Pożegnał się z Krogulcem i jego partnerami po jednym z najmniej spodziewanych spotkań w jego życiu. Ciężko było mu uwierzyć, że niebawem ich wędrówka miała dobiec końca. Agresta tak długo nie było w Owocowym Lesie, że mimo już niewielkiego dystansu do przejścia, prawdziwy powrót wydawał się jedynie odległym marzeniem. Mirabelka czuła się podobnie. A jednak zaszli już tak daleko i w dodatku wyszli z tego cało! Jak myślał o tym wszystkim, co się stało, to coraz bardziej dochodził do wniosku, że właściwie oboje byli wariatami. Opuścili klan pod wpływem emocji, nie mówiąc o tym nikomu. Obecnie jednak nie miało znaczenia za jak dziwnych, by nie uchodzili – liczyło się, że nareszcie byli w tym razem.
***
Zbliżał się do obozu, machając nerwowo ogonem. Mirabelka idąca obok niego miała wyraźnie bardziej podekscytowane nastawienie, chociaż po sposobie, w jaki drgały jej wibrysy, można było wywnioskować, iż także się denerwuje.
Otuchy dodawała im wyjątkowo przyjemna pogoda, za pomocą promieni słońca rozkosznie ogrzewając ich grzbiety. Jeden z cieplejszych dni pory opadających liści zdecydowanie był miłym zaskoczeniem.
Mieli moment zawahania nim wreszcie wykonali ten decydujący krok i przekroczyli próg obozu. Agrest nabrał do płuc znajome powietrze, delektując się tym uczuciem. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że choć tęsknił głównie za bliskimi, to za tymi najzwyklejszymi charakterystykami Owocowego Lasu także. Za całym krajobrazem ich terenów, za umiejscowieniem obozu, za atmosferą tu panującą i słodką wonią owoców. Wszystko znajdujące się tutaj wyglądało tak samo, a nawet lepiej, niż podczas gdy opuszczał to miejsce. Najważniejsza była jednak emocja, jaka ogarnęła go na widok przepełnionego kotami centrum – nareszcie wrócił do domu.
— Agrest…? — sapnęła Daglezjowa Igła, stwarzając wrażenie, jakby właśnie zobaczyła ducha.
Oho.
Należało przejść do tej mniej przyjemnej części.
— I Mirabelka! — wrzasnął za nią Malinek, natychmiast przepychając się do przodu.
Szylkret podleciał do nich jak błyskawica, chwytając oboje w objęcia. Niedługo potem dołączyła do nich Migotka razem z Kruchą, czyniąc z potrójnego przytulasa jeszcze ogromniejszy, liczący piątkę kotów uścisk. Pozostali w tej pozycji przez chwilę, zbierając wokół siebie resztę Owocniaków, z zaciekawieniem przyglądających się całej sytuacji.
— Agreście, proszę wyjaśnij nam, co się stało — zwróciła się do niego Świergot, po tym jak w końcu wydostał się z ramion rodziny. Brzmiała na przejętą.
— Oczywiście wszystko wytłumaczę, ale na teraz mam znacznie lepszy pomysł! — ogłosił radośnie, nie chcąc zabierać się za najtrudniejsze zadanie przed niespodzianką, jaką zaplanował dla córki. — Co powiecie na wspólny poczęstunek przy drzewach mirabelek? — Uniósł ogon, rozglądając się po zebranych. — Trzeba uczcić ten dzień!
Malinka jako jedyny wydał z siebie entuzjastyczny odgłos, wyrażając tym swoje poparcie. Na pyskach reszty kotów malowało się głównie zmieszanie.
— Zabierzemy ze sobą zwierzynę ze stosu, a każdy ochotnik będzie mógł także coś upolować, specjalnie na tę okazję. Po wysokim słońcu spotkamy się w wyznaczonym miejscu, żeby wspólnie spędzić czas na rozmowach z rodziną, czy znajomymi — wyjaśnił, mając nadzieję, że klanowicze w końcu dadzą się przekonać. — Ten, kto nie chce iść, nie musi. Zresztą to i tak nie będzie trwało jakoś długo.
Brzoskwinia, Traszka, Ślimak i Bławatek wydali z siebie pomruki aprobaty. Reszta obecnych wydawała wciąż się wahać.
— Myślę, że możemy sobie pozwolić na jeden, bardziej wesoły dzień — szamanka zabrała głos — wszystkim nam należy się chwila odpoczynku.
Lider uśmiechnął się do niej, wdzięczny za poparcie jego pomysłu.
Po słowach Świergot szala przechyliła się na stronę czekoladowego.
***
W mniejszych grupkach wszyscy chętni ułożyli się pośród mirabelek, korzystając z pięknej pogody i swobodnie gawędząc na różnorodne tematy. Agrest siedział obok trójki swoich dzieci i Kruchej, na zmianę z Mirabelką dzieląc się opowieściami ze swoich, można to nazwać, podróży. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czuł się niemalże beztrosko, pozwalając sobie cieszyć się towarzystwem rodziny i nie zawracając sobie głowy „śmiertelnie poważnymi dylematami przywódcy”.
Był szczęśliwy.
***
Po powrocie z pierwszej w historii Owocowego Lasu uroczystości, można było usłyszeć przybierające na sile szepty.
Lider doskonale zdawał sobie sprawę, z czego to wynikało i nie zamierzał już dłużej czekać. Przyszedł czas, żeby wreszcie wziąć za siebie odpowiedzialność i ponieść konsekwencje swoich czynów. Przez chwilę zastanawiał się, czy aby na pewno podać faktyczny powód swojej nieobecności, czy może zmyślić coś wygodniejszego. Ostatecznie stwierdził jednak, że nie chce już dłużej ukrywać prawdy. Za dużo już miał takich sytuacji w życiu. Pragnął nareszcie być z nimi szczery.
Zamiast wskoczyć na topolę, pozostał na ziemi, posiadając jeszcze resztki szacunku dla swoich stawów. Przywołał członków społeczności ruchem ogona.
— Więc… — wziął głęboki wdech — powodem mojego odejścia była chęć odnalezienia Mirabelki. Nie miałem innych motywów.
Na polanie rozległy się odgłosy oburzenia.
— To dlaczego nic nie powiedziałeś! — krzyknął ktoś z tłumu, nie ukrywając żywionych pretensji.
— To była spontaniczna decyzja i za to przepraszam. Również jest mi głupio, przypominając sobie, jak was traktowałem w końcowych dniach mojego panowania — przyznał z żalem, niedyskretnie spoglądając w stronę zwiadowców. — Rezygnuję ze stanowiska lidera.
W obozie aż zawrzało od spekulacji na temat dalszego rozwoju sytuacji.
— Chciałbym dołączyć do starszyzny, jeśli mi na to zezwolicie. Nie musicie dłużej słuchać tego, co mam do powiedzenia.
Świergot wystąpiła naprzód, kładąc łapę na jego barku.
— Jak najbardziej pozwolimy — zapewniła, zaraz zwracając się do zgromadzonych. — Jutro o wysokim słońcu odbędzie się głosowanie na nowego przywódcę Owocowego Lasu. Każdy mianowany członek naszej społeczności ma prawo wziąć w nim udział. Należy dokonać wyboru pomiędzy Daglezjową Igłą a Lśniącą Tęczą. — Zerknęła na wspomnianych kandydatów. — Zgadza się?
Obaj zastępcy pokiwali głowami.
— A zatem postanowione.
Agrest uśmiechnął się słabo, znikając z centrum uwagi.
Był wolny.
*Wieczór tego samego dnia*
Nieśmiało przysiadł się do Daglezjowej Igły, aktualnie gotowej, by zatopić kły w świeżo upolowanym wróblu.
— No i jak tam się miały sprawy, kiedy mnie nie było? — zapytał, chwilę śmiejąc się niezręcznie, nadal zażenowany, iż nie powiedział nikomu o odejściu. — Wiesz, przepraszam, że tak wyszło. Ale chyba dobrze sobie poradziliście z Tęczą, nie?
Kotka spojrzała na niego zagadkowo. Czekoladowy nie był w stanie odczytać czegokolwiek z wyrazu jej pyska, przez co zrobił się jeszcze bardziej nerwowy.
— Może już obstawiasz, kto wygra jutrzejsze głosowanie? — dodał pośpiesznie, chcąc się zapaść pod ziemię.
<Królowo, przebaczysz mi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz