Przyglądał mu się uważnie, obserwując zachodzące zmiany w jego wyrazie pyska. Z każdym wypowiadanym słowem kocur zdawał się bardziej przed nim otwierać, dzieląc się coraz to większą ilością informacji ze swojego życia. Rudzik potakiwał głową, chcąc pokazać, że przez cały czas go słucha i w jakiś sposób przesyła swoje wsparcie. Nawet jeśli mógł tylko dać mu dobre słowo, chciał poprawić ponurą atmosferę, jaka zawisła w powietrzu przez smutną opowieść Burzaka.
Żar wydawał mu się zawsze taki silny i pewny siebie, że nigdy nie spodziewałby się, w jakim nieprzyjemnym środowisku przyszło mu się wychowywać. Poczuł ogrom współczucia wobec niego. Najwyraźniej i on nie miał łatwo, chociaż po jego charakterze można było wnioskować inaczej.
- M-myślałem n-na początku, ż-że t-ty t-tak t-tylko p-przesadzasz z t-tymi nierudymi, że s-są tacy ź-źli… - wymamrotał Rudzikowy Śpiew, z obawą, że urazi swego rozmówcę swoim niedowierzaniem w problemy. – T- to s-straszne, j-jak źle c-cię traktują. U m-mnie w-większość k-kotów j-jest d-dobra, n-niezaleźnie o-od k-k-koloru futra – przyznał, szukając w głowie dobrego przykładu. – Na przykład mój wujek! – rzucił pewniej, kiedy na myśl przyszedł mu Niezapominajkowy Sen. – J-jest n-naprawdę m-miły i d-dobry i z-zawsze m-mi p-pomaga, g-gdy g-go p-potrzebuję! N-na p-pewno b-byś g-go p-polubił, a o-on c-ciebie! – zamiauczał, a wąsy zadrżały mu z ekscytacji. Zapragnął doprowadzić kiedyś do spotkania dwójki jego ulubionych kocurów, którzy wpłynęli tak pozytywnie na zmianę charakteru cętkowanego. Uśmiechnął się,wyobrażając sobie takie satysfakcjonujące go zdarzenie.
- Nie przesadzam. Ci nierudzi pozjadali wszelkie rozumu i sądzą, że są lepsi – prychnął Żar.
- P-przykro mi – odparł natychmiastowo, garbiąc się. – N-nie chciałbym b-być w t-twojej s-skórze.
Nawet nie zamierzał wspominać o tym, że w swojej też nie czuł się dobrze. Miał zbyt wiele do poprawy, zdecydowanie za wiele, by kiedykolwiek wyjść na prostą. Zawsze będzie odstawał od normy i czuć się jak zakała społeczeństwa, przez nadmiar wad, jakie posiadał.
Potrząsnął głową, skupiając uwagę na wpatrującym się w niego wojowniku. Blask pomarańczowych ślepi błysnął w świetle promieni słonecznych. Ich barwa wydawała się jeszcze bardziej intensywna, niczym łuna padające od płomieni ognia.
Rudzik skrzywił się na wspomnienia jednego z ostatnich zgromadzeń, kiedy to jeszcze Borsucza Gwiazda był u władzy we Klanie Nocy. Rozszalał się wtedy pożar i cętkowany po raz pierwszy był świadkiem prawdziwej siły dotąd nieznanego mu żywiołu.
Przełknął ślinę, ponownie kręcąc łbem, by poświęcić całą swą uwagę obecnej chwili.
Chociaż na niebie wciąż górowała żółtawa kula, wiedział, że jeśli za niedługo nie wróci do obozu, to bliscy mogą zacząć się martwić, a inni – co gorsza – podejrzewać go o jakieś złe czyny. Gdyby ktoś znalazł go teraz, od razu poleciałby na skargę do Zbożowej Gwiazdy, a ta wygnałaby go na odległe tereny.
Była to oczywiście lżejsza opcja, bo zawsze ktoś mógłby go zabić. W końcu nie wiedzą, o czym rozmawia z wojownikiem wrogiego klanu. Z pewnością znalazłby się ktoś, kto posądziłby go o zdradzanie ważnych informacji przeciwnikom. A przecież Rudzikowy Śpiew mimo wszystko był wierny miejscu, w którym się wychował, pomimo licznej ilości nieprzyjemnych chwil.
- J-ja… J-ja chyba b-będę j-już w-wracać – odezwał się nieśmiało.
Spędzili dzisiaj stosunkowo niewiele czasu razem, ale cętkowany przybył tu z opóźnieniem, więc winę mógł ponosić tu tylko on.
- Tak szybko? – mruknął Rozżarzony Płomień, z lekkim zaskoczeniem w głosie.
- I t-tak p-przyszedłem p-później n-niź z-zwykle… - wymamrotał, chcąc się usprawiedliwić. Był zawiedziony własną postawą. – N-następnym r-razem b-będę p-przed cz-czasem! O-obiecuję! S-spędzimy w-wtedy w-więcej cz-czasu r-razem! – Podniósł przednią łapę i przystawił ją do klatki piersiowej, na znak złożonej przysięgi.
Burzak kiwnął tylko głową, więc Rudzik uśmiechnął się serdecznie i już miał odejść, gdy przyszła mu do głowy jeszcze jedna myśl. Wymagała ona od niego ogromnego pokładu odwagi, ale bardzo chciał okazać rudemu jakiekolwiek wsparcie w podzięce za podzielenie się z nim historią z życia.
- M-mogę… - zaczął i od razu głośno przełyknął ślinę. – M-mogę… J-jeśli t-tylko chc-cesz o-oczywiśćie… To m-mogę c-cię j-jeszcze r-raz p-przytulić. T-tylko t-teraz t-tak sz-szczerze… Wiesz… - przerwał, zastanawiając się, czy to nie brzmi przypadkiem niestosownie. – T-tak… t-tak j-jak n-na p-przykład p-przytuliłby c-cię b-brat… G-gdybyć g-go m-miał o-oczywiście… - dopowiedział, by wszystko było jasne. - S-skoro n-nikt c-cię n-nigdy n-nie p-przytulił... M-mogę b-być p-pierwszy - zaproponował, drżąc z nerwów.
Poczuł, jak robi mu się cieplej. A co, jeśli kocur źle to odbierze i go wyśmieje? W końcu prawdziwi i silni wojownicy się nie tulą. Jak zwykle pewnie powiedział coś głupiego i zaraz zasmakuje konsekwencje braku sprawnie działającego mózgu.
Wyprostował się, starając się zachować dumną postawę, by jakkolwiek pokazać, że nie jest już taki słaby, jak był kiedyś.
I że choć trochę zasługuję na przyjaźń Rozżarzonego Płomienia.
<Żar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz