Zacisnął zęby, słuchając jej pyskowania. Czy ona naprawdę nie potrafiła się zamknąć ten jeden, jedyny raz?! Szedł jej na łapę, a ona jeszcze narzekała! Miał ochotę po prostu warknąć, że skoro tak to ma ją w dupie i nie będzie żadnej kary. Tak, niewiele brakowało i by to zrobił. Za bardzo jednak kochał ten klan żeby skazywać go na wojnę przez swoje uczucia.
Wszedł na kamień, czekając aż wszyscy się zbiorą. Co jak co, ale zwracać na siebie uwagę to Płomień potrafiła. Płuca zdecydowanie miała po matce.
Musiał to zrobić. Dla dobra klanu.
- Klanie Wilka! Każdy z nas wie, jak ważny jest dany nam przez przodków Kodeks. On jest fundamentem naszego klanu, on od pokoleń pokazuje nam jak postępować, żeby kiedyś zająć miejsce wśród przodków na Srebrnej Skórze. Wiecie też pewnie, że ostatnio został on rażąco naruszony. Fasolowa Łodygo - zwrócił się do pointki. - Złamałaś kodeks medyka, posiadając partnera i potomstwo, dlatego odbieram ci tę funkcję. Od dziś przestajesz pełnić obowiązki asystenta medyka i już nigdy więcej nie będziesz leczyć kotów ani kontaktować się z Klanem Gwiazdy w imieniu naszego klanu. Twoim nowym domem będzie starszyzna. Nie oznacza to jednak, że przestałaś być członkiem Klanu Wilka. - Lider powiódł wzrokiem po reszcie zgromadzonych. - Każdy kto zaatakuje ciebie, twojego partnera lub dzieci zostanie ukarany tak samo surowo jakby zaatakował jakiegokolwiek innego członka naszego klanu. To wszystko - zakończył, zeskakując z kamienia. - Zabierz swoje rzeczy i przenieś się do starszyzny - miauknął już ciszej do przyjaciółki. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Była medyczka skinęła głową i ruszyła w stronę legowiska.
Nawet nie patrzył w stronę Płonącej Waśni. Nie chciał oglądać tryumfu w jej ślepiach. Z ciężkim sercem ruszył w stronę swojego legowiska. Marzył tylko o zwinięciu się w jego kącie, z dala od reszty.
*po śmierci Wężowego Wrzasku i Górskiego Szczytu*
Życie w klanie toczyło się jak zawsze. Nienawidził tego momentu. Chwili, w której okazywało się, że świat dalej istnieje, a życie płynie swoim zwyczajnym, spokojnym rytmem. Dziwił się, że po tylu tragediach to jeszcze jest możliwe. Że słońce nie zgasło i nie spadło na nich, zmiatając wszystko na swojej drodze.
A ono wciąż świeciło, rażąc jego ślepia odbitym od śniegu blaskiem.
Gdzieś obok mignęła mu ruda kita Płonącej Waśni. Zatrzymał się, obserwując kocicę z mieszanymi uczuciami. Idący obok Modrzew spojrzał na niego pytająco. Wróbel pokręcił łbem, nie wiedząc, co mu powiedzieć. Nie cierpiał wojowniczki, to fakt, ale jakaś część niego chciała do niej podejść i tak po prostu powiedzieć, że będzie dobrze. Że może na nich liczyć, nawet jeśli nie zastąpią jej utraconych rodziców.
To była głupia myśl, wiedział o tym. Wyśmiałaby go, albo wściekła zaczęła wyzywać. Ich rozmowy zawsze przeradzały się w kłótnie. Mimo wszystko…
- Muszę iść - miauknął do kocura. Spojrzał w jego ślepia i znalazł tam zrozumienie. Liznął partnera w policzek.
- Uważaj na siebie - odpowiedział tylko Modrzew i ruszył w stronę ich legowiska.
Bury zrobił kilka kroków w stronę oddalającej się rudej.
- Płonąca Waśń? - miauknął chłodno.
Zatrzymała się i spojrzała na niego.
- Idziesz na polowanie?
Jego zakaz wciąż obowiązywał, nie mogła sama wyjść z obozu.
<Płomień?>
2 pkt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz