niedługo po akcji poprzedniego opowiadania
Szept biegła przez wrzosowiska za niewielką nornicą. Nie mogła pozwolić jej uciec, bo dzisiaj nic jeszcze nie upolowała. Wybiła się z tylnych łap, dzięki czemu udało jej się przeskoczyć nad nornicą. Już po chwili małe zwierzątko nie było żywe.
– Dobra robota. Karmicielki będą zadowolone. – tylko te „karmicielki” zwariować można! Każda dostała już dzisiaj pewnie jedzenie, a reszta miała chodzić głodna. – Upolujmy coś jeszcze – dodał po chwili jej mentor.
Kocica szybko zabrała się za tropienie. Po pewnym czasie w końcu w zasięgu jej wzroku pojawiła się nornica. Pulchna sztuka, o jaką trudno było w porze nagich drzew. Córka Bąbla przypadła do pozycji łowieckiej, po czym zaczęła cichutko sunąć w stronę zwierzątka. Była od niego chyba z półtorej długości lisa, gdy nagle dostrzegła rude futro. Żółtooki kocur rzucił się na jej cel i szybko go zabił. Kocica wyszła z krzewów, wielce niezadowolona, że ktoś zabrał jej zwierzynę sprzed nosa.
– Trzeba było być szybszą. Gdyby nie JA ta zwierzyna uciekła by, i nici z obiadu dla karmicielek. – powiedział Wiewiórczy Pazur. Czyli wiedział, że ona też na nią polowała! No co za lisi bobek! Przecież była dobra w polowaniu. To, że jeszcze nie została mianowana wynikało z tego, jak bardzo jej trening się opóźnił przez jej karę. Na dodatek dla karmicielek! Wszystko dla tych karmicielek, każdy skrawek mięsa, już zaraz będą ich z piór u upolowanych ptaków rozliczać! Co będzie dalej? Każdy mech dla karmicielek?
- O tu jesteś! – wykrzyknął uradowany Narcyz, gdy ją dostrzegł. – Duża nornica, Wiewiórczy Pazurze. – dodał po chwili, uśmiechając się do rudego. Czyżby nie widział, że coś jest nie tak? Ehh...
Wrócili do obozu. Szept odłożyła swoją nornicę na stos, po czym wróciła do legowiska terminatorów. „Beznadziejny dzień…..” – pomyślała kocica. Na dodatek potem zaczął jeszcze padać śnieg z deszczem, dodając ziemi jeszcze większej lepkości. Córka Sikorki lubiła porę nagich drzew, ale nie taką. Poprzednia była naprawdę mroźna, śnieg był naprawdę biały i zimny, co pewien czas można było napotkać lód, nie to co teraz. Miękka, błotnista breja, nie śnieg. Położyła się na swym posłaniu, zamykając ślepia. Spożytkuje ten czas na spanie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz