Kocię pomału czołgało się w stronę nowo przybyłego kota, podobnego do siostrzyczki Algi i mamy Wirującej Lotki – wszystkie trzy kotki miały czarno-białe futerko.
Czyżby i nowo przybyła również była ich rodziną? Może straszą siostrą, albo mamą mamy, albo… jakiś dalszym krewnym.
Arlekinka nie raz opowiadała swoim kociakom, że mają bardzo dużą rodzinę, w szczególności kuzynostwo, z którym wszystkie cztery koteczki będą mogły się bawić, jak już będą wystarczająco duże, aby móc nadążyć za starszymi. Kocię nie było tego w pełni jeszcze świadome, jednak miała zamiar każdy dzień spędzać na zabawach z siostrami i kuzynostwem - tak jak chciała tego mama.
Płotka zauważyła, że starsza czarno-biała kotka uważnie przygląda się jej, a w szczególności temu czemuś, co zdobiło jej białe futerko na czole. Licząc na to, że kotka podejdzie i przytuli małego kociaka, vanka szeroko otworzyła pyszczek i głośno pisnęła domagając się uwagi starszej, której nie było śpieszno do polizania po głowie małego pełzacza. Nieznajoma wykazywała podobne zachowanie co piastunka; starała się ignorować Płotkę. Zamiast do niej, do kociaka, które chciało zostać przytulone i głośno o tym oznajmiało, w pierwszej kolejności zbliżyła się do liliowej koteczki, a na jej pysku pojawił się uśmiech pełen melancholii. Kolejno uwagę przenosiła i na dłużej skupiała spojrzenie na dwóch pozostałych siostrach brązowej vanki – Mandarynce i Aldze.
Płotka nie dała za wygraną.
Piszczała przez cały czas pełzając coraz bliżej liderki, co Srocza Gwiazda mogła zinterpretować jako “Spójrz na mnie!” lub ”Mnie też przytul!” - bo właśnie tego domagała się Płotka, uwagi i przytulasów.
Już miała pochwycić w przednie łapki końcówkę ogona kocicy, gdy wtem została uniesiona za kark, tak że miała pysk Sroczej Gwiazdy tuż przed swoim małym pyszczkiem.
Swoimi piskami, którymi chciała zwrócić uwagę gościa wybudziła matkę ze snu, która bez chwili zawahania postanowiła zainterweniować i uspokoić kociaka. Pysk liderki otworzył się, jednak koteczka nie zarejestrowała słów starszej. Mimo tego w powietrze było wyczuwalne, jakieś takie dziwne napięcie pomiędzy matką i liderką, tak jakby młodsza nie była zadowolona z obecności starszej.
Czyli kotka nie była rodziną, a wrogiem?
Płotka położyła po sobie uszka w odpowiedzi na zachowanie matki. Wisząc tam parę centymetrów nad ziemią, dostrzegła jak Wirująca Lotka zgarnia swoją kitą pozostałe kociaki, starając się je odsunąć od Sroczej Gwiazdy. A to się nie spodobało liderce, której spojrzenie jasno o tym zdradzało.
Vanka została odstawiona do legowiska, jednak niemal natychmiast oparła się łapkami o jego krawędź, przysłuchując się wymianie zdań kocic. Brązowe (czy tam jeszcze nie wybarwione niebieskie) oczka przeskakiwały z jednej arlekinki na drugą; gdy jedna z nich nieco podnosiła ton głosu Płotka kuliła się, a jej ogonek nerwowo podrygiwał jak antenka.
Nic z tego nie rozumiała.
W końcu Srocza Gwiazda opuściła kociarnię, a Wirująca Lotka wróciła na posłanie, a do jej boku niemal natychmiast przylgnęły trzy koteczki – Algą, Zimorodek i Mandarynka.
Czekoladowa vanka nadal opierała się o krawędź posłania, wpatrując się w wyjście z kociarni. To dziwne napięcie w powietrzu zniknęło, jak łapą odjął. Dopiero, gdy została przyciągnięta przez matkę, a jej szorstki język połaskotał kociaka po uchu, na pysku Płotki pojawił się uśmiech.
Dwie małe łapki dotknęły pyska królowej i z uwagą wpatrywały się w jej pomarańczowe oczy, w których pomimo choroby, jak i osłabienia spowodowanej porodem czwórki urwisów, czekoladowa widziała szczerą miłość.
Po śmierci Wirującej Lotki nikt już na nią tak nie patrzył.
***
jeszcze przed Porą Nagich Drzew
Nie wiedziała kim jest.
No może poza tym, że była córką Wirującej Lotki i Sumowej Płetwy.
Utrata matki dość mocno wpłynęła na Płotkę, która na swój własny sposób starała sobie poradzić ze stratą najbliższej osoby. Tak też ciągle pielęgnowała swój mały rytuał, polegający na rozmowach z Klanem Gwiazdy, a przede wszystkim z matką, tak aby nie zatarła się o niej pamięć.
Tak jak w przypadku lotosu.
Znak, który odcisnęła na czole jej matka, powoli zaczął się zacierać. Nikt nie dbał o to, aby go poprawić, a zabawy i wygłupy z siostrami przyczyniły się do tego, że z każdym kolejnym wschodem słońca był coraz mniej widoczny.
Aż nie pozostał po nim ślad.
Leżała na ubitej trawie, w której sama się wytarzała, nieznacznie barwiąc swoje białe futro na zielonkawy kolor. W łapach trzymała muszelkę, którą dostała od jednej ze starszych kuzynek. W pierwszej chwili była pewna, że zaszła pomyłka, bo rzadko coś otrzymywała, jednak po setnym zadaniu pytania koteczce, “czy to, aby na pewno dla niej” dostała setne potwierdzenie. Nadal nie była przekonana co do tego miłego gestu, jednak przyjęła prezent.
Głośne niezadowolone chrząknięcie sprawiło, że zaprzestała zabawy. Kotewkowy Powiew nie wyglądała na zadowoloną, a wręcz na rozczarowaną tym jak (nie)księżniczka wygląda.
Właśnie, to dziwne słowo, księżniczka. Jej siostry były tak nazywana, a ona nie. Chociaż… mama chyba tak ją nazywała, kiedy jeszcze żyła.
A może tylko jej się to wydawało?
Oceniający wzrok ciotki sprawił, że Płotka poderwała się z trawy, pochwyciła w małe ząbki muszelkę i skierowała się do swoich sióstr, mając nadzieję, że te pomogą jej doprowadzić się do porządku. Wiedziała, że Mandarynka najpewniej ją wyśmieje i wytknie jej to, że wygląda jak ostatnie czupiradło (albo Shrek z bagna), lecz miała jeszcze dwie siostry – Algę i Zimorodek; i to właśnie na ich pomoc w czyszczeniu futerka z zielonego barwnika liczyła.
Odstawiła muszlę na ziemi i już miała zwrócić się do sióstr, gdy dostrzegła, że towarzyszy im nie kto inny jak Srocza Gwiazda.
Położyła uszy po sobie, widząc rozbawione spojrzenie srebrzystej kotki, która niemal natychmiast skomentowała wygląd najmłodszej z kociąt Wirującej Lotki, zadzierając nos do góry i zwracając się do ich babci.
Właściwie, poza tym, że jej futerko było w kolorach bieli, brązu i wspomnianej zieleni z traw, prezentowała się całkiem dobrze – niesforne falowane futro udało się okiełznać, gdzieniegdzie tylko wczepione w niego miała źdźbła trawy i grudki ziemi.
Mimo to Płotka słysząc kpiny siostry, czuła się jakby jej futerko było całe skołtunione i upaćkane i błocie.
Ani trochę nie wyglądała jak księżniczka, tylko jak wojowniczka, która przed chwilą stoczyła walkę z groźnym przeciwnikiem - ślimakiem, który korzystając z faktu, że został odstawiony na podłoże, powoli starał się uciec w zarośla, od ciekawskiego kociaka.
Sroka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz