Niebieski kocur wszedł do medycznego legowiska, chwiejąc się jeszcze nieco na lekko łapie. Był uśmiechnięty, przetarł łapą nos a następnie ostrożnie usiadł.
- Nie dostaniesz kolejnych ziół. - powtórzyła chłodnym tonem Wiśniowa Łapa.
- Proszę, daj mi je. - przetarł podłoże brudnym ogonem. - Naprawdę boli, auć! - podniósł łapę i położył uszy po sobie, zrobił żałosną minę.
Szylkretowa kotka spojrzała na niego a następnie wydała z siebie cichutki dźwięk, w rodzaju śmiechu. Wrzosowa Rzeka nie wiedział, co ma na myśli.
- Nie wiem czy masz świadomość, że łapa którą trzymasz w powietrzu nie jest tą, którą leczyłam?
Wojownik przybliżył łapy do siebie, a jego źrenice się zwężyły. Chwilowo zaniemówił.
- Podejdź do mnie, ocenię stan łapy. - rzekła Wiśniowa Łapa, już całkiem poważnie.
Pacjent posłusznie się ruszył, uniósł ogon i położył się tuż obok uczennicy medyka. Położył swoją głowę na chłodnej ziemi. Kocur wyglądał w tym momencie jak martwa ofiara, a kotka jak krwiożerczy drapieżnik. Umieściła swoje łapy na kończynie, lekko ugniotła łapami, przyglądała się uważnie.
- Czy nadal czujesz w niej ból? - zapytała, odwracając głowę.
- Yyy... nie... ale... to znaczy tak.... - ciągnął, wiercąc się lekko.
- To tak, czy nie? - Wiśniowa Łapa prześwietliła go podejrzliwym spojrzeniem.
- No... mogę się na niej poruszać...
- Mógłbyś po prostu odpowiedzieć mi na pytanie? - szylkretowa odsunęła się, machnęła ogonem.
- To znaczy, nie boli mnie już... tak, jak wtedy ale potrzebuje od ciebie, czegoś medycznego...
Kotka przeszła kawałek w kierunku posegregowanych ziół, nie patrzyła w kierunku Wrzosowej Rzeki.
- Rozumiem, że nie boli cię mocno, po prostu się goi, prawda? - zapytała.
- Prawdopodobnie tak jest... - rzekł, jednocześnie przewracając się na drugi bok.
- W takim razie nie potrzebujesz niczego. Po prostu może... nie trenuj intensywnie, staraj się więcej odpoczywać.
Niebieski wstał, przeciągnął się a następnie otrzepał z liści i kurzu, odmachał głową na pożegnanie, opuścił legowisko.
***
Księżyc był wysoko na niebie. Większość kotów z Klanu Burzy smacznie spała. Tylko nieliczni, z pewnych przyczyn tego nie robili. Na przykład, Wrzosowa Rzeka, nie myślał o spaniu. Czyhał, niedaleko traktora Toma. Jego nos był zetknięty z chłodniejszą ziemią, machający ogon wygarniał wilgotne kłębki trawy. Czuł w trawie zapach drobniutkiego gryzonia, przemykającego przez tunele z roślin. Mysz wybiegła na mniej zarośnięty teren, był to idealny moment na zabicie niczego nieświadomej ofiary. Kocur wystawił ostre pazury, które błysnęły od światła księżyca, skoczył wbijając je w zdobycz. Wkrótce jego pazury stały się bordowe, a malusieńki kąsek stracił oddech, został żwawo wzięty w zęby. Łapa bolała go coraz mniej, nie czuł już aż takiego dużego dyskomfortu.
***
Wojownik wrócił już do obozowiska, brudny, cały w liściach, mokry na łapach. Stanął przed medycznym legowiskiem, zajrzał do niego. Ujrzał i usłyszał śpiącego tam chrapiącego, starszego czekoladowego kocura śpiącego w rogu legowiska w dziwnej pozycji i szylkretową kotkę, zwiniętą w elegancki kłębek. Wszedł do środka, całkiem już przyzwyczajony do zapachu wszystkich sprzętów. Niespodziewanie, Wiśniowa Łapa otworzyła ślepia, później uniosła głowę i zrobiła zdenerwowaną i jednocześnie zaskoczoną minę na widok swojego pacjenta stojącego w wejściu. Jego sierść lśniła księżycowym blaskiem, rzucał on wysoki cień.
- Co ty... tu robisz...? - odparła wybudzona ze snu kotka.
Kocur nie odezwał się ani słowem. Poturlał w jej kierunku poturbowaną mysz, upolowaną wcześniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz