że nie, przecież inaczej Żmija mogłaby powiedzieć jej matce o tej rozmowie! A ona w połowie przestała być tą damą!
- Hm, dość dziwne pytanie, ale... cóż, trochę tak, a trochę nie. Sam fakt, że nie powiedziała ci, iż jesteśmy poniekąd rodziną, mówi swoje.
Ruda pokiwała głową i skierowała się do wyjścia ze żłobka.
- Miłego dnia, Stokrotkowa Łapo — miauknęła jeszcze za nią Żmija, po czym ruszyła w swoją stronę.
Stokrotka odetchnęło z ulgą, gdy tylko opuściło legowisko, w którym znajdowała się Obserwująca Żmija. Czyli kotka była jego jakby babcią... Wreszcie ktoś, kto wydaję się "normalny", który również nie uznaje tej zasady, że rudy lepszy.
<Żmijo?>
[1260 słów]
[przyznano 25%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz