- Miejmy nadzieję, że morderca nie będzie chciał atakować po raz drugi.
- Raczej miejmy nadzieję, że nie będzie chciał cię zabić. To byłoby straszne. Gdybym miał się gapić na twoje martwe ciało… uh… Byłoby niefajnie.
Jałowiec lekko się uśmiechnął do kolegi. Bardzo mu na nim zależało. Znał go od najmłodszych lat, jak jeszcze bawił się z nim jako ze strachliwym kociakiem. To było tak dawno, a wydawało się, jakby się działo tak niedawno.
Kiedyś może był malutki, lecz teraz… Teraz był dorosły. I dalej lubił Dreszcza. Przynajmniej nie był taki ciągle przerażony.
- Muszę już chyba iść- wymigał się od trochę krępującej sytuacji, gdy nie wiedział czy coś jeszcze powiedzieć. Skinął głową do Drżącego i skierował się w stronę legowiska wojowników. Tuż przed wejściem usiadł jeszcze na chwilę. Czas płynął zdecydowanie za szybko.
***
chwilę po wygnaniu Drżącej Ścieżki
“Co tu się właściwie stało”
Nie wiedział. Patrzył jak on wychodził. Po prostu musiał sobie iść, a Zajęcza Gwiazda nic sobie z tego nie robił. Pękł, gdy zniknął jego ogon za wyjściem od obozu. Był po prostu zdziwiony.
Nic więcej.
Nie potrafił płakać, choć przez jego głowę walały się myśli ile wspólnie przeżyli. Kiedy razem spędzali czas, kiedy polowali, kiedy oboje dostali karę. Kiedy byli razem. Nie wyobrażał sobie świata bez przyjaciela, a dopiero od niedawna zdał sobie sprawę, że Drżący mógł nim być. Chciał, żeby on tu dalej mógł być, ale nie, bo ten pacan go wygnał przez własne poglądy. Dreszcz, jego Dreszcz był niewinny.
A i tak doszło do tego. Bez słów odwrócił się od nowego lidera, jak tylko on skończył mówić.
Nie chciał go widzieć na oczy.
Po prostu nie chciał znowu płakać.
***
następny dzień
Że żyje.
Już z rana zmył się z legowiska, jak na niebie jeszcze było ciemno. Był przygotowany, wiedział gdzie ma zacząć szukać. Chciał podążyć tą samą drogą co kremowy wczoraj z bratem. Próbował wyczuć zapach, jednak trudno to było mu robić. Próbował złapać trop, tak jak poluje się na zwierzynę. Wypatrywał nawet śladu łap, lecz jak na złość niczego nie było.
- Te głupie gałęzie. A jak myślisz, co jest tam dalej?- Wskazał łapą dalszą część bagna. - W końcu, gdzieś to się w końcu kończy…
- Nie wiem... Podobno świat jest duży. Skąd inaczej byłoby tyle zwierząt? Słyszałem opowieści, że kiedyś nie mieszkaliśmy na tych terenach, tylko na innych. Bardzo daleko stąd. Klany wędrowały kilka księżyców, aż osiedliły się tutaj. Czyli... pewnie tam jest... dalsza część bagien? A może Siedlisko Dwunożnych? Nie wiem... Ty byłeś samotnikiem. Powinieneś orientować się jaki jest duży świat.
Zobaczył te oczy, niebieskie jak niebo, wpatrywały się w punkt przed siebie. Mieli bardzo podobny odcień ślepi.
Chyba nigdy nie cieszył się na widok jakiegoś kota. Uśmiech pojawił się tak szybko, że nawet nie wyłapał tego momentu. Spojrzał szybko na niebo. Minął cały dzień, ale nie stracił.
Zaczął biec ile sił w łapach. Raz czy drugi prawie się wywalił, lecz to nie miało znaczenia. Zatrzymał się dopiero przed kremowym, gdzie jedyne co zrobił, to przytulił się na tyle mocno, na ile koty umieją.
- Tęskniłem, wiesz?- wyszeptał jedynie w łzach, patrząc jak słońce spowija sklepienie ciepłymi kolorami.
rozryczałam się nawet jeśli jest w tym mało emocji
Awww ;-;
OdpowiedzUsuń