Biegła przez kwiecistą łąkę. Kolorowe płatki ocierały się o jej sierść, pozostawiając na sobie łagodną woń. Słońce przyjemnie prażyło ją w grzbiet. Zatrzymała się gwałtownie, widząc przed sobą ciemny kształt. Mały ranny ptaszek leżał na ziemi. Nie ruszał się. Ciężki, nieznany zapach wirował od istoty. Zmarszczyła się. Dotknęła lekko ptaka.
Poruszył się. Skrzydła gwałtownie zatrzepotały, lecz ciało pozostało na ziemi. Czarne ślepka zdawały się być równie zdezorientowane, jak jej.
- Co się stało, ptaszku? - Padło z jej pyska.
Istota znów spróbowała oderwać się od gleby, lecz przyciąganie było silniejsze.
- Może poszukamy twojej mamy? Ona powinna umieć ci pomóc?
Ptaszek ochoczo pokiwał główką, więc oboje ruszyli w kierunku lasu. Przecież zwykle tam ptaki mieszkały. Na wysokich drzewach, niemal sięgających nieba. Kotka podeszła do pierwszego lepszego drzewa i uniosła łebek ku górze.
- To tutaj?
Lecz nim zdążyła spojrzeć na ptaszka, coś spadło na jej głowę. Syknęła z bólu, nie zdążyła zareagować, aż kolejny przedmiot upadł zaraz koło niej. Krakanie.
- Uciekajmy - zdążyła pisnąć, starając się nie stać się ponownie celem.
Ogromny czarny ptak na gałęzi zdawał się śmiać z ich nieporadności. Troszkę denerwował kotkę. Dla niej ta sytuacja nie była ani trochę śmieszna.
Znów specyficzny dźwięk sprawił, że skupiła się na odzianym w czerń jegomościu. Machał skrzydłami, starając się zwrócić ich uwagę. Skakał z gałęzi na gałąź, jakby chciał ich gdzieś zaprowadzić.
- Pójdziemy za nim? - zapytała cicho małego ptaszka.
Jej towarzysz pokiwał główką, oczka mu rozpromieniały. Jakby znał tamtego ptaka. Ruszyli więc. Wędrówka była niełatwa. Mnóstwo strumyczków, małych i dużych kamyczków. Wyczerpani dotarli pod rozłożystą wierzbę. Zielone piórka wystawały z gniazda. Migotały w promieniach słońca. Usłyszała radosny świergot.
- To twoja mama? - zapytała nieco niepewnie ptaszka.
Nie byli w końcu podobni. Istotka pokiwała łebkiem i zaczęła podlatywać, chwytając się gałązek. Gdy już dotarł na górę, ptaszki zaczęły cieszyć się na swój widok. Jakby odprawiały taniec radości. Kotkę lekko bolała ta scena. Też by tak chciała. Poczuć takie ciepło.
Bystre oczka przeniosły na nią spojrzenie. Tajemniczy zlepek słów dotarł do jej uszu. Zielone skrzydła machały w jej stronę. Niedługo później w gnieździe pojawiło się coraz więcej kolorowych ptaków. Barwne pióra wirowały wokół opadłych gałęzi drzewa. Zdawały się ją zapraszać. Zachęcać do dołączenia. Ale przecież ona była tylko kotem. Zwykłym kotem... Spojrzała na swoje łapki, lecz zamiast dobrze znanego jej puszystego kształtu ujrzała drobne, żółte patyczki. Łaciatą sierść zastąpiły równie barwne piórka. Wszystko rozjaśniło się w jej łebku. No tak, przecież ona też była ptaszkiem.
***
Obudziło ją nieprzyjemne uczucie. Zimno otulało jej drobne ciało. Uporczywie szczypało ją. Niski, pełny obrzydzenia głos zdawał się rozchodzić wokół niej. Nieprzytomnie otworzyła ślepia. Nieprzyjemna woń przybrała na sile.
- Mamo, Siewka znów to zrobiła. - Oskarżycielski głos siostry dotarł do niej.
Poczuła zalewającą ją fale wstydu. Znów. Bała się ruszyć z miejsca. Zwrócić na siebie uwagę, lecz odór skutecznie ją zniechęcił do pozostania w legowisku. Drżące ze stresu i zawstydzenia łapki wyszły niepewnie. Cuchnęła. Była przepełniona tym zapachem. Nawet w ślepiach matki malowała się niechęć. Znów wprawiła ją w zawód. Znów przysporzyła jej problemów. Gasnąca podeszła do córek.
- Nic się nie stało. - Lecz to tylko sprawiło, że uszy Siewki poszły w dół.
Nic się nie stało. Przecież to już była norma u niej. Nie była tak idealna jak Jaskółka. Była tym gorszym dzieckiem. Nikt się nie dziwił, jak znowu przynosiła wstyd.
Poczuła obce ciepło, przez które jeszcze bardziej się rozkleiła.
- Cii... Spokojnie. Ten mech i tak był do zmienienia. - Próbowała uspokoić roztrzęsione kocie. - Miałaś zły sen?
Siewka pokręciła łebkiem, wtulając się w ogon. Starała się powstrzymać wydzielinę z nosa, by nie zapaskudzić sierści kotki, lecz próby te były bezskuteczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz