*jeszcze zimą*
Szła wraz z całą grupą kotów pod połacią nocy. Zazwyczaj błękitny firmament przybrał odcień mętnej, ciemnej szarości. Niebo było całkowicie zasnute chmurami, a powietrze duszne, jakby zbierało się na burzę z piorunami. To środek nocy, a ona, zamiast spać, włóczyła się wraz z kultysta mi po lesie.
Wlokła się nieco z tyłu grupy, ale na tyle, że wciąż była blisko nich. Nie przepadała za towarzystwem, więc często wybierała albo iść na samym początku pochodu, albo go zamykać.
— Gdzie my tak właściwie idziemy? — spytała nagle.
Jadowita Żmija spowolniła tempa, by dorównać jej kroku.
— Do Ciernistego Drzewa.
Teraz kotka rozejrzała się i zobaczyła dokładnie to, czego się spodziewała - zmierzali prosto do wielkiego, suchego i nadzwyczaj starego drzewa, którego pień był tak wykrzywiony i rosochaty, że więcej odnóg mogło mieć tylko jelenie poroże.
Gdy doszli do jego stóp, przed jej oczami ukazał się wypukły fragment ziemi, tworzący grób dawno temu zasypany ziemią. Był otoczony cierniami, a sądząc po jego zadbaniu, musiał być często odwiedzany. Czy to był grób Mrocznej Gwiazdy? Na samą myśl kotka strzepnęła ogonem. No... Cóż, to było trochę dziwne.
Domyślała się już, co się święciło i wcale jej się to nie podobało. Miała składać hołd zmarłemu liderowi? Och, Mroczna Puszczo, ale siara.
Nie będzie potrafiła spojrzeć pradziadowi w oczy, kiedy znów przyjdzie do niej we śnie. Zastanawiała się, kto wymyślił te formułki i czy był to sam Mroczna Gwiazda - spodziewałaby się tego po nim. Pycha to jego drugie imię.
— Śmiało, Lodowy Omenie. Znasz procedury. Każdy nowy członek musi przejść przez ten rytuał.
Zignorowała głos dziadka i wszystkie inne dźwięki, które docierały do jej uszu z otoczenia. Rozpraszały ją. No dobrze, musiała jakoś to przetrwać - nic wielkiego, po prostu wypowie tą formułkę i już nigdy więcej nie spojrzy na to miejsce.
Nic trudnego.
— Wielki Mroczna Gwiazdo — zaczęła od niechcenia, choć starała się wymawiać każde słowo tak beznamiętnie, jak tylko była w stanie. — Wspaniały liderze Klanu Wilka... Składam ci hołd...
Wysunęła pazury i nacięła jedną ze swoich łap, dokładnie obserwując, jak kropelki szkarłatnej cieczy powoli spływając z jej łapy. Przysunęła ją bliżej grobu, a wówczas posoka splamiła mokrą, wilgotną ziemię, pod którą spoczywały szczątki zmarłego dawno temu przywódcy.
— Podarowuję ci moją krew, która jest esencją życia. Niech będzie dowodem mojej lojalności po wsze czasy — wyrzuciła z siebie na jednym tchu, chcąc mieć to wreszcie za sobą. Tymczasem jej dziadek, Chłodny Omen, rzucił jej krótkie spojrzenie.
— Chwała ci... — podpowiedział, sugerując jednocześnie, by dokończyła.
— ...O, panie — mruknęła cicho. — Chwała ci, o panie.
Rozejrzała się po kultystach. Każdy z nich skłonił się lekko w wyrazie szacunku, a w znacznej większości z ich pysków nie dało się wyróżnić żadnych konkretnych uczuć.
Gdy nadszedł moment, by odejść, niemal natychmiastowo ruszyła do przodu, chcąc wyrzucić z pamięci tą sytuację i wszystko, co się z nią wiązało. Do obozu wparowała bez wahania, w niezbyt sprzyjającym humorze. Najciszej, jak potrafiła, wślizgnęła się z powrotem do legowiska wojowników, gotowa odespać resztę nocy.
*
Ciemność rozstąpiła się pod jej oczami, gdy chłodny sen otulił ją na dobranoc i wziął w swoje objęcia. Przez pewien czas nie czuła ani nie widziała nic, jakby tym razem miał on przejść w spokoju, niezakłócany przez żadne znane jej mroczne dusze. To było jednak tylko złudne wrażenie, które minęło tak szybko, jak tylko zagościło w jej sercu - przed jej oczami znów rozświetliła się wizja ciemnego, niekończącego się mglistego lasu, którego majestat i obcość praktycznie wprawiała ją w drżenie łap. Nie miała dziś ochoty na trening, nie czuła się też dość silna, by prowadzić z pradziadkiem rozmowy wymagające jej zaangażowania umysłowego. Chciała odpocząć. Jej ciało domagało się odpoczynku, którego miała niewiele, odkąd czarny van wprosił się do jej życia.
— Widzę, że mam nową wierną — wypowiedział te słowa z uśmiechem, który mało pasował wielkiemu przywódcy. Brzmiał, jakby ktoś podsunął mu pod nos niezwykle udany żart.
Nie chciała pozostać mu dłużna, więc natychmiastowo odparła:
— Widzę, dlaczego nazywają cię Jasną Gwiazdą.
Mina mu zrzedła, a pysk przybrał niezadowolony grymas. Najwidoczniej nie był w nastroju na żarty, bo błękitne oczy oblały łuną pobliski fragment lasu, a wojowniczka poczuła, jak ziemia staje się bardziej grząska i mulista, powoli porywając jej ciało w dół. Nawet świadomość tego, że śniła, że była to najpewniej wizja mająca na celu ją nastraszyć, nie wystarczyła, żeby zachować zimną krew, bo obraz był zdumiewająco realny.
— Nazwiesz mnie tak jeszcze raz, a rozkażę moim kultystom rozerwać na strzępy twoją matkę i siostrę. Czy wyrażam się wystarczająco jasno? — z każdym słowem ton zdawał się niższy, nasączony jadem i gniewem. Musiał naprawdę nie przepadać za wspomnieniem opętania przez Klan Gwiazdy, o którym mówił jej Chłodny Omen. Mimo początkowej paniki wojowniczka zdołała uspokoić wyrywające się z klatki piersiowej serce, które biło tak mocno, że słyszała jego dudnienie rozbijające się echem w jej uszach.
— Tak — odparła krótko, jednogłośnie stwierdzając, że głupim byłoby wdawanie się z duchem w kłótnie. Podejrzewała, że byłby bardziej niż skłonny do wypełnienia swojej groźby, gdyby zaistniała taka potrzeba. Wolała dmuchać na zimne, a już z całą pewnością nie miała zamiaru narażać czyjegoś życia z powodu własnej dumy.
Ziemia ponownie stała się stabilna, choć Lód mogłaby sprzeczać się ze stwierdzeniem, że była bardziej przyjemna od poprzedniej. W poduszki łap znowu wbijały jej się suche, ostre wręcz obumarłe źdźbła trawy.
— Kto ci to powiedział? — warknął rozeźlony przywódca, mrużąc oczy.
— Twój syn — nie czuła potrzeby, by kłamać. Wolała zachować ostrożność na wypadek, gdyby ten znów postradał zmysły.
— Oczywiście — prychnął takim tonem, jakby wcale nie był tym zaskoczony. — To mogłoby się przydarzyć każdemu z nas. To nie jest nic wartego śmiechu, a pokazuje tylko, jak żałosny jest Klan Gwiazdy i wszystkie jego gierki, jak ośmiela się drwić nam prosto w oczy, mimo że to Mroczna Puszcza dała żywym najwięcej. A co do ciebie - następnym razem nie będę tak wyrozumiały. Zważaj na słowa.
O to nie musiał się martwić. Lód raczej nie była impulsywna, choć, musiała przyznać, że nazwanie kocura Jasną Gwiazdą było kuszące - trochę jak subtelne ugryzienie w ego kogoś, kto ma zbyt duże mniemanie o sobie. Nigdy nie była może najskromniejsza, ale martwy przywódca przekraczał wszystkie możliwe granice. Jemu też przydałoby się trochę... poczucia humoru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz