*przed mianowaniem na ucznia i ogółem wiosną*
Bez leżał do góry brzuchem. Dziś był ciepły dzień. Słońce przyjemnie grzało, rozświetlając wszystko na weselsze barwy. Mama wyprowadziła ich na zewnątrz i zniknęła gdzieś za jednym z krzaków. Zostali pod opieką Fiołek, która podobnie jak Tajfun pojawiła się w kociarni pomimo braku kociąt. Bez zerkał na nią od czasu do czasu podejrzliwie, patrząc czy ta czegoś nie kombinuje. Kotka jednak zdawała się bardziej być zajęta sobą. Myła swoje futro z niezadowoleniem na pysku i od czasu do czasu spoglądała na nich z obrzydzeniem. Bez ignorując jej spojrzenie wstał i leniwie się przeciągnął. Siostry zajęte sobą nie zwracały na niego uwagi. Mógł pójść poszukać Jeżynka czy Poziomki, ale coś ciekawszego stanęło na jego drodze.
Plama wody. Bez dotknął jej niepewnie. Była zimna. I dziwna w dotyku. Różniła się od tej z mchu. Nie zastanawiając się wiele kocurek wskoczył do kałuży. Woda rozpryskała się na cztery strony. Kocurek poczuł lepką substancje pod łapami. Uniósł jedną z nich, by odkryć, że jego łapa z białej stała się brązowa. Więc stąd się brały inne kolory futerek. Wystarczyło znaleźć odpowiednią substancję i proszę miało się śliczny nowy kolor. Bez przewrócił się na grzbiet i zaczął tarzać. Dopiero upewniwszy się, że jest cały brązowy wstał z błota. Spojrzał na swoje dzieło. Był nie do poznania! Mama pewnie będzie go szukała zmartwiona cały wieczór! Rozkokoszony i zadowolony z siebie ruszył w głąb obozu.
Teraz gdy nikt nie miał prawa go poznać mógł zinfiltrować cały obóz i pomóc wrócić Jeżynkowi i Borówkowi do żłobka. Bez otworzył pyszczek. Musiał pierw ich odnaleźć. To nie było takie łatwe jak mu się wydawało. Mnóstwo kocich zapachów unosiło się w powietrzu, a większość z nich znikała przy drzewach. Kociak uniósł łebek do góry, by spojrzeć na korony drzew. Zaskoczony dojrzał tam mnóstwo gniazd. Ale nie ptasich. Zamiast nich siedziały tam koty. Bez momentalnie zgłupiał, nie rozumiejąc co się dzieje. Nawet nie poczuł kiedy jeden z ptasich kotów zeskoczył na dół i stanął za nim. Dopiero, gdy tamten odważył się go dotknąć Bez odwrócił się w jego stronę. Spojrzał na obcego kota. Nie przypominał ptaka. Za to miał strasznie dużo różowych znaczków na futrze. Kociak dotychczas nie wiedział, że koty tak mogą. Kocur i kocurek patrzyli się na siebie jeszcze uderzenie serca. Bez wiedział, że musi coś zrobić, żeby nie zostać zabrany do żłobka. Musiał udawać dorosłego ptasiego kota. Stanął na dwóch łapkach i machając przednimi zaczął ruszać pyskiem. Spojrzał wyzywają na obcego. Nie było szans, żeby ten się zorientował, że coś tu jest nie tak.
<Krzemień?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz