przed śmiercią Szyszki
Pochylił się nad uchem siostry, łagodnie przejeżdżając po nim językiem. Bielik nie zareagowała, nawet się nie odsunęła ani nie uniosła wzroku znad własnych łap. W jej oczach widział jedynie pustkę oraz pozostałości po łzach. Przeszył go dreszcz na wspomnienie zrozpaczonej wojowniczki usilnie próbując obudzić zmarłą Owieczkę. Jej krzyki słychać było wtedy w całym obozie, nie dała się odciągnąć, jakby była zupełnie innym kotem i może właśnie tak było - złamanego serca nie dało się uleczyć. Orzeł wiedział, jak blisko były ze sobą obie kotki. Rzecz jasna nie chodziło tutaj o relację przyjacielską, wojownik często pomagał w ich rodzącym się uczuciu, starał się również załagodzić ogromny konflikt. Gdy wydawało się, że medyczka i wojowniczka pogodziły się, znajdując na nowo drogę do swojego serca, Owieczka popełniła samobójstwo.
Co czuł dymny kocur? Żal, smutek, rozczarowanie, wyrzuty sumienia... Wiele emocji, których nawet nie potrafił opisać jednym słowem. W pewnym momencie płakał nad grobem przyjaciółki, żeby w innym wyrzucać jej, że ich zostawiła, a w ostatniej chwili pobudzał swoje wyrzuty sumienia. Przecież mógł coś zrobić, żeby zapowiedz tragedii. Potrzebowała go, a on nie zauważył, że coś się działo, że znowu zaczęło się psuć. Pochłonęły go obowiązki wojownika, mentora i ojca. Chociaż spędzał każdy wolny czas w żłobku, Owieczka rzadko chciała z nim rozmawiać. Najgorzej było, gdy zjawiała się Bielik i napięta atmosfera wisiała w powietrzu.
Chociaż tęsknota za przyjaciółką była ogromna, wojownik starał się wziąć w garść. Bielik potrzebowała go najbardziej, w końcu to ona straciła ukochaną i to jeszcze na własnych oczach. Musiała czuć się jeszcze bardziej koszmarnie niż on. Orzeł westchnął, po czym przysunął ogonem bliżej kotkę. Dopiero wtedy zareagowała. Wtuliła się w jego futro opuszczając na ziemię ostatni z kwiatów, jaki przyszło jej zebrać i jaki chciała złożyć na kopcu niedoszłej partnerki.
- Próbowałam... To wszystko moja wina...
- Nie myśl tak, to nie była niczyja wina. Owieczka widocznie uznała, że tak będzie lepiej...
- Dla kogo lepiej?! - kotka odsunęła się, piorunując wzrokiem brata. Orzeł położył uszy na łebku w przepraszającym geście. - Straciłam ją, rozumiesz? Już nigdy jej nie zobaczę! Nie wiem, czy potrafię żyć bez niej. To nie tak miało wyglądać, miałyśmy być szczęśliwe. Razem!
Bielik puściła się biegiem w głąb sadu. Orzeł krzyknął za nią, licząc, że siostra wróci. W takim stanie nie powinna włóczyć się sama, nawet jeśli Owocowy Las stanowił najbezpieczniejsze schronienie w całym kocim świecie.
Zajrzał do żłobka jeszcze tego samego dnia. Jego wzrok od razu natrafił na Kostkę czyszczącą futerka ich kociąt. Orzeł uśmiechnął się na ten widok. To jednak nie trwało długo bowiem jego oczom ukazały się dwa skulone na grubym posłaniu kocięta. Kocięta Owieczki. Osierocone przez matkę były zdane teraz na siebie. Orzeł czuł, że nie może ich tak zostawić. Był to winny Owieczce i sobie. Perkoz i Miodek zasługiwali na wspaniały dom. Z tą myślą ruszył w stronę partnerki, zbierając w sobie całą odwagę. Czekała ich trudna rozmowa.
- Kostka. - kremowa podniosła na niego wzrok. - Musimy zaopiekować się kociętami Owieczki.
- Na głowę upadłeś? Mamy własne kocięta. - prychnęła krępa kocica, zasłaniając ogonem śpiące maluchy.
- Zrób to dla mnie. One nie mogą zostać bez rodziny. Kto lepiej się nimi zaopiekuje niż my? - wpatrywał się pewnie w brązowe ślepia. Były stanowcze i chłodne, jednak kremowa nic nie odpowiedziała, co uznał za zgodę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz