- P-przepraszam… – wydukał. Zabrał mysz, którą upolował i uciekł. Nie umiał spojrzeć jej już w oczy.
***
- Na grube popielice, mózg ci wcięło na starość? - warknął, patrząc, jak mentor znika w tunelu. Sam nie miał ochoty na wejście tam. Gdzie on się pakuje? Mało mu problemów, żeby Jałowiec robił jakieś głupstwa?
I stoi tam jak największy kretyn, wpatrując się w sufit. Króliczy móżdżek, nic więcej.
- Nie baw się w oglądanie ziemi i robali, tylko wyłaź! To się zaraz-
Coś pękło nad głową czekoladowego. Nie minęło uderzenie serca, a brązowa ziemia spadła na arlekina. Niebieskofutry rozszerzył oczy, zamierając w bezruchu, nie mogąc nawet zamknąć pyska. Zaczął krzyczeć. Krzyczeć jak cholera, zdzierając całe gardło. Pobiegł, rzucił się, nie zważając na to, że może umrzeć. Łapy z trudem nie zasypywały się w piachu. Czuł, jak ziemia go przygniata od góry i brudzi już i tak na wpół brązową sierść. Jak oblepia jego chłodną skórą, jak Nie mógł postawić kroku w przód. Tunel przed nim był zbitą masą mokrej gleby.
- Kocham was, nie płaczcie.
***
- Musimy pożegnać Jałowcowego Świta, jednego z naszych wojowników. Był mężny i odważny, służył Klanowi Burzy przez wiele księżyców. Niestety, teraz stąpa z Klanem Gwiazdy. Niebieski wpatrywał się w ciało mentora jak w obrazek. N-nie mógł zginąć tak tuż przy nim.
Wtulał się w sierść matki. Wiedział, że chociaż rodzice go rozumieją.
***
Mruczał, leżąc obok rudego potwora. Już nie wiedział, czy to ze stresu, czy tak udawał, żeby Marchewkowy Grzbiet była szczęśliwa. Wszystko było mu jedno. Ciosem w pierś był tylko ten wzrok Kamiennej furiatki, nienawidzący i rozżalony zarazem. Starał się o tym nie myśleć. Zacząć jakieś nowe życie. I czuł, że to może wypalić. Coś zupełnie nowego. Jednak patrzenie na ten fałszywy ryj każdego dnia nie wyglądał na zbyt pozytywny plan.
- Widzisz jak ta stuknięta prukwa się w nas wpatruje tymi gałami? - szepnęła do niego Marchewa. - Zazdrości! I dobrze jej tak!
Polizał wściekniętą po łbie parę razy. Miał nadzieję, że się przymknie.
- Zapomnij o tym k-kochanie. - odszepnął. To słowo brzmiało dziwnie. Nienaturalnie.
- Wronia strawa chyba zapomniała, kto tu w Klanie jest ważniejszy. Uważa, że skoro jest zastępcą może robić wszystko. Ale nie pamięta, jak dupę trzymała w żłobku. Jak kradła mi ciebie, jak tobą manipulowała, jak oszukiwała Zajęczą Gwiazdę.. phi!
Nic nie mówił, bo po co. Zaprzeczysz? Marchewka cię zje. Zgodzisz się? Kamień cię zje.
- Pff! Szybka Łania jest już lepsza w obgadywaniu. Faceci. - burknęła Marchewkowy Grzbiet. Słońce stało już w zenicie, choć trudno to było stwierdzić przez szare chmury, którym nawet nie przychodziło do myśli rozproszenie się. Przynajmniej nie padał śnieg.
- Południowy patrol poprowadzi Koperkowy Powiew. Pójdzie z nim Szumiące Wzgórze, Jałowy Pył, Orlikowa Łapa… - zaczęła mówić czarna zastępczyni, lecz urwała, gdy podszedł do niej brat. Wymienili między sobą kilka zdań, aż w końcu Gliniane Ucho odszedł. Sapnęła z irytacji. Chyba. - i ja.
P-patrol? Ona? On też? Chyba nie zamierzała się z nimi zabierać, lecz trudno. Coś trzeba wymyślić. Rudy bicolour zebrał wojowników i wyszli. Kamień szła niedaleko od niego. Chciał położyć uszy i uciec daleko. Raz po raz zerkał na zastępcę, nie mogąc się na niczym innym skupić.
Kiedy jej powie, to co chciał?
<Kamień? Będę akcjo wać w kolejnym opo>.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz