- Dziękuję. Są śliczne! - wymruczała spoglądając z dołu na pointa. Chwyciła jeden z kwiatów pomiędzy pazury, aby włożyć go sobie za ucho, ale nie dosięgła - Pomożesz?
Kocurek posłusznie odebrał od niej roślinkę i wpiął za ucho, a ona chwyciła resztę i wplątała w futro na szyi. Po chwili namysłu dała też jedną liliowemu, który z przyjaznym pomrukiem wsadził stokrotkę w sierść.
***
Szylkretową obudził Jabłkowa Bryza, wiercący się na posłaniu. Jęknęła cicho, czując jak przypadkowo wbił jej łapę w brzuch.
- Co się dzieje? - zapytała szeptem, nie chcąc obudzić innych wojowników. Point otworzył oczy, w których błyszczały iskierki strachu.
- Miałem k-koszmar...
- Ćśśś, spokojnie. - miauknęła cicho, liżąc go pocieszająco po policzku. Przysunęła się bliżej, mrucząc przy tym. Tak jak on ją ostatnio pocieszał, teraz kotka musiała przejąć tą rolę. Podniosła nieco łapy, aby leżeć wygodniej.
- N-nie idź! - wyszeptał piskliwie, chyba inaczej odbierając ruch Orzechowego Zmierzchu.
- Nigdzie nie idę - zapewniła go miękko - Nie zostawię cię.
- M-mama też tak mówiła. - wyznał nieco płaczliwie - A-ale ty nią nie jesteś... - dopowiedział szybko.
- Masz rację - odparła z głosem przepełnionym nagłą troską - Wiem, że nie zastąpię ci Rzecznej Bryzy. Ale chcę żebyś wiedział, że z każdym problemem i koszmarem możesz do mnie przyjść.
“Jakbyśmy teraz mieli ich mało...” - przemknęło jej szybko przez myśli.
<Jabłuszko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz