*przed porodem Tajfunu*
Poziomka i jej mama zniknęły ze kociarni. Podobnie jak Błysk i Borówek oraz Jeżynek. Bez tęsknił za przyjacielem. Na dodatek to wszystko było takie nagłe. Pewnego dnia wyszli i już nie wrócili. Czasem przychodzili w odwiedziny, ale to już nie było to samo. Bez smętnie zwiesił łebek.
Czy kiedyś nadejdzie dzień kiedy i on będzie musiał opuścić to miejsce?
Czy kiedyś nadejdzie dzień kiedy i on będzie musiał opuścić to miejsce?
Liczył z całego serduszka, że nie. Nie chciał opuszczać miejsca gdzie się wychował. Świat poza żłobkiem był taki obcy i dziwny. Było w nim wiele kotów, które patrzyły się na niego dziwnie. Położył uszy. Nie chciał tego co miało nadejść. Nie wiedział co to, ale widział po mamie, że czekała tylko na ten dzień. Żeby w końcu się od nich uwolnić. Porzucić na wielki świat. Zwiesił łebek. Ziemia zadrżała. Kocurek niechętnie zerknął w stronę wejścia do kociarni. Nieznana mu kotka o dwukolorowych oczach stała w wejściu. Uśmiechnęła się do niego. Niepewnie to odwzajemnił. Kotka była lekko gruba. Jej futro miało śmieszne przejaśnienia, a gdzieniegdzie było białe. Kotka zajęła puste legowisko po mamie Poziomki. Bez przekrzywił łebek. Wszystkie kotki, które tu mieszkały miały kociaki. Jednak Tajfun nie miała. Kociak nie rozumiał tu czegoś. Podbiegł do mamy i wskazał na kotkę, ale zamiast odpowiedzi otrzymał tylko poruszanie pyskiem. Położył uszy zdenerwowany. Będzie musiał poczekać i odkryć sam skąd się biorą kociaki. Miał nadzieję jedynie, że dymna kotka nie będzie próbowała ich ukraść, żeby sama mogła tu leżeć.
* * *
*przed mianowaniem Bza na ucznia*
*przed mianowaniem Bza na ucznia*
Bez już nigdy więcej nie chciał widzieć tego. Już wolał swoją wizję pojawiania się kociąt na świecie niż to. Potrząsnął energicznie łebkiem, próbując o tym nie myśleć. Ciarki przeszły mu po grzbiecie pomimo że od tego wydarzenia minęło już trochę czasu. Kociak Tajfunu, który zdążył już trochę podrosnąć i zacząć zwiedzać żłobek, choć zwykle leżał koło mamy. Bez obserwował go z daleka. Był inny. Trochę przypominał mu z zachowania Borówka, ale z wyglądu... Bez jeszcze nigdy nie spotkał kota o takim futerku. Maluch nie był podobny ani do mamy, ani do taty. Gdyby nie jego makabryczne wychodzenie z brzucha rodzicielki Bez uznałby, że jest podrzucony. Spojrzał na mamę. Ta znudzona wpatrywała się w ścianę. Kociak uznał, że nie będzie jej przeszkadzał. Chwycił jeden z kamyczków, które Jabłko przyniósł im i podszedł do Tajfunu i jej kociaka. Dymna uśmiechnęła się do niego i zaczęła poruszać pyskiem. Trąciła pyskiem swoje młode, każąc za pewne wstać. Żurawinek podniósł się i spojrzał na przybysza. Bez położył kamyk pod jego łapkami i przysunął do niego.
<Żurawinek?>
<Żurawinek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz