Wieść o tym, że Rudzikowy Śpiew miał już sobie iść, była okropna. Tak dawno się nie widzieli, liczył na spędzenie większej ilości czasu z przyjacielem. Rozumiał jednak, że musiał zachować ich spotkania w tajemnicy. Byli z obcych klanów. Po zmianie władzy teraz granicę bardziej się zaostrzyły, bowiem rudzi byli tymi gorszymi, co znaczyło, że kocur zostałby na pewno mocno skrzywdzony przez Zająca i jego świtę.
- M-mogę… - zaczął rudo-biały i od razu głośno przełyknął ślinę. – M-mogę… J-jeśli t-tylko chc-cesz o-oczywiśćie… To m-mogę c-cię j-jeszcze r-raz p-przytulić. T-tylko t-teraz t-tak sz-szczerze… Wiesz… - przerwał, zastanawiając się, czy to nie brzmi przypadkiem niestosownie. – T-tak… t-tak j-jak n-na p-przykład p-przytuliłby c-cię b-brat… G-gdybyć g-go m-miał o-oczywiście… - dopowiedział, by wszystko było jasne. - S-skoro n-nikt c-cię n-nigdy n-nie p-przytulił... M-mogę b-być p-pierwszy - zaproponował, drżąc z nerwów i prostując się.
Zamrugał. To pytanie... było niecodzienne. Przypomniał sobie to dziwne uczucie, gdy kocur na niego upadł. Czy chciał sprawdzić czy się powtórzy? Oczywiście, że tak.
Pokiwał głową, czekając na pierwszy ruch przyjaciela. Ten zawahał się chwilę, ale postawił krok. Serce mu zabiło szybciej, gdy nocniak był tak blisko, a następnie objął go łapami, zamykając w mocnym uścisku. Oparł swój pysk o jego głowę i przymknął oczy. Wdychał zapach świeżej bryzy wodnej i drewna, chcąc zachować to zdarzenie w pamięci jak najdłużej.
Chwilę później to wszystko zniknęło, pozostawiając pustkę.
Rudzik uśmiechnął się, pożegnał i wrócił w swoją stronę.
- Do zobaczenia - miauknął jeszcze za nim, wracając do obozu z masą niezrozumiałych myśli.
***
Pora Nagich Drzew była okropna. Nie chodziło o zimno, lecz o to, że śnieg dawał łatwość w wytropieniu go. Nie chciał mieć na ogonie zastępczyni, która nakryje go na schadzkach z nocniakiem. Dlatego też, obrał inny sposób. Poinformował Rudzikowy Śpiew, by przy opadnięciu śniegu, szedł blisko wody. Tam ich trop mógłby zostać zatarty przez inne stworzenia, które przychodziły pod koryto. Dzisiaj właśnie tak szedł, czasami nadeptując na lód, ponieważ woda zamarzła tak mocno, że był w stanie przejść na tereny lisów bez moczenia łapy w wodzie. Gorzej miała się jego równowaga, bo podłoże było śliskie. Nie zapędzał się jednak bardzo i pozostał przy brzegu, docierając do granicy z Klanem Nocy przy opadniętym drzewie. Jego pień był pusty, wyżarty przez lata przez insekty i stanowił idealną ochronę przed zimnem. Dziwne, że wcześniej nie zauważył, że można było tu do niego nieco wejść. Słysząc skrzypienie śniegu, wyjrzał na zewnątrz, od razu dostrzegając Rudzikowy Śpiew. Przesunął się nieco, robiąc mu miejsce i od razu zatopił pysk w jego futerku.
- Dzisiaj się nie spóźniłeś - zażartował. - Jak ci poszło? Opowiadaj.
<Rudzik?>
Gejowo
OdpowiedzUsuń