W oddali było słychać skrzek żab i krakanie wron. Spokojnie przemierzałam miejskie uliczki, w poszukiwaniu czegoś, co nadawałoby się do spożycia. Nawet w tej chwili miałam ochotę na padlinę albo odpadki dwunożnych. Nie musiałam zajść daleko, a ku moim oczom ukazała się ryba! Soczysta, lecz śmierdząca ryba. Postanowiłam zjeść na miejscu i tak zrobiłam, po posiłku szybko pobiegłam w stronę wysypiska. W miarę najedzona weszłam do mojego kartonu, gdzie przechowuje wszystkie moje zioła. Czasami marzy mi się taki ogromny magazyn ziół! Ziela hyzopu, korzenie lukrecji albo kora szakłaku! Wszystkie te ziela w jednym miejscu, szkoda, że takiego miejsca nie ma. Cóż mogę tylko pomarzyć. Usłyszałam grzmot i spojrzałam na niebo. No nie! Znowu burza? Mogłyby pojawiać się nieco rzadziej. Szybko schroniłam się w kartonie, lecz to nic nie dało. Karton był na tyle mokry, że mógłby się w każdej chwili rozpaść.
Wzięłam w pysk najpotrzebniejsze zioła i czmychnęłam, gdzie pieprz rośnie. Kiedy słońce wschodziło na bezkresne niebo, ja nadal wędrowałam po ciasnych uliczkach. Miałam nadzieje, że ten dom, który znajdę, się nie rozpadnie. Po długiej wędrówce znalazłam, nawet nie wiem co. Drewniane coś dwunożnych? I pachniało jagodami! Bez wahania wspięłam się na drewnianą belkę i z trudem wskoczyłam do skrzyni.
- Ach szkoda, że nie mam mięśni ani w dolnych i górnych partiach ciała! - mruknęłam zażenowana. Miałam racje! Przede mną ukazały się malutkie owocki. Nie trzeba było mi nic mówić, a od razu zaczęłam je jeść. Najedzona jak nigdy dotąd zwinęłam się w kulkę i zasnęłam.
Gdy się obudziłam, coś poczułam. Tak jakbym się poruszała? Miałam racje! Konstrukcja dwunożnych się poruszała! Nagle coś mną zatrzęsło i wylądowałam w wodzie. Owszem! Jestem dobrym pływakiem, ale czuje się bezpieczniej w skrzyni! Z trudem wdrapałam się do skrzyni i próbowałam złapać oddech. Spokojnie Stokrotko, wszystko będzie dobrze! Poczułam kolejny wstrząs i tak ciągle aż nastała noc, a ja kiedy usłyszałam głośne kroki i podejrzane rozmowy nastroszyłam futro. Wtedy zdałam sobie sprawę, że skrzynia zablokowała się na jednej z belek zrujnowanej budowli, podejrzewam, że mostu.
- Czuje coś. Jakby.
Koty zbliżały się coraz bliżej, a mi z sekundy na sekundę serce biło szybciej.
- Krzycząca Makrelo, Ryjówkowy Uroku, też to czujecie? - odezwał się ten sam głos.
- Tak! Zapach wydobywa się z tych drewien od dwunożnych! - Usłyszałam inny głos.
Koty podeszły na tyle blisko by mnie zobaczyć. Nie byłam pewna czy są źli, czy zirytowani, ale na to wyglądało. Ze skrzyni wyjął mnie liliowy kocur. Poczułam się bardzo nieswojo i zrobiłam krok w tył.
- To co z nią robimy? - powiedział srebrny kocur. Zrobiłam niepewny wzrok i postanowiłam przemilczeć tę sytuację.
- Jak to co? Zabieramy ją do Sroczej Gwiazdy - powiedziała szylkretka.
Bez słowa ruszyłam za kotami. Przeszliśmy przez mały lasek, aż dotarliśmy do wody. Szylkretka wepchnęła mnie do wody, a srebrny kocur ciągnął mnie za futro, bym nie uciekła. Słyszałam wiele kotów. Srebrny kocur nadal mnie nie puszczał, co on myśli? Że wyrwę się i popłynę na brzeg?
Koty zaprowadziły mnie do drzewa, po czym weszłam za nimi. Zauważyłam tam wysoką, białą kotkę z charakterystycznymi, czarnymi plamami na futrze. Jej spojrzenie przeszywało mnie aż za bardzo.
Wzięłam w pysk najpotrzebniejsze zioła i czmychnęłam, gdzie pieprz rośnie. Kiedy słońce wschodziło na bezkresne niebo, ja nadal wędrowałam po ciasnych uliczkach. Miałam nadzieje, że ten dom, który znajdę, się nie rozpadnie. Po długiej wędrówce znalazłam, nawet nie wiem co. Drewniane coś dwunożnych? I pachniało jagodami! Bez wahania wspięłam się na drewnianą belkę i z trudem wskoczyłam do skrzyni.
- Ach szkoda, że nie mam mięśni ani w dolnych i górnych partiach ciała! - mruknęłam zażenowana. Miałam racje! Przede mną ukazały się malutkie owocki. Nie trzeba było mi nic mówić, a od razu zaczęłam je jeść. Najedzona jak nigdy dotąd zwinęłam się w kulkę i zasnęłam.
Gdy się obudziłam, coś poczułam. Tak jakbym się poruszała? Miałam racje! Konstrukcja dwunożnych się poruszała! Nagle coś mną zatrzęsło i wylądowałam w wodzie. Owszem! Jestem dobrym pływakiem, ale czuje się bezpieczniej w skrzyni! Z trudem wdrapałam się do skrzyni i próbowałam złapać oddech. Spokojnie Stokrotko, wszystko będzie dobrze! Poczułam kolejny wstrząs i tak ciągle aż nastała noc, a ja kiedy usłyszałam głośne kroki i podejrzane rozmowy nastroszyłam futro. Wtedy zdałam sobie sprawę, że skrzynia zablokowała się na jednej z belek zrujnowanej budowli, podejrzewam, że mostu.
- Czuje coś. Jakby.
Koty zbliżały się coraz bliżej, a mi z sekundy na sekundę serce biło szybciej.
- Krzycząca Makrelo, Ryjówkowy Uroku, też to czujecie? - odezwał się ten sam głos.
- Tak! Zapach wydobywa się z tych drewien od dwunożnych! - Usłyszałam inny głos.
Koty podeszły na tyle blisko by mnie zobaczyć. Nie byłam pewna czy są źli, czy zirytowani, ale na to wyglądało. Ze skrzyni wyjął mnie liliowy kocur. Poczułam się bardzo nieswojo i zrobiłam krok w tył.
- To co z nią robimy? - powiedział srebrny kocur. Zrobiłam niepewny wzrok i postanowiłam przemilczeć tę sytuację.
- Jak to co? Zabieramy ją do Sroczej Gwiazdy - powiedziała szylkretka.
Bez słowa ruszyłam za kotami. Przeszliśmy przez mały lasek, aż dotarliśmy do wody. Szylkretka wepchnęła mnie do wody, a srebrny kocur ciągnął mnie za futro, bym nie uciekła. Słyszałam wiele kotów. Srebrny kocur nadal mnie nie puszczał, co on myśli? Że wyrwę się i popłynę na brzeg?
Koty zaprowadziły mnie do drzewa, po czym weszłam za nimi. Zauważyłam tam wysoką, białą kotkę z charakterystycznymi, czarnymi plamami na futrze. Jej spojrzenie przeszywało mnie aż za bardzo.
<Srocza Gwiazdo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz