przeszłość
Zalotka wylegiwała się tuż przed legowiskiem medyka, jej szylkretowe futerko było w niektórych miejscach oświetlone ciepłym, słonecznym światłem. Nie było za dużo wiatru, co nie za bardzo podobało się młodej koteczce. Panował straszny upał, właściwie zastanawiała się już nad powrotem do chłodnego, zacienionego legowiska medyka, aby odpocząć przy swoim rodzeństwie i innych przebywających tam kotach. Przez te kilka chwil stęskniła się już za swoimi bliskimi, według niej już za długo nie była przylepiona do futra któregoś ze starszych kotów.
Młoda Zalotka wstała niezdarnie na swoje cztery, wyjątkowo długie jak na kociaka łapki i stawiając pierwszy krok do przodu, usłyszała ciche syknięcie. Natychmiast zamarła w bezruchu i postawiła uszy do góry. Czujnie obejrzała się dookoła, aż w końcu jej oczom ukazał się jej braciszek – Syczek. Kotka uniosła delikatnie jedną brew do góry, na jej pysku widać było zmieszanie. Dopiero po chwili dostrzegła także starszą uczennicę, która z niezbyt miłym wyrazem pyska wpatrywała się na Syczka, a teraz także i na nią.
Mina koteczki ze zdziwionej przeszła na bardziej wystraszoną. Kim była ta tajemnicza kotka i co chciała od Syczka? Kocurek wyglądał na równie wystraszonego i zdziwionego co szylkretka. Zalotka czuła się, jakby cały świat wokół niej właśnie się zatrzymał, nie była pewna tego, co powinna teraz zrobić. Pomóc bratu? A może lepiej byłoby po prostu zostać tu, gdzie jest i nie wychylać się, aby przypadkiem nie narobić sobie wrogów?
Jednak ten błagający wzrok złotego kocurka w końcu złamał serce Zalotki, która przecież tak bardzo kochała swoją rodzinę. Kotka zrobiła niepewny krok przed siebie, co prawda nieco chwiejny. Zalotka modliła się w duchu, aby tym razem nie wywróciła się o własne nogi. Gdy już stanęła koło swojego braciszka, nagle cała jej pewność siebie wyparowała, ulotniła się gdzieś bardzo daleko, gdzieś, gdzie już nie sięgały długie łapki szylkretowej koteczki. Zalotka przełknęła głośno ślinę i podniosła głowę, starając się wyglądać odważnie i dumnie.
— Bardzo proszę cię o zostawienie mojego braciszka w spokoju! Nie chcę, aby stała mu się jakaś krzywda… — miauknęła niepewnie, z każdym kolejnym słowem jej głos stawał się coraz cichszy, aż w końcu kotka umilkła. Natychmiast poczuła się zażenowana i zrobiła krok w tył. Jej wzrok ze starszej kotki najpierw powędrował do jej łap, po czym zatrzymał się na Syczku. Mina Zalotki wskazywała na to, że była ona zmieszana i jedyna myśl, jaka obecnie zasiadywała w jej głowie, brzmiała: Co ja tu robię?
Młoda Zalotka wstała niezdarnie na swoje cztery, wyjątkowo długie jak na kociaka łapki i stawiając pierwszy krok do przodu, usłyszała ciche syknięcie. Natychmiast zamarła w bezruchu i postawiła uszy do góry. Czujnie obejrzała się dookoła, aż w końcu jej oczom ukazał się jej braciszek – Syczek. Kotka uniosła delikatnie jedną brew do góry, na jej pysku widać było zmieszanie. Dopiero po chwili dostrzegła także starszą uczennicę, która z niezbyt miłym wyrazem pyska wpatrywała się na Syczka, a teraz także i na nią.
Mina koteczki ze zdziwionej przeszła na bardziej wystraszoną. Kim była ta tajemnicza kotka i co chciała od Syczka? Kocurek wyglądał na równie wystraszonego i zdziwionego co szylkretka. Zalotka czuła się, jakby cały świat wokół niej właśnie się zatrzymał, nie była pewna tego, co powinna teraz zrobić. Pomóc bratu? A może lepiej byłoby po prostu zostać tu, gdzie jest i nie wychylać się, aby przypadkiem nie narobić sobie wrogów?
Jednak ten błagający wzrok złotego kocurka w końcu złamał serce Zalotki, która przecież tak bardzo kochała swoją rodzinę. Kotka zrobiła niepewny krok przed siebie, co prawda nieco chwiejny. Zalotka modliła się w duchu, aby tym razem nie wywróciła się o własne nogi. Gdy już stanęła koło swojego braciszka, nagle cała jej pewność siebie wyparowała, ulotniła się gdzieś bardzo daleko, gdzieś, gdzie już nie sięgały długie łapki szylkretowej koteczki. Zalotka przełknęła głośno ślinę i podniosła głowę, starając się wyglądać odważnie i dumnie.
— Bardzo proszę cię o zostawienie mojego braciszka w spokoju! Nie chcę, aby stała mu się jakaś krzywda… — miauknęła niepewnie, z każdym kolejnym słowem jej głos stawał się coraz cichszy, aż w końcu kotka umilkła. Natychmiast poczuła się zażenowana i zrobiła krok w tył. Jej wzrok ze starszej kotki najpierw powędrował do jej łap, po czym zatrzymał się na Syczku. Mina Zalotki wskazywała na to, że była ona zmieszana i jedyna myśl, jaka obecnie zasiadywała w jej głowie, brzmiała: Co ja tu robię?
<Syczek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz