Nazywam się Alga. Jestem z Klanu Nocy. Jestem córką Wirującej Lotki i znajduję się teraz w areszcie Kotewkowym. Nie mogę nawet na to narzekać, bo to wszystko to była moja wina. Ciocia kazała mi powiedzieć, co zrobiłam źle, żebym wiedziała na przyszłość i nie robiła tego więcej, ale było to troszkę zawstydzające, bo musiałam powiedzieć i na głos, i przed resztą sióstr. Nie wolno wychodzić bez zgody cioci i się od niej oddalać. Nie wolno też kazać siostrze kłamać. Takie zachowanie nie przystoi księżniczce.
Westchnęłam ciężko, opłakując cicho mój straszny los. Spoglądałam wielkimi, smutnymi oczyma na plecy cioci, która siedziała blisko mnie, wręcz oplatając moje kręcone futerko swoim ogonem. Reszta kotek dostała zdecydowanie więcej swobody, bo mogły biegać dookoła. Biedna Alga, nierozważna Alga, czytałam z ich oczu, kiedy nasze spojrzenia się spotykały. Ciekawe co teraz robił ten podobny do Płotki kocur...
Jeśli mam być szczera, to do chyba aż dwóch pierwszych księżyców myślałam, że tata jest jedynym kocurem na świecie. Jakoś tak wyszło, no nie pomyślałam, że może być inaczej. Wciąż jak widzę jakiegoś nowego, to się lekko dziwię, jednak jest ich więcej, niż myślałam! Ale ten był jakiś taki... hm, nie wiem. Chciałabym go zbadać bardziej, w rzeczy samej troszkę mi się kojarzył z Płotką. Nie, na to się chyba mówiło "pogadać z", a nie "zbadać"... Tak jest niegrzecznie? Spytałabym się cioci, ale miałam teraz z nią na pieńku! Westchnęłam ostentacyjnie głośno, na co mięśnie Kotewki lekko się spięły, i odwróciła się w końcu do mnie.
— No dobrze, Alga, słuchaj, jesteś mądrą i rezolutną kotką, tak?
Pokiwałam głową. Jestem!
— No to obiecaj mi teraz, że nie będziesz się już nigdy przenigdy oddalać bez pytania, dobrze?
— Obiecuję ciociu! — pisnęłam głośno i podskoczyłam, wskakując na nią.
Dorosła kotka wypuściła powietrze z lekkim uśmiechem, zmieszanym z irytacją, zaraz jednak ściągnęła mnie na ziemię i popchnęła w kierunku reszty. Od razu wbiegłam na pierwszą bliską kotkę, którą okazała się być Mandarynka. Z impetem przeturlałyśmy się po ziemi i od razu zaczęłam ją podgryzać ze wszystkich stron. Była nieco większa ode mnie, ale w starciu z siłą nadpobudliwego kociaka, który siedział zdecydowanie za długo w zamknięciu, nie miała szans. Odruchowa próba zrzucenia mnie skończyła się dla niej lekkim kopniakiem z tylnej łapy (w brodę) i jeszcze większymi ugryzieniami.
— Au, au, Alga, Alga! No co ty rob-
Nie dane jej było dokończyć, bowiem złapałam pysk Mandarynki swoim, skutecznie zamykając jej źródło narzekania. Dostałam w rezultacie bardzo niezadowolone spojrzenie, na co parsknęłam cicho i wypuściłam ją w końcu.
— No już, już, przepraszam. — Uśmiechnęłam się szeroko. Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć (pewnie więcej narzekania), byłam już odległość lisa dalej, bo usłyszałam podejrzany szmer przy wejściu. Mój długi ogon przecinał szybko powietrze, kołysząc się w obie strony. No tak... Nie mogę wychodzić.
Nadstawiłam uszu i wygięłam szyję, starając się dojrzeć jak najwięcej z zewnątrz, nie wychodząc jednocześnie ze środka. Na plecach czułam ostrzegające, chłodne spojrzenie królowej. Brr. Cisza, czyżby mi się przewidziało?
— Nic nie widzę... Za ciemno tu ciociu.
Ciocia wymamrotała coś w stylu "prawda, nawet kot z najlepszymi oczyma się zmienia w ślepego jak kret", ale nie ruszyła się z miejsca, jednak nie dając mi zgody na wyjście. Stałam tak jeszcze chwilkę, jednak musiałam w końcu się poddać. Podrapałam się tylną łapą za uchem w zadumaniu, po czym podreptałam z powrotem do środka. Robiło się już późno, trzeba szykować się do snu. Zdecydowałam się jednak zasnąć bliżej wejścia, nawet jeśli było mi trochę zimniej, bo musiałam mieć oko czy ucho na to... coś. Może ciocia Kawcze Serce odwiedzi nas jutro! Lubiłam ją też. Może to nawet ona kręciła się wcześniej przy wejściu! Ah, teraz było mi jeszcze bardziej szkoda, że nie mogłam tego sprawdzić.
***
Obudziłam się... podejrzanie wcześnie. Co to za ładny zapach? Czy to on mnie obudził? Kwiaty? Kwiaty! Zdumiona otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą małą wiązankę różnego rodzaju kolorowych kwiatuszków. Wytrzeszczyłam oczy. Skąd one się tutaj wzięły? Wstałam na równe łapy i zaczęłam gorączkowo rozglądać się we wszystkie strony. Czyżby jakiś oddany klanowicz je pozostawił? Ktoś z rodziny? Może nawet jakieś inne zwierzę?! Powąchałam je uważnie, ale oprócz ślicznego zapachu pyłków nie wyczułam nic innego, nic dziwnego. Hm... Zaczęłam obracać je dookoła, z zachwytem przyglądając się delikatnym płatkom i różnym kształtom. Muszę je jakoś ukryć, żeby mi ich nikt nie zabrał. Podniosłam wszystkie łodyżki i cichutko powędrowałam do ściany żłobka, przeciskając się ostrożnie między gęstymi liśćmi i patykami i ukryłam mój prezent na jednej z gałęzi. No, teraz nikt mi go nie zabierze, bo nikt nawet nie pomyśli, żeby go tu poszukać. Są jednak bezpieczne, głównie dlatego, że nikt inny nawet nie wie o ich istnieniu. Po chwili namysłu zabrałam jednak parę malutkich białych główek z pęku i powsadzałam je sobie do futerka. Dzięki temu, że jest kręcone, będą się trzymały lepiej! Zadowolona wróciłam do środka, szybciutko zasypiając z powrotem.
W końcu udało mi się wyjść z ciocią Kawką na spacer! Prosiłam ją o to dużo ostatnio, bo to chyba moja ulubiona ciocia (nikt nie może się o tym dowiedzieć, bo reszcie by było przykro). Ciocia Pianka też jest fajna, w sumie to trudno by mi było wybrać. Co prawda dreptała też za nami ciocia Kotewka, a z resztą rodziny w żłobku siedział tato, co też było fajne, ale to ja wyszłam tutaj najlepiej! Chociaż lubię tatę też. W mojej sierści nadal błyszczały się śnieżnobiałe płatki kwiatków, w co reszta rodziny na szczęście za bardzo nie wnikała. Może pogodzili się z tym, że jestem dziwna, albo pomyśleli, że na przykład właśnie tato mi je dał. Wszelkie pytania (oprócz "wow, wspaniałe, ślicznie z nimi wyglądasz, wiesz?") zbywałam odpowiedziami w stylu "tajemnica".
— Tutaj jest legowisko medyka, Alguniu, ale mamy nadzieję, że nie będziesz tutaj zachodzić zbyt często — podsunęła miło ciocia Kawka, wyrywając mnie z moich myśli. — Chyba że pragniesz szkolić się na medyka?
Pokręciłam gwałtownie głową. Potem nagle zastanowiłam się na chwilę i przystanęłam w zadumaniu. Znowu pokręciłam głową.
— Dużo, dużo ziół do zapamiętania... — westchnęłam smutno. — Ale ciekawe!
Czarna kotka odpowiedziała mi uśmiechem i wznowiła spacer dalej. Troszkę kręciłam jej się pod nogami, będąc raz przed nią, raz za nią, raz pod nią, ale nie dawała poznać po sobie, jeśli była o to zła.
— Opiekujesz się dobrze twoją siostrą, gdy mnie nie ma, Algo? — zapytała mnie nagle.
"Którą?" miałam zapytać, ale nagle chyba zrozumiałam. Musiało chodzić o Płotkę. Wyraz mojego pyszczka nieco spoważniał.
— Oczywiście! Ostatnio pokazywałam jej jak lepiej czyścić kręcone futro, ale ciocia Kotewkowy Powiew mi nie wierzyła, że tak jest lepiej.
Czarna kotka roześmiała się cichutko, ale vanka rzuciła mi kolejne, niezadowolone spojrzenie.
— I tak muszę potem za was obydwie doczyszczać! — fuknęła.
Szliśmy tak dalej, Kawcze Serce opowiadała mi o kodeksie, poprzednich liderach i o funkcji, jaką zajmują różne koty w klanie. Część z tych rzeczy już słyszałam, część słyszałam, ale zapomniałam, część była nowych. Tak jak myślałam, medyk to bardzo odpowiedzialna funkcja, chyba nawet tak samo jak lider! Dowiedziałam się również, że poprzednia liderka Klanu Nocy żyje i siedzi w legowisku starszych. Ciekawe... O, pokazała mi też pień ze zwierzyną, na który próbowałam się wdrapać, za co od razu zganiła mnie Kotewka. Wtem, właśnie przy tym pniu, ujrzałam mignięcie znajomego, brązowego futra, więc rzuciłam się w tę stronę.
— Nie-wojownik, który nie wiedział, gdzie jest mój tata! — pisnęłam z radością na przywitanie, nadal skacząc radośnie w jego kierunku. — Hej, gdzie był-
Zaczęłam, ale nie skończyłam, czując cień Kotewkowego Powiewu na moich plecach. Przystanęłam i ostrożnie cofnęłam się o kroczek. No dobrze, nie będę na niego skakać, ale nie mogą mi zabronić z nim pogadać! Stanęłam bardziej elegancko i odchrząknęłam, udając poważną.
— Witaj, drogi klanowiczu, gdzie zmierzasz i gdzie się podziewałeś? Oraz najważniejsze, czy podobają ci się moje kwiatki? — zapytałam, obracając się, żeby pokazać mu je z każdej strony.
<Skrzelikowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz