Podała Śliwowej Ścieżce nieco ziół pobudzających, aby dostarczyły mu siły i energii na dłużej. Biedny wojownik ostatnio był przemęczony, w sumie nic dziwnego, dopiero niedawno w lasach pojawiły się ślady zdobyczy.
- A teraz pan sobie utnie drzemkę w swoim legowisku, bo i tak dopiero co deszczyk skończył padać, więc się nie opłaca biegać, jak jest tak mokro! Sen to zdrowie, może jutro pójdziesz polować, ale na pewno nie dzisiaj.
Kocur wydawał się nieco zadowolony, a więc Listek mogła być pewna, że nie będzie niegrzecznie zakłócać sobie samemu odpoczynku. Jak dobrze jej się leczyło takie leniwe koty! Gdy tylko Śliwowa Ścieżka wyszedł tunelem z legowiska, asystentka medyczki spojrzała na swoją byłą mentorkę z troską.
- Czy ty kaszlałaś? - spytała, z zaniepokojenia machając ogonem.
- Nie przejmuj się, najwyraźniej coś mi utknęło w gardle - odparła ta.
Jednak Liściaste Futro nie słuchając szylkretki, podbiegła do niej i dotknęła łapą jej czoła. Po temperaturze i lekko zaszklonych oczach przekonała się, że mimo tych słów kotka rzeczywiście jest chora. I to tuż po epidemii zielonego kaszlu! Teraz każde, nawet najmniejsze przeziębienie, wydawało się niebieskiej czymś śmiertelnie groźnym, a więc nie zwlekając, wyciągnęła ze składziku floks wiechowaty i przed podaniem zmieszała go z lubczykiem ogrodowym.
- Proszę. Jedz to i nie marudź! - powiedziała stanowczo.
- Naprawdę, Listku, nic mi nie jest! - zaprzeczyła Czereśniowa Gałązka.
- Przecież widzę - obruszyła się na to młodsza.
Z poważnym wzrokiem położyła zioła przed chorą medyczką. Ta kilka razy westchnęła i po chwili piorunowania wzrokiem przez niebieską, powoli zjadła zioła, krzywiąc się. Liściaste Futro już jej miała wytknąć, że nie powinna się krzywić, bo nawet te niesmaczne roślinki są cudowne, skoro pomagają chorym i rannym, ale w końcu nie odezwała się na ten temat i tylko pochwaliła szylkretkę, że ta grzecznie zjadła.
- A teraz pan sobie utnie drzemkę w swoim legowisku, bo i tak dopiero co deszczyk skończył padać, więc się nie opłaca biegać, jak jest tak mokro! Sen to zdrowie, może jutro pójdziesz polować, ale na pewno nie dzisiaj.
Kocur wydawał się nieco zadowolony, a więc Listek mogła być pewna, że nie będzie niegrzecznie zakłócać sobie samemu odpoczynku. Jak dobrze jej się leczyło takie leniwe koty! Gdy tylko Śliwowa Ścieżka wyszedł tunelem z legowiska, asystentka medyczki spojrzała na swoją byłą mentorkę z troską.
- Czy ty kaszlałaś? - spytała, z zaniepokojenia machając ogonem.
- Nie przejmuj się, najwyraźniej coś mi utknęło w gardle - odparła ta.
Jednak Liściaste Futro nie słuchając szylkretki, podbiegła do niej i dotknęła łapą jej czoła. Po temperaturze i lekko zaszklonych oczach przekonała się, że mimo tych słów kotka rzeczywiście jest chora. I to tuż po epidemii zielonego kaszlu! Teraz każde, nawet najmniejsze przeziębienie, wydawało się niebieskiej czymś śmiertelnie groźnym, a więc nie zwlekając, wyciągnęła ze składziku floks wiechowaty i przed podaniem zmieszała go z lubczykiem ogrodowym.
- Proszę. Jedz to i nie marudź! - powiedziała stanowczo.
- Naprawdę, Listku, nic mi nie jest! - zaprzeczyła Czereśniowa Gałązka.
- Przecież widzę - obruszyła się na to młodsza.
Z poważnym wzrokiem położyła zioła przed chorą medyczką. Ta kilka razy westchnęła i po chwili piorunowania wzrokiem przez niebieską, powoli zjadła zioła, krzywiąc się. Liściaste Futro już jej miała wytknąć, że nie powinna się krzywić, bo nawet te niesmaczne roślinki są cudowne, skoro pomagają chorym i rannym, ale w końcu nie odezwała się na ten temat i tylko pochwaliła szylkretkę, że ta grzecznie zjadła.
***
Ostatnio wszyscy chorowali. Srokoszowa Gwiazda zwichnął łapę, a Przyczajona Kania miał problemy z oddychaniem. Oczywiście udało się ich wyleczyć, jednak składzik z ziołami znowu na tym ucierpiał. Liściaste Futro już nie mogła się doczekać momentu, kiedy zioła zaczną rosnąć. Najprawdopodobniej stanie się to, gdy śnieg już całkowicie stopnieje, a okres gwałtownych ulew dobiegnie końca. Najgorsze było jednak to, że Koperkowe Wzgórze niedawno zginął z powodu choroby. Jako jedyny nie wyzdrowiał podczas epidemii i jego kaszel osiągnął najniebezpieczniejsze stadium, jakie dotąd zostało odkryte wśród klanów. Asystentka medyczki, gdy już skończyła segregować niewielką ilość ziół znajdujących się w składziku, po raz dziesiąty w tym księżycu wyszła sprawdzić, jak rosną nowe roślinki.
- Idę na zbieranko! - rzuciła przez ramię do Czereśniowej Gałązki, która sobie czyściła ogonek w legowisku medyków.
- Uważaj na siebie! Podobno patrol odkrył nowe bagno! - zawołała za nią szylkretka.
Liściaste Futro wybiegła z obozu i w głowie zaczęła sobie układać plan szukania leczniczych roślin. Mogła pójść do lasku, a potem do Kaczego Bajorka.
***
Patrzyła z podziwem na głośno kwaczące kaczuszki, które płynęły przez taflę wody w sznureczku, jedna za drugą. W oko od razu rzuciły jej się ich słodkie dzióbki. Przysiadła na chwilę, aby odpocząć i posłuchać ich pięknego śpiewu. Widziała po drodze wiele roślin. Nie wszystkie miały jakieś właściwości, ale i tak nawet tymi się zajęła. Odgarniała wokół nich tę błotną chlapę, która chyba się nazywała roztopionym śniegiem. Na szczęście nie natknęła się na żadne niebezpieczne bagno, o którym wspominała jej była mentorka.
“Liściaste Futro…”- Rozległo się gdzieś z tyłu głowy niebieskiej kotki.
Asystentka medyczki poderwała się na łapy i odwróciła. Nikogo przed sobą nie widziała. Niepewnie wyciągnęła łapę i zrobiła krok do przodu. Nic jej nie stanęło na przeszkodzie. Po chwili nieznany głos znów zaczął wołać jej imię. Listek co chwila się odwracała, ale nikogo nie widziała.
- Kim jesteś, czego ode mnie chcesz i co tu robisz? - spytała zaniepokojona.
Zdawała sobie sprawę z tego, że w tej chwili jej głos nie był zbyt miły i mówiła z wyrzutem, ale przecież nieładnie było podchodzić kogoś i go wołać bez pokazywania się.
“Na spokojnie, Listku.” - Głos ponownie rozbrzmiał w jej głowie. Co? Jak? Odwróciła się jeszcze raz, ale znowu nikogo nie zobaczyła.
- Skąd znasz moje imię? - Głos jej lekko drżał.
“Wszystko ci wytłumaczę.”
- Lepiej się pośpiesz - parsknęła.
Usiadła na podmokłej trawie. Już nie próbowała zobaczyć tajemniczego kota. Miała nadzieję, że jej się potem pokaże.
“Z tego co wiem, jesteś bardzo pomocną kotką, dlatego przyszedłem prosić cię o przysługę. Pytałaś, skąd cię znam. Jesteś moją praprawnuczką. Obserwowałem cię.” - mówił głos.
- Jesteś z Klanu Gwiazdy!? - zawołała podniecona. - Zrobię, co będę mogła.
Żałowała, że wcześniej mówiła do kota z wyraźną pretensją w głosie. To przecież był brak szacunku do gwiezdnych. W każdym razie cieszyła się, że w ogóle do niej przyszedł i coś mówił. Głos przez chwilę milczał, jakby się zastanawiał. W końcu powiedział:
“Chodzi o moją prawnuczkę, czyli o twoją matkę. Srokoszowa Gwiazda wyrządził jej wiele krzywd. Reszta klanu, oprócz twojego ojca, nie broniła jej. Wiem, że ty chciałaś to zrobić, ale byłaś sama. Nie dałabyś rady. Dobrze postąpiłaś. Teraz musisz jeszcze się zemścić. Srokoszowej Gwieździe to nie ujdzie na sucho. Pomożesz mi?”
Spięła się, gdy usłyszała, że chodzi o Aksamitną Chmurkę. Była gotowa zrobić wszystko, żeby tylko jej pomóc. Tak bardzo chciała ją zobaczyć. Ją i ojca.
- Oczywiście, ale mam jeszcze kilka pytań. Czy Klan Gwiazdy się na mnie gniewa za to, że uciekłam razem z Nocką? Czy moi rodzice żyją i są bezpieczni? Tęsknią za mną? - pytała, machając ogonem z podenerwowaniem.
“Gwiezdni się nie gniewają. A twoja matka i twój ojciec zdołali uciec. Myślą ciągle o tobie i twoim rodzeństwu, ale myślą, że będziecie bezpieczniejsi bez nich.”
- Czemu?
“Srokoszowa Gwiazda nie chce ich widzieć na swoim terytorium. A jakby zobaczył was rozmawiających, mogłoby się to źle skończyć. No, do roboty. Będę ci mówił, co masz robić.”
Wyleczeni: Śliwowa Ścieżka, Czereśniowa Gałązka, Srokoszowa Gwiazda, Przyczajona Kania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz