Opuściła żłobek szczerze rozbawiona i nawet rozczulona postępowaniem kociaka. Przecież sama nie dawno była takim maluchem, a to, że jej uczniowski trening przebiegł niezwykle szybko, to tylko zasługa jej zaangażowania. Po części może i jej brat miał w tym swój udział, ale raczej do tego się za prędko nie przyzna.
Będzie musiała jutro znowu odwiedzić to miejsce, bo niestety – obiecała to maluchowi. Co prawda Mleczyk swoją ciekawością i spokojem bardziej przypomniał jej Jastrzębi Cień, niż ją samą, ale i tak zdecydowała się poświęcić liliowemu trochę uwagi. Potraktuje to jako pewnego rodzaju zabawę, choć jako dorosła wojowniczka powinna być poważniejsza. Mimowolnie ziewnęła, kiedy na niebie zawitał księżyc. Zapadła noc, więc wypadałoby się wyspać.
Wsunęła się do legowiska, zajmując swoje miejsce na mchu i owijając się ogonem. Zmrużyła mocy, lekko się uśmiechając, na wspomnienie kociaka.
***
Następnego dnia po załatwieniu swych obowiązków skierowała się w stronę żłobka. Z westchnięciem zawitała do kociarni, a widok podekscytowania w oczach liliowego kociaka ją poniekąd rozczulił. Nie spodziewała by się, że ktokolwiek może być aż tak zafascynowany jej towarzystwem.
- Wlóciłaś! – wykrztusił uradowany, jakby nie dowierzał, że ona naprawdę tu przyjdzie. Skała była poniekąd zaskoczona jego optymizmem, bo dawno nikt tak pozytywnie nie zareagował na jej towarzystwo.
- Oczywiście, obiecałam ci coś w końcu. – Uśmiechnęła się krzywo, rozglądając się po obecnych tu maluchach. Choć lubiła liczne towarzystwo, tak zirytowane spojrzenia królowych wskazywał na to, iż kotki nie są zadowolone z jej obecności. Ich dzieciaki bawiły się ze sobą, albo też kuliły przy brzuchach matek, wydając z siebie ciche pomruki i piski.
- O, czyli poopowiadasz mi coś jeszcze? – zagadnął, podrywając się powoli z miejsca i spoglądając na nią wyczekująco, swoimi zielonymi ślepiami. Czarna uznała, że kocurek w ogóle jest jakiś jasny, patrząc na jego umaszczenie i barwę tęczówek. Ona dla odmiany była cała ciemna.
- Tak, ale nie będziemy tu siedzieć. Chodź, na zewnątrz jest więcej miejsca – zasugerowała. Nie podobała jej się panująca tu atmosfera i o wiele lepiej tkwiło jej się tam, gdzie miała dopływ świeżego powietrza.
Momentalnie Mleczyk rozchylił pyszczek z wrażenia i niepewnie spojrzał w tył, na swą rodzicielkę. Jastrzębi Podmuch wydawała się zaskoczona tym, co czarna oferowała jej synowi. Wpatrywała się w młodszą wojowniczkę z pewnego rodzaju szokiem.
- A ja mogę stąd wyjść? – spytał niepewnie, sam nie wiedząc, do kogo kieruje to pytanie.
- Według mnie tak – odparła natychmiastowo Skała, wciąż czując na sobie wzrok jego matki. – Nie patrz tak na mnie, nic mu się nie stanie jak na chwilę wyjdzie. Będę go pilnować, a ty i tak msz tu jeszcze dwójkę kociąt do opieki, więc możesz to potraktować jako moją łaskawość i ułatwienie ci życia. Wszystkich ci nie zabiorę, bo niańką nie jestem, ale od jednego będziesz miała spokój na jakiś czas.
Niebieska westchnęła ciężko, wciąż przypatrując się „intruzowi".
- Dobrze, możesz go na chwilę zabrać, ale proszę, nie wychodź z nim poza obóz. Przyrzekam, że jeśli coś mu się stanie, to.. – zaczęła ostrzegawczo, lecz Skalny Szczyt przerwała jej bezczelnie wypowiedź.
- Spokojnie! Takie głupie pomysły miałam, jak byłam młodsza. Teraz zmądrzałam - mruknęła, wciąż się uśmiechając. Oczywiście, że najchętniej wyprowadziła by malucha na daleki spacer, ale zdawała sobie sprawę z konsekwencji tego czynu, więc pohamowała swe plany.
- Nie sądzę, żeby był z tobą bezpieczny…
- Mówiłam ci już, nic mu się nie stanie, przecież nie umrze. A jak umrze to trudno, taka kolej rzeczy...
- Idź już, bo się rozmyślę – burknęła tylko, zirytowana podejściem zarozumiałej wojowniczki. Skała machnęła ogonem i otoczyła nim liliowego, pchając go w kierunku wyjścia.
- Co to znaczy umszeć? – spytał od razu, kiedy znaleźli się na zewnątrz.
- Tak jakby opuszczasz swoje ciało i idziesz tam do góry, do Klanu Gwiazd. - Spojrzałą w kierunku nieba. - Stamtąd nie ma już drogi powrotnej, więc tak naprawdę nigdy nie wracasz na ziemię. To znaczy, twoja dusza tam idzie, a ciało zostaje tutaj - mówiła szeptem, wiedząc, że za tłumaczenie tego wszystkiego kociakowi sama zaraz trafi na Srebrną Skórę, zamordowana przez Jastrzębi Podmuch.
- A ja umlę? – zapytał zaciekawiony, na co kotka pacnęła go łapą.
- Cicho! Nie mów tak głośno, bo ja zaraz dosłownie umrę, zabita przez twoją matkę. - warknęła. - Wyjaśnię ci to potem – dodała, kiedy byli już dalej.
Kociak po wyjściu ze żłobka oniemiał z wrażenia. Niemalże spoglądał na każdą rzecz w jego otoczeniu i wypytywał o wszystko.
- Co to jest? – Wskazał łapą na niewielki, szary obiekt.
- Kamień – odpowiedziała krótko.
- A co on tu robi? – dopytywał z determinacją w głosie. Stał w miejscu i wpatrywał się w ten jeden punkt, jakby skałka była czymś niezwykłym.
- Leży. - oznajmiła. Naprawdę nie była cierpliwym osobnikiem i te parę pytań zaczęło ją irytować, chociaż wiedziała, że sama bywa bardzo upierdliwa dla wszystkich, a szczególnie dla brata.
- A dlaczego on tu leży? – Oderwał wzrok od kamyka i wbił spojrzenie w Skalny Szczyt.
- Bo ktoś go tu zostawił? Nie wiem, mógł równie dobrze spaść z nieba – westchnęła. Zaczęła żałować swej decyzji, jaką była opieka nad kociakiem.
- To kamienie spadają z nieba?! A czy jak spadnie mi na głowę, to coś mi się stanie? – spytał, lekko przejęty.
- Tak, wtedy umrzesz. – Pacnęła go ogonem, każąc mu w ten sposób iść dalej. Wiedziała, iż ona od zawsze była irytującym gnojkiem, ale żeby ktoś mógł pytać się o dosłownie wszystko? Przecież to takie oczywiste, że jak dostanie się czymś ciężkim w głowę, to się zdycha.
- Ja nie chcę umielać – oświadczył.
- I nie umrzesz. Siadaj tu – Wskazała na miejsce pod drzewem. – Śmierć jest czymś niespodziewanym, więc nie masz wpływu na to, czy umrzesz, czy nie. Póki jesteś mały to jesteś pod opieką innych i za szybko nie zginiesz, bo co krok jesteś pilnowany. Głupio po za tym opuszczać świat w tak młodym wieku, kiedy nie poznałeś nawet zasad jego funkcjonowania. A tak poza tym, to żartowałam z tymi kamieniami. Zazwyczaj nie spadają od tak, po prostu leżą sobie na drodze i tyle.
- A… czyli nic mi nie glozi?
- Nie. I nie mów swojej matce, że ci o tym opowiadałam, bo wtedy mnie będzie coś grozić – mruknęła. Oczywiście dałaby sobie radę z Jastrzębim Podmuchem, bo przecież jest bardzo silna! Mimo wszystko wolała jednak nie ryzykować gniewem starszej od niej wojowniczki, z powodu uświadamiania kociaka o życiu. Z jednej strony czuła, że robi dobrze. W końcu będzie wiedział, co go czeka w przyszłości i może zrozumie, jak bardzo ważne jest ćwiczenie wytrzymałości od pierwszych chwil na ziemi.
<Mleczyku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz