Jego nastrój był porównywalny z umrzykiem, który gnił głęboko pod ziemią, zżerany przez robale. Szedł na granice z Klanem Wilka, trzymając w pysku bukiet kwiatów. Nie były może to maki, a jakieś polne chwasty. Miał nadzieję, że spodobają się Ognistej Łapie. Mama na to spotkanie bardzo dokładnie przylizała mu futerko na głowie, aby prezentował się nienagannie. Miał w końcu jej oświadczyć, że chciał spędzić z nią resztę swojego życia.
Umierał z każdym krokiem, który zbliżał go do tego czynu.
Ognista Łapa czekała na niego z nieco obrażonym wyrazem pyska. Wydawała się go nie dostrzegać, co uznałby za zbawienie, ale obiecał coś matce. Musiał teraz naprawić to co zniszczył.
Stanął naprzeciw rudej i położył bukiet na ziemi. Kotka zerknęła na niego przelotnie, dalej zadzierając nosa i wpatrując się w gałęzie drzew.
Zacisnął pysk. Teraz musiał się poniżyć... To było takie niesprawiedliwe, że to on musiał robić te całe głupie przeprosiny! To była jej wina, że była taka nieznośna! Wziął głęboki oddech, starając się opanować fale wstydu, która przebiegła przez jego ciało powodując, że aż czuł gorąc w koniuszkach swych uszu.
— Moja ukochana... Ogień... Co rozpalasz me serce w płomień. Chociaż nasza miłość to tylko popiół, żar w nim się zapewne tli. A gdy podmuch powietrza nas znajdzie, buchnie on w niebiosa, zmieniając okoliczny las w pożar, który nie ugasi nawet najmocniejsza ulewa... — Na Klan Gwiazdy jaka siara. Czemu poprosił brata, aby mu pomógł w tych sprawach? On sam nie miał żadnej ukochanej, co było niesprawiedliwe! Był w końcu starszy, a to go swatano! Najmłodszego! Żałował już powoli, że dał się namówić na naukę czegoś tak ckliwego. To do niego nie pasowało! — Liczę, że... — naburmuszył się, niechętnie dodając. — Że jest jeszcze miejsce na drobny płomyk w twym sercu...
Ognista Łapa wpatrywała się w niego zaskoczona. Nie spodziewała się po nim czegoś takiego, on po sobie zresztą też. Na jej pysku od razu pojawił się szeroki uśmiech.
— Zawsze jest w nim miejsce dla mojego Płomyczka — zaćwierkała, przyciągając bliżej siebie kwiatki, które jej podarował. — Piękne. Sam zerwałeś? — Uśmiech jej się poszerzył, gdy kiwnął głową. Już doskonale go znała i wiedziała, że naprawdę musiał żałować swych ostatnich słów, skoro to zrobił. Szkoda tylko, że nie wiedziała, że nie robił tego dla niej tylko dla matki. Gdyby nie Lwia Paszcza, nigdy by do tego nawet nie doszło.
— Za pozwoleniem... — Podniósł jej łapę i jak na dżentelmena przystało, dotknął jej swym pyskiem. Było to ledwie jedno uderzenie serca, ale aż go skręciło z odrazy. Języka nie zamierzał w to mieszać. Nie był jeszcze aż takim desperatem. — Ognista Łapo... — Uniósł głowę, patrząc jej w oczy. Widział, że aż jej dech zaparło na to co zrobił. Czyli udała mu się ta sztuczka... — Czy zechcesz zostać...
— Tak! — wtrąciła mu się od razu w zdanie, nawet nie czekając na zakończenie. — O mamusiu! Tak! — Uwiesiła mu się na szyi. — Ale musisz mi coś obiecać mysiu pysiu — tu przybrała bardziej poważny ton głosu, mierząc go wzrokiem. — Nigdy, ale to przenigdy, nie będziesz się ze mną kłócił. Czy to jasne?
Jego pysk od razu się wykrzywił, na co ta go kopnęła w łapę. To było tak niespodziewane, że aż zamrugał. Naprawdę była zdolna podnieść na niego kończynę?! A to szmata!
— Oczywiście. — Uśmiechnął się do niej fałszywie, już knując w jaki sposób ją zamorduje. Musiał tylko uważać, aby jego mama się o tym nie dowiedziała. Potrzebował planu... Ah, szkoda, że Różana Przełęcz wygoniła potencjalnego mordercę z klanu. Nie miał pojęcia czy to on zabił jego ciocie, ale jeśli nawet to może chętny byłby na odebranie życia i Ogień? W końcu skoro byli parą to należała już do rodziny. Tylko głupi by nie skorzystał!
— Oczywiście, kto...? — Uniosła brwi czekając na sprecyzowanie.
— Oczywiście, kochanie — rzucił cierpiętniczo. Spokojnie, oddychaj. Robił to dla mamy. Ona będzie zadowolona, ba, nawet dumna. Taki w końcu jego już los. Musiał zejść się z czystorudą, aby ich ród dalej dobrze się trzymał. Był wybrańcem, więc ich potomstwo na pewno będzie niezwykłe. Ach, szkoda tylko, że droga do chwały była podyktowana przez mękę. Ale jeśli znów spróbuje zawieść mamusie to będzie po nim. Zostanie wydziedziczony i kocica zrobi sobie lepszego syna. A to on był jej Płomyczkiem! On! Nikt więcej! Nie pozwoli się zastąpić! Nie był aż tak głupi! Dlatego też musiał to wytrzymać. Musiał. W końcu... czasami partnerstwa się rozpadały z przyczyn losowych. Wierzył, że jeśli Ognista Łapa da mu potomstwo, mamusia skupi się na wnukach zamiast na synowej i nie będzie zła, jeśli ta nagle zniknie. Dlatego też musiał uzbroić się w ogromne pokłady cierpliwości, ponieważ czekał go najgorszy czas w życiu. Ahaha! Czemu mamusia nie mogła mu znaleźć innej rudej? Powinien znaleźć w tym jakieś pozytywy. Mógł trafić mu się rybojad cuchnący zdechłą rybą, a wilczaczka zdecydowanie o siebie dbała. Tego nie mógł jej zarzucić.
Uczennica zamruczała zadowolona słysząc, że w końcu zachowywał się niczym jej wymarzony książę z bajki.
— Ah, od razu poprawiłeś mi humor najdroższy. — Przysunęła się do niego, zaczynając gładzić go po sierści i wplątywać w jego sierść kwiatki. Obrzydliwe. Brudne. Wyrośnięte z błota. Kwiatki! Aż zadrżał z odrazy, co zwróciło jej uwagę. — Coś nie tak? — zapytała. — Masz minę jakby stratował cię potwór.
— To... obrzydliwe chwasty... Zaraz się porzygam... — Zamknął oczy, biorąc znacznie głębsze oddechy.
— Kwiatki? — jeszcze bardziej była zdumiona jego zachowaniem. — Są piękne! Wpasowują się idealnie w twoją sierść! Co w nich takiego obrzydliwego? Przecież pachną...
Nie pojmowała natury występowania tego zielska? Przecież nie wiadomo co po tym chodziło i czy rzeczywiście było czyste! Zrywanie ich było najgorszą torturą, a teraz znów skażono jego sierść! I on miał z nią żyć? Koszmar!
— One wyrastały z ziemi, z błota. Są brudne. Teraz ja jestem brudny. Już rozumiesz?! — Strzepał je z siebie i aż zadrżał, gdy jego łapa musiała brać w tym udział.
Ognista Łapa wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę, kiedy prezentował sobą jedynie kupkę nieszczęścia. Coraz częściej zauważał, że łapał go dół, odkąd mama na niego pokrzyczała. Nie potrafił sobie z tym poradzić. To wszystko go tak przytłaczało! Chciał już wracać do obozu, ale wiedział, że nie mógł. Musiał tu siedzieć i mordować wzrokiem ziemię.
— Och, pysiu mysiu. Kwiatki nie są brudne — w końcu kotka się odezwała, wkładając sobie jeden chwast za ucho. — Widzisz? Nic się nie stało. Każda kotka je lubi, bo są kolorowe i pachnące. Porą Nowych Liści rośnie ich aż tyle, że można się w nich położyć, a wtedy sierść pachnie tak pięknie! — zachwycała się, podnosząc bukiet i przykładając mu go pod nos. — Powąchaj.
Zrobił to dość niechętnie, dalej sceptycznie nastawiony do jej wyjaśnień. Do jego nosa rzeczywiście dotarł całkiem miły zapach. Nie śmierdziały jak zdechłe piszczki.
— Czy coś co tak pięknie pachnie może być brudne? — Spojrzała na niego licząc, że teraz jego myślenie ulegnie zmianie.
No... W zasadzie... Chyba miała rację, co z bólem serca stwierdził. Chociaż i tak najpiękniej pachniała jego mama. Mimo to kwiaty miały w sobie jakąś świeżość. Przyglądał im się przez dłuższą chwilę, jak gdyby upewniając się, że nie są wysmarowane błotem, ale niczego nie dojrzał. Może rzeczywiście przesadzał i był przewrażliwiony?
— Mogę? — Partnerka odebrała od niego bukiet i po raz kolejny spróbowała swoich sił w upiększaniu jego futra. Tym razem jednak robiła to delikatniej, jak gdyby obawiając się, że zaraz krzyknie i ucieknie. Nic takiego się nie wydarzyło. Zniósł to dzielnie.
— Gotowe. Teraz nie będziesz śmierdział króliczkami, tylko pachniał kwiatkami — powiedziała radośnie, a go aż zatkało.
— Uważasz, że śmierdzę? — oburzył się. No bo jak to?! Był zawsze czysty, zawsze zadbany! Nie było mowy o tym, aby śmierdział! To ona jak już cuchnęła jakimś mokrym psem!
— Troszeczkę — przyznała. — A-a-a pamiętaj, żadnych kłótni — przypomniała mu, gdy już otwierał pysk, aby wyrazić swoje niezadowolenie.
Ugryzł się w język, a ból nieco go otrzeźwił. Mimo to pozwolił sobie poobrażać ją w myślach. Do jego głowy nie miała dostępu ! To była jego jedyna prywatna przestrzeń, bo o zachowaniu dystansu przez jej osobę to mógł sobie pomarzyć.
— Masz siostry? — zapytała, opierając się o jego bok.
— Mam, a co?
— A nic... Jestem ciekawa czy się polubimy. Twoja mama jest bardzo miła i ze mnie bardzo zadowolona, więc zastanawiam się czy i reszta twojej rodziny mnie zaakceptuje.
Zmierzył ją wzrokiem. Szczerze to nie miał pojęcia. Miał w nosie swoje rodzeństwo. Jedyną osobą, o której mógł coś więcej powiedzieć był jego starszy brat. W końcu to z nim był najbliżej...
— Jak moja mama cię lubi to nie będziesz mieć z tym problemów. Mama jest najważniejsza. Jest głową naszej rodziny — wyjaśnił.
— A co z twoim tatą?
— On... — przerwał na moment, biorąc głęboki wdech. Temat ojca był zawsze dla niego trudny. Bardzo pragnął się z nim spotkać. Mama obiecała ich do niego nawet zaprowadzić, gdy podrosną, ale jakoś księżyce mijały i go nadal nie widział. — Nie wiem gdzie jest. Nie dołączył nigdy do klanu. Mama go bardzo kochała... podobno. — Skrzywił się. — Ale nigdy go nie widziałem na oczy.
— Ojej to potworne! To teraz wiem czemu z ciebie taki maminsynek — gdy to powiedziała, aż zamarł. Po raz kolejny tego dnia miał ochotę ją zabić. Miała talent do podnoszenia mu ciśnienia. — Masz przez to jakieś problemy? — dopytywała, a on aż poczuł jak robi mu się gorąco na pysku.
— Nie mam żadnych problemów! Wszystko w porządku! Gdyby nawet żył w Klanie Burzy nic by się nie zmieniło. Nic, a nic. Dalej mama byłaby dla mnie najważniejsza. Po co mam przejmować się jakimś samotnikiem, który zrobił dzieciaki i zwiał? To żałosne...
— Czyli jednak coś jest na rzeczy... Mam nadzieję, że ty mi nie uciekniesz jak już stworzymy rodzinę. Słyszałam od starszych wojowników plotki, że niektóre kocięta wychowane bez taty lub mamy mogą w dorosłości też nie przykładać się do wychowywania kociąt, bo nie mieli wzorców i potem boją się, że nie podołają i uciekają od odpowiedzialności.
Gapił się na nią z wtf na pysku. O czym ona mówiła? Jak nic te plotkowania, które wręcz zdawały się jej przedłużeniem pyska, źle na nią działały. Mówiła tak bardzo skomplikowane rzeczy, że jego mózg nie był w stanie zrozumieć o co jej tak naprawdę chodziło.
— Wiesz co... za dużo rozmawiasz o dziwnych rzeczach z wojownikami... — uświadomił jej ten fakt. A zresztą... Byli jeszcze za młodzi, aby myśleć o zakładaniu rodziny! Miał inne problemy, które teraz nękały jego umysł. Jednym z nich była ruda wilczaczka, która uśmiechała się do niego od ucha do ucha. Okropieństwo!
Przesiedzieli w swoim towarzystwie tak jakiś czas, aż w końcu trzeba było się zbierać. Kotka podniosła się z gracją i nadstawiła swój policzek. Zamarł. Nie... No chyba nie. Nie chciał w taki sposób naprawdę się żegnać! Przecież to było obrzydliwe!
— Czy to konieczne? — wydał z siebie zbolały jęk.
— A co mi obiecałeś, króliczku? — przypomniała mu o obietnicy, którą jej złożył. Żadnych kłótni. No po prostu świetnie. Musiał jednak ją udobruchać, bo jeszcze mu brakuje, że ten cały trud i upokorzenie pójdzie na marne, a wilczaczka znów wprowadzi jego matkę w błąd, że jej nie kochał i do jego przeprosin nigdy nie doszło.
Zacisnął mocno swój pysk i szybko zetknął się nim z jej policzkiem. Chyba za dużo użył przy tym siły, bo głowa kotki aż się odwróciła.
— Jeszcze nad tym poćwiczymy... nie martw się. — Pomasowała swój pyszczek, nieco rozczarowana, że nie potrafił nawet całować. — Tak to się powinno robić — Przysunęła się do jego mordki i polizała go w policzek, trzepocząc przy tym zalotnie powiekami.
Aż się cały spiął, a jego sierść nastroszyła na grzbiecie. O fuj! O fuj! Mamusiu, ale to było odrażające! Nie potrafił powstrzymać mdłości! I to niby było normalne?! No chyba nie! Te całe romantyczne sprawy były ponad jego dumę. Nie było szans, aby do tego się przyzwyczaił! Szybko wytarł potencjalną ślinę z futerka, jak gdyby miał się czymś od niej zarazić, gdyby ją tam pozostawił, a następnie z jego pyska uciekło jedno, wielkie:
— Bleh. — Wykrzywił się po tym jeszcze bardziej, szorując zacięcie łapką po policzku.
— Eh... kocury. — Ognista Łapa przewróciła oczami na to jego zachowanie. — Widzimy się o tej samej porze. — I sobie poszła.
Czyli miał na kolejne dni spokój. Nie miał pojęcia czy po tym dojdzie do siebie. To było za dużo. Za dużo na jego skołatane już nerwy!
[1985 słów]
[przyznano 40%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz