Córka Wirującej Lotki leniwie ziewnęła, przeciągając się na całą szerokość posłania; przy okazji tej czynności przypadkowo zahaczyła tylną łapą o pyszczek Mandarynki.
Małe ciałko spięło się, czekając na ochrzan ze strony siostry czy też krzyki, że “ta czekoladowa paskuda mnie dotknęła”, lecz w kociarni panowała cisza.
I tak przez kolejne uderzenia serca.
Na całe szczęście Mandarynka twardo spała, tak samo zresztą jak ich niania, Kotewkowy Powiew, i nie poczuła, że przed chwilą na jej mordce, którą srebrna starała się pielęgnować w każdej wolnej chwili, znajdowała się łapa jej siostry. Alga i Zimorodek również jeszcze wypoczywały przed przygotowaniami, które będą je za chwilę czekać.
Płotka nie chciała nawet myśleć jakby przebiegł reszta dnia, gdyby Mandarynka w tej chwili się obudziła. Bo w końcu dzisiaj był wielki dzień, a przynajmniej wielki dla jej sióstr. W przeciwieństwie do reszty koteczek, Płotka nie była szczęśliwa z powodu ceremonii, podczas której miała stać się uczennicą i dostać mentora. Obawiała się kolejnego kroku w swoim życiu, które od początku nie było usłane różami. Minęło wystarczająco księżyców, aby zrozumiała dlaczego jest inaczej traktowana niż swoje siostry. A rozchodziło się o jej kolor futerka, który przez jedną połowę rodziny, tą która miała większe wpływy w klanie, nie był akceptowalny.
Kotewkowy Powiew niechcący, a może i chcący zdradziła kiedyś Płotce co czeka ją i inne podobne jej koty, kiedy władzę przejmie Tuptająca Gęś, która miała mniej cierpliwości do czekoladowych kotów niż Srocza Gwiazda. Zasłyszane informację nie przypadły vance do gustu i skończyło się na wylaniu morza łez. W tamtym momencie Płotka bardzo chciała, aby Wirująca Lotka opuściła Klan Gwiazdy i z powrotem dołączyła do Klanu Nocy, nawet jeśli w głębi serca wiedziała, że to niemożliwe.
Wsłuchując się w głuchą ciszę, która przerywana była od czasu do czasu skrzypieniem śniegu na zewnątrz, przyglądała się swoim siostrom, aż w końcu przeniosła spojrzenie na znajdki, które zasiliły szeregi Klanu Nocy przed paru dniami. Przez strach, że również i oni będą na nią krzywo patrzeć z powodu barwy futerka, trzymała się na uboczu i nie odważyła się jak na razie zamienić z nimi słowa, poza krótkim, cichym przywitaniem się w momencie przyprowadzenia ich do żłobka.
A skrycie marzyła, żeby mieć prawdziwego przyjaciela, który będzie akceptował jej wygląd.
***
Jako pierwsza z czwórki na przód wyszła Alga, której za mentora Srocza Gwiazda wyznaczyła Pchli Nos. Płotka nieznacznie spięła się w momencie, w którym jej siostra stykała się nosem z kocurem, którego pysk przeorany był pazurami, z tego co udało jej się usłyszeć, wydry. Nie chciałaby by mieć go za mentora, chociażby przez fakt, że kocur pomimo przyjaznej mordki, z szramą wyglądał strasznie. Na Aldze raczej ten mankament nie zrobił większego wrażenia, a przynajmniej Płotka tego nie dostrzegła. Z resztą Alga należała do tych przebojowych kociąt. Na pewno nie wystraszyła się mentora, nie to co czekoladowa.
— Z-zimno mi… — podjęła cicho Płotka, spoglądając na ciocię stojącą tuż obok niej,
— Cicho! Skup się na oglądaniu ceremonii swoich sióstr i grzecznie czekaj na swoją kolej. — skarciła przyszłą uczennice, a ta ponownie przeniosła spojrzenie na środek kręgu, w którym stała teraz Mandarynka
Nie zdziwiła się zbytnio, że mentorką siostry została sama babcia. Być może, gdyby Tuptająca Gęś nie miała uczennicy, to właśnie ona zajęłaby się szkoleniem pręgowanej klasycznie, a tak to ta rola przypadła Sroczej Gwieździe. Nie widziała pyska siostry, ale oczami wyobraźni widziała wyraz pyska siostry. Jak nic będzie się przechwalać, że to z całej czwórki babcia będąca liderką dojrzała w niej największy potencjał. I być może miała rację.
Nim Zimorodek zajęła miejsce Mandarynki, Płotka cicho miauknęła do siostry “Powodzenia” i uśmiechnęła się słabo. Zaraz miała nastąpić jej kolej, przez co zaczęła jeszcze bardziej się denerwować. Zamiast skupić spojrzenie na liliowej kotce, wzrokiem lawirowała po tłumie kotów, starając się odgadnąć kogo by mogła na mentora dać jej babcia. Może starsze kuzynki – Skaczącą Cyrankę, Kazarkową Śpiewkę, bądź Karasiową Ławicę? A może ciocię Kawcze Serce lub Ryjówkowy Urok? Na pewno nie chciała dostać Kruczego Szpona; z resztą czarna kotka na pewno również jej by nie chciała za uczennicę. Na dłuższą chwilę zatrzymała spojrzenie na stojącym w pobliżu wspomnianej kotki brązowym kocurze. Może on miał zostać jej mentorem, aby przygotować ją do roli sługi?
Położyła po sobie uszka, nie będąc w stanie wykrzyknąć nowego imienia Zimorodka, co spotkało się z kolejnym przytykiem ze strony niani, aby się skupiła i nie przynosiła wstydu.
— Płotko, wystąp.
Powoli stawiała kroki, nie spuszczając spojrzenia z liderki, która spoglądała na nią z góry. W tym momencie Płotka czuła się mała i słaba – w sumie taka była. Starała się ignorować koty, które ją otaczały, nie chciała słyszeć ich drwin i oceny, z którą musiała się mimo wszystko mierzyć już od chwili narodzin.
— Płotko, ukończyłaś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś została uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Płotkowa Łapa. Twoim mentorem będzie Spieniony Nurt. Mam nadzieję, że Spieniony Nurt przekaże ci całą swoją wiedzę.
Zaskoczona decyzją babci, vanka przeniosła spojrzenie na liliową kotkę, która wystąpiła z szeregu. Była pewna, że ciocia Pianka została mentorką Zimorodek, jednak gdy odwróciła głowę, dostrzegła że obok liliowej siostry znajdował się niebieski kocur. Czuła się głupio, że nie przyglądała się uważnie ceremonii siostry i nie zarejestrowała od razu kto został jej mentorem.
— Spieniony Nurcie, jesteś gotowa do szkolenia kolejnego ucznia. Otrzymałaś ode mnie i Zajęczej Troski doskonałe szkolenie. Będziesz mentorem Płotkowej Łapy, mam nadzieję, że przekażesz jej całą swoją wiedzę.
Po skończonej przemowie arlekinki, uczennica zetknęła się nosem z ciocią. Co poniektóre koty głośno wykrzykiwały nowe imię kotki.
Jako, że ostatnia z córek Wirującej Lotki została mianowana, zebranie klanu dobiegło końca. Płotka niepewnie spoglądała na ciocię Spieniony Nurt, zastawiając się czy jest podobna do swoich dwóch sióstr, a jeśli tak to jak bardzo. Bo może jednak była bardziej podobna do mamy, Wirującej Lotki i aż tak bardzo nie przejmowała się tym jaki kolor futra będzie miała jej uczennica. Ostatnio przyniosła do żłobka ładną znajdźke, więc chyba lubiła Płotkę, a przynajmniej nie zachowywał się względem niej wrednie. A jeśli tak było, to może treningi z ciocią nie będą takie złe i Płotka niepotrzebnie się ich obawiała?
[trening woj 999 słów]
[przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz