BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)
31 stycznia 2023
Od Szczekuszki do Ginu
Od Goryczkowego Korzenia CD. Mrocznej Gwiazdy
– Kunia Norka jest słabą osobą niewartą przyjaźni. To nie jest kwestia podlegająca dyskusji. Jeśli uważasz jej naiwność i „dobroć” za dobre cechy, być może nie ma dla ciebie miejsca w Klanie Wilka – z jego gardła wydobyło się ciche warknięcie. Szylkretowa zadrżała, czując, jak strach ściska jej płuca.
– Przepraszam, nie chciałam podważać tego, co mówisz. – Zwiesiła głowę ze wstydem. Czy naprawdę musiała zrezygnować z przyjaźni z Kuną? Nie, nie mogła tego zrobić. Nikt inny nie sprawiał, że czuła się, jakby w każdej chwili mogła się wzbić w powietrze. Nikt inny nie był dla niej tak dobry i miły. Nawet jeśli było w niej coś, co wymagało poprawy (w co Goryczka mocno wątpiła), wojowniczka zamierzała jej w tym pomóc. – Postaram się zrobić wszystko, o co mnie prosisz. Sprawię, że wreszcie będziecie mogli być dumni – obiecała, spuszczając wzrok. Poczuła, jak przez jej ciało przechodzi nerwowy dreszcz. Nie powinna się bać, prawda? Wiedzieli, co jest dla niej najlepsze. Nigdy nie próbowaliby jej skrzywdzić. – P-porozmawiam z Irgowym Nektarem o mojej ciąż- o twojej sugestii.
Nie miała się czym martwić. Mogła wreszcie się przydać, prawda? Przecież nie udałoby jej się zepsuć nawet czegoś takiego jak… czegoś takiego, co zaproponował jej lider.
Wszystko wreszcie mogło się dobrze ułożyć.
Miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Ból rozsadzający jej ciało jeszcze kilka godzin temu został stłumiony przez zioła podane jej przez Kunią Norkę. Bura kotka doglądała co chwilę swojej przyjaciółki, mrucząc jej do ucha pocieszające słowa, jednak, pomimo całego jej wsparcia, otępiony przez mak (lub przez przytłaczający szok) umysł Goryczki nie potrafił przyjąć do wiadomości tego, co właśnie się wydarzyło.
– Co zrobiłaś? – cichy pomruk Irgowego Nektaru rozległ się gdzieś nad głową Goryczkowego Korzenia. Przez ciało szylkretowej kotki przebiegł silny dreszcz.
– P-przepraszam – wydukała, czując, jak do jej oczu napływają łzy. – J-ja naprawdę nie chciałam… Przysięgam, to nie była moja wina! – pisnęła, nie mogąc dłużej powstrzymywać napływajacych do oczu łez. Irga westchnęła i usiadła obok córki.
– Wiem, że możesz się bardziej postarać. – Przesunęła szorstkim językiem po głowie Goryczki, która zaniosła się gwałtownym płaczem.
– Nie chcę was dłużej zawodzić! – załkała szylkretowa. – Naprawdę chciałam urodzić te kocięta! Naprawdę! Naprawdę mi zależało, tak długo się przecież starałam! Czemu nieważne jak bardzo próbuję, nic mi nie wychodzi?!
Była porażką, była najgorszym członkiem Klanu Wilka. Wszyscy to wiedzieli! Nie zasługiwała na przyjaźń, nie zasługiwała na miłość Irgi.
– Jeśli nie wyszło ci z Trójoką Wroną, może wyjdzie z kimś innym – mruknęła Irga i delikatnie odsunęła się od córki. – Musisz spróbować jeszcze raz.
– J-ja nie chcę – wyszeptała niemal niesłyszalnie wojowniczka. Ciało matki zesztywniało zauważalnie.
– Musisz. – Ciepła, współczująca aura Irgi nagle zamieniła się w chłodną i odległą. Goryczka podniosła zapłakane spojrzenie na matkę, czując, jak strach ściska jej gardło. – Nie możesz dłużej nas zawodzić.
Przez chwilę wpatrywała się w zastępczynię, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Rzeczywiście była zawodem dla rodziny. Oni wszyscy to wiedzieli. Oni chcieli ją kochać, ale nie mogli, bo zawiodła zbyt wiele razy. Wielki Mroczny Lesie, była takim okropnym i egoistycznym kotem.
– Przepraszam – wymruczała, ponownie spuszczając wzrok. – To poronienie to była moja wina. Nie zawiodę was więcej.
Nie sądziła, że ktokolwiek w to uwierzył.
EVENT NPC - EDYCJA TRZECIA
Dzień dobry, z tej strony wasza ukochana Administracja.
- Kania Łapa, Wiatr, Pleśniak - interakcja warta 5 pkt.
30 stycznia 2023
Od Strzyżykowej Łapy
Od Strzyżykowej Łapy
Od Strzyżykowej Łapy
Od Strzyżykowej Łapy
Od Strzyżykowej Łapy
Od Kruczego Pióra
- Krucze Pióro, pójdziesz z nami na patrol, okej? - powiedział do niego Czarny Ogień.
- Jasne - odparł.
Wylizał szybko swoje futro, żeby nie zostawili go w tyle. Ruszył z Czarnym Ogniem i innymi wojownikami. Szli powoli przez tereny klanu klifu, a koty nawiązywały z sobą niezobowiązujące rozmowy. Kruk raczej stronił od plotek, czy jakichś rozmówek z nimi. I tak każdy na każdego krzywo patrzą, to po co jeszcze z nimi próbować rozmawiać i psuć sobie wizerunek?
Po dłuższym czasie chodzenia, podeszła do niego Gawronie Skrzydło.
- Co tam u ciebie Kruku? - zapytała przyjaźnie.
- Po staremu raczej - mruknął.
Szli chwilkę w ciszy, słysząc jedynie stąpanie po śniegu, i charakterystycznego chrupania pod łapami.
- Lubisz chodzić na patrole? Bo masz taką smętną minę - zagadnęła go znowu.
- Taką mam twarz - odparł.
- Oh. Nie uważam tak. Na pewno potrafisz się uśmiechać.
- Może i tak, ale nie teraz. Jest zimno i mokro, a my jeszcze długo nie wracamy do obozu - mruknął.
Koty przystanęły na chwilę, żeby się rozejrzeć i powęszyć za potencjalną zdobyczą łowiecką. Czarny Ogień pierwszy palił się do zadania. Szukał węchem wiewiórek, które wyszły z norek, by odkopać swoje zakopane orzechy.
Po dłuższym czasie nie znaleźli nic wartego uwagi. Zaczęli więc wracać do obozu. Kruczemu to było strasznie zimno, więc było mu to na łapę. Miał krótką sierść, nie tak jak niektórzy długą i ciepłą. On potrzebował miękkiego mchu oraz przyjemnej jaskini za zamarzniętym małym wodospadem.
Wrócili, Czarny Ogień poszedł zdać raport z ich patrolu, a rudzielec szybko potuptał do legowiska. Otrzepał sierść z białych kryształków, wylizał je starannie, żeby dalej było piękne oraz gładkie. Następnie przycupnął na tak zwany chlebek i patrzył, jak powoli toczy się życie w obozie, próbując się grzać na kawałku wilgotnego mchu.
29 stycznia 2023
Od Mrówki
Zajęła się treningiem Łuski jeszcze intensywniej, przerabiając kolejne etapy szkolenia. Trening uczennicy był dla niej przyjemnym początkiem każdego dnia. Polubiła kotkę i chętnie przekazywała jej wiedzę, obserwowała i pomagała wyćwiczyć umiejętności. Wspólne działania przynosiły efekty, kotka szybko uczyła się i Mrówka mogła być z niej dumna. Głównie zajmowały się nauką walki i polowania. Do tego pierwszego czasami zachęcała innych uczniów, dzięki czemu jej wychowanka mogła poćwiczyć swoje zdolności bardziej praktycznie. Polowania natomiast przynosiły zwierzynę klanowi. Mrówka nauczyła również wychowankę wspinaczki na drzewa, przeskakując z gałęzi na gałąź, zwinnymi i pełnymi elegancji ruchami, a także szkoliła ją w czujnej obserwacji otoczenia. Pierwsza uczennica musiała mieć 100% uwagi swojej mentorki.
To, że coś się zmienia, zaobserwowała bardzo wcześnie. Stała się bardziej nerwowa, coraz częściej rozglądając w poszukiwaniu najciemniejszych kryjówek. Miała większy apetyt i Perkoz czasami oddawał jej swoją zdobycz, gdy piorunowała go wzrokiem i marudziła, że nadal jest głodna. Pomimo pogarszającego się samopoczucia, nadal zabierała Łuskę na treningi. Jej czujność przybrała na sile i zauważenie zmian na ciele nie było specjalnie trudne. Urósł jej brzuch. Mrówka mówiła sobie, że to przez zbyt dużą ilość pożeranej zwierzyny, ale im bardziej zagłębiała się w temat, tym dochodziła do nowych wniosków - dlaczego nagle zaczęła tyle jeść, czuła się gorzej, miała większy brzuch i ogólnie stała się niespokojna a nawet bardziej drażliwa? Perkoz oberwał już kilka razy słownie, bo zrobił jakiś drobiazg, tylko po to, żeby w następstwie rozpłakała się, że ma o nią bardziej dbać. Związek z Perkozem był bardzo ważny dla Mrówki. Złota kotka kochała kocura. Czuła się bezpiecznie przy nim, ufała mu i mogła o wszystkim powiedzieć. Budziła się i zasypiała u boku Perkoza w ich wspólnym gnieździe. Jedli razem śniadania i kolacje, wybierali się czasami na wspólne spacery, dużo rozmawiali - ale to akurat robili również będąc przyjaciółmi. Wiedziała, że ich uczucie jest ciepłe i szczere. Perkoz mówił jej, że ją kocha, a ona odpowiadała tym samym i potrafiła tylko do niego się przytulić, słuchając delikatnego mruczenia. Więc to naturalne, że nie chciała go ranić swoim zachowaniem i postanowiła zajrzeć do medyczki na krótką konsultacje. Plusk zbadała Mrówkę bardzo uważnie i diagnoza, która została postawiona, wywołała zdziwienie u córki Kostki. Opuściła legowisko medyczki z szybko bijącym sercem i szokiem wymalowanym na pyszczku. Miała zostać mamą?
Wcześniej nie myślała o własnych kociakach. Kostka była wspaniałą matką i wiele się od niej nauczyła, ale przecież teraz nie było nikogo, kto by jej pomógł w opiece nad takimi maluchami. Nawet nie wiedziała, jak powinna je wychować, żeby wyrosły na dobre koty i nie chciała ich skrzywdzić. Co jeśli coś im się stanie tak samo jak reszcie członków jej rodziny? Tak wiele kotów straciła i teraz miała być za kogoś odpowiedzialna? Wychowanie i opieka nad kociętami wcale nie była łatwa, a ona nie miała żadnego doświadczenia. Mrówka czuła się zagubiona ze swoimi myślami. Siedziała na drzewie, rozmyślając o tym wszystkim, co powinna zrobić i czy faktycznie byłaby dobrą matką. Jakim powinna być rodzicem? Wymagającym i surowym jak Kostka? Nadopiekuńczym i opowiadającym dużo historii jak Orzeł, który po żałobie przestanie zwracać uwagę na własne dzieci? Mrówka poruszyła niespokojnie ogonem. Chciała je ochronić za wszelką cenę, nawet gdyby miała walczyć ze wszystkimi klanami. Teraz nie cofnie tego, że nosiła pod sercem nowe życie, ale mogła zadbać o ich bezpieczeństwo i zrobić z nich dobrych wojowników. Zostawi po sobie ślad i okaże wdzięczność Owocowemu Lasowi. Ale najważniejsze, że to będą kocięta jej i Perkoza. Właśnie! Perkoz! Przecież nigdy nie rozmawiali o powiększeniu rodziny i obawiała się jego reakcji. Partner wychowywał się wraz z nią pod opieką Kostki i Orła, bo jego matka Owieczka porzuciła opiekę nad kociętami. Czy więc chciał zakładać rodzinę z Mrówką? I czy oboje dadzą sobie radę?
— Jak było u medyka?
Perkoz przysiadł się do niej na gałęzi, otulając ją ogonem czule. Mrówka posłała mu delikatny uśmiech i oparła głowę o jego bark. Wszystkie jej zmartwienia nagle przestały mieć znaczenie. Nie bez powodu wybrała właśnie jego i kochała całym sercem. Te kociaki będą tylko owocem ich związku, a oni zadbają o to, żeby miały cudowne dzieciństwo.
— Spodziewam się naszych kociąt.
Perkoz odsunął pysk, przyglądając jej się uważnie. Mrówka dostrzegła mieszankę zakłopotania i podekscytowania. Ta wiadomość była nieoczekiwana dla nich, ale nie widziała u partnera czegoś, co miałoby ją zaniepokoić. Zamknęła oczy wdzięcznie na czułe polizanie po głowie. Perkoz uśmiechnął się, spoglądając na nią z radością i szczęściem. To szczęście najbardziej widziała, w jego oczach, gestach, sposobie w jaki na nią patrzył i w jaki mówił. Zerknął na jej brzuch i lekko dotknął go pyskiem, jakby się obawiał skrzywdzić te istotki, które od teraz miały być tylko ich. Wiedziała i czuła, że ona również jest szczęśliwa.
— Obiecuję, że zaopiekuję się tobą i naszymi kociakami. Będę dobrym ojcem, niczego wam nie zabraknie!
Uśmiech Mrówki stał się jeszcze większy. Zamruczała, wtulając się w futro swojego kocura i dziękując za wszystko, co jej ofiarował. Odkąd miała Perkoza, czuła, że nie musi nikogo udawać i była najszczęśliwszą kotką na świecie. Siedzieli razem, wtuleni w siebie. Polizała Perkoza po pyszczku i spojrzała mu głęboko w oczy, pewna każdego swojego słowa.
— Ufam ci. Poradzimy sobie i to będzie nasza rodzina.
Od Pokrzywowej Skóry
Dni w starszyźnie ciągnęły się niczym nieznośna rutyna. Musiał jednak przywyknąć do myśli, że już nigdy więcej nie będzie mu dane pełnić roli wojownika. Szczególnie z uwagi na fakt, że miał coraz więcej księżyców na karku. Polowania, walka, patrolowanie sprawiałby mu zbyt dużą trudność. Byłby jedynie ciężarem dla klanu. Każdy wiek miał swoje przeszkody - bycie kociakiem i uczniem to ograniczenia wolności i swobody, wojownicy musieli wypełniać ciągle obowiązki i przestrzegać solidnie kodeksu, natomiast starszyzna jedynie siedziała w obozie, wspominając młodzieńcze lata i zagadując do kociaków w celu opowiedzenia im o dawnych czasach. Pokrzywowa Skóra jako najstarszy kocur w Klanie Wilka czasami odczuwał nieprzyjemną i nieposkromioną nudę. Jedyną przyjemność prawie każdego dnia były odwiedziny Deszczowej Chmury, długie rozmowy z przyjacielem i wspólne dzielenie języków. Chociaż uczucie Pokrzywowej Skóry do Deszczowej Chmury wciąż było gorące niczym ogień, syn Fasolowej Łodygi pogodził się z tym, że nigdy nie będą razem i nadal starał się być dobrym przyjacielem.
Nowe obozowisko było fajne i Pokrzywowa Skóra zdążył je poznać. Uznał, że potrzebuje czegoś jeszcze w życiu, zanim nadejdzie jego koniec i odejdzie. Klan Wilka był jego domem przez wiele księżyców, służył mu wiernie jako wojownik i właśnie tak pragnął zostać zapamiętanym. Nawet jako staruszek starał się zawsze mieć uśmiech na pyszczku i patrzeć pozytywnie na świat mimo jednego sprawnego oka. Wzrok w drugim, zdrowym znacznie się pogarszał. Pokrzywowa Skóra w myślach wyliczał wiele razy wady swojego podeszłego wieku.
Często wspominał swoich bliskich. Myślał wtedy o rodzicach od których wiele się nauczył. O ciepłym głosie matki i łagodnym spojrzeniu ojca. Ich śmierć była dla niego ogromną stratą. Nigdy nie zapomniał ich wyglądu i osobowości. Zawsze uważał, że byli odważni, żeby mimo kodeksu wdać się w zakazany związek. Fasolowa Łodyga została ukarana, ale ich historia miłosna była warta tego wszystkiego. Doczekali dwójki wspaniałych kociąt. Pokrzywowa Skóra posmutniał na myśl o siostrze. Tęsknił za Cis. Była dla niego naprawdę ważna i zawsze znajdował dla niej czas w swoim napiętym grafiku. Teraz z rodziny został sam. Właściwie Pokrzywowa Skóra nigdy nie doczekał powiększenia rodziny. Wolał kocury i na siłę nie chciał robić kociąt, bo chociaż byłby wspaniałym ojcem, bardziej pragnął mieć po prostu u swojego boku partnera, który będzie mógł stać się dla niego całym światem. Chciał się przy kimś czuć bezpiecznym i spełnionym. Ponieważ życie miłosne nie było usłane różami, Pokrzywek zajął się dbaniem o Klan Wilka tak długo, jak było mu to dane i na rozwijaniu relacji z przyjaciółmi, znajomymi, pobratymcami. Jego myśli błądziły w stronę swojego ucznia i mentora. Wspomnienia pielęgnował i pierwszy raz od bardzo dawna pozwolił im wpływać na swoje samopoczucie.
Mroczne szepty wkradały się do jego myśli, kierując na ścieżkę, którą jeszcze mógłby podążyć, ale Pokrzywowa Skóra zauważył, że jego poglądy zmieniały kurs z każdym kolejnym księżycem spędzonym samotnie w legowisku. Zaczął gadać do siebie, opisując swój dzień i odgrywając przeróżne scenki. Robił to bez świadków, bo obawiał się reakcji Mrocznej Gwiazdy, uznania go za szaleńca. Pokrzywowa Skóra nie był szaleńcem, był tylko radosnym kocurem, którego siedzenie na zadku przez cały dzień praktycznie wykańczało. Coraz intensywniej rozmyślał o swoim położeniu i o tym, co go czeka po śmierci. Zwątpił w Klan Gwiazdy jako młodziak przez to wszystko, co spotkało jego najbliższych i co się działo przez przodków, choćby te straszne opętania. No i jeszcze nawiedzony Potrójny Krok, oh jak dobrze, że dziada już z nimi nie było. Chociaż teraz dziwnie pragnął z nim porozmawiać o przodkach i swoich wątpliwościach. Bo co jeśli Klan Gwiazdy nigdy nie był wrogi Pokrzywowej Skórze? Potrzebował teraz ich obecności i wybaczenia.
Od Ginu
Od Lecącej Łapy
28 stycznia 2023
Od Szakalej Łapy
Napięcie rosło. Równym krokiem szła za tonkijem, spodziewając się kolejnych słodkich wymian zdań, będących na tą chwilę normą. I nie chodziło tu o tematy miłosne - nigdy w życiu. Sprawa dotyczyła różnych poglądów kotów, które bardzo gryzły się ze sobą.
Szakal wytarła ufajdanymi łapami resztki mięsa, wiszące z warg pobrudzonych krwią. Jedzenie świeżej zdobyczy, upolowanej przez własną osobę, należało do jednych z najlepszych zajęć. Ciepło wypełniające kanały z krwią przynosiło rozkosz i dawało kopa do działania, jeżeli chodziło o funkcjonowanie w porze zimnej zawiei oraz mrozu.
Weszli wspólnie do pobliskiej opuszczonej nory. W środku uczennicę uderzył różnorodny zapach ziół - niektóre wydzielały znajomą woń, niektóre nie. Złotawa uniosła z zaciekawieniem głowę, gdy przechodzili wokół stert wyschniętych roślin.
— Czas, abyś zaczęła ogarniać podstawy medyka. — wychrypiał, gdy odsunął od siebie górkę korzeni żywokostu. — Oczywiście wiadomo, że nie mam zamiaru przemienić cię w pustelnika, który zagrzebie się w medykamentach. Prawda jest jednak taka, że trochę wiedzy nigdy nie zabija.
Szakala Łapa uniosła lekko ogon. Zgadzała się z mentorem.
— Dziękuję za zadbanie o dokładną naukę. — spuściła wzrok. Nie przepadała za sytuacjami, gdzie chciała być miła dla Gęsiego Wrzasku. Kocur najczęściej kpił z jej pokory.
— Jesteś niesamowicie niezdecydowania, jeżeli chodzi o traktowanie kotów. Najpierw udajesz silną, uderzając mnie kiepskimi tekstami, a potem dziękujesz za wielką troskę. — spojrzał na nią spode łba. — Po której stronie wreszcie więc stoisz?
Szakal wysunęła pazury. Rzeczywiście modyfikowała zachowanie tak często jak wiatr zmieniał kierunek podróży. Próbowała, trenowała możliwości na innych osobnikach, nie zawsze patrząc na skutki, będące czasem pozytywne bądź negatywne. Czuła się głupio - w niektórych sytuacjach powinna była przymknąć pysk - milczenie okazywało się złotem.
— W-wiem, że postępowałam głupio... od czasu do czasu. — złotawa obserwowała, jak mentor jeży się na ostatnie słowa. — Nie ukrywajmy jednak, iż i ty popełniałeś błędy. Oboje jesteśmy chyba powaleni na swój sposób, c-co nie?
Czekała na reakcję. Gęsi Wrzask nie rzucił się na nią ani nie wybuchł głośnym narzekaniem. Patrzył z morderczym wzrokiem na mniejszą kotkę, która co jakiś czas cięła się jak uszkodzona kaseta.
— Nie zgadzasz się ze mną? — dopytała.
Zatrzymał się i drgnął ogonem.
— Być może i masz trochę racji, lecz twoja osoba z pewnością odznacza się większą hipokryzją. — zawarczał. — Nie próbuj być miła do porzygu. Nie jesteśmy tu, by zakładać oficjalną, wielką przyjaźń. A teraz siad i zacznij mnie słuchać. Czeka nas wykład, na którym będę musiał męczyć się z językiem gorzej niż lider na swoich przemówieniach.
Zaśmiała się na tyle cicho, by wkurzony mentor nie wyłapał znikomego dźwięku. Swoim burzliwym sposobem bycia często rozśmieszał wewnętrznie Szakal, która lubiła go i nienawidziła jednocześnie. Może rzeczywiście nie było sensu próbować naprawić tego, co skleić się nie dało. Istniała szansa, że po księżycach sytuacja sama się poskłada.
Od Mleczyk
Od Klonowej Łapy
Treningi nie szły jej najlepiej. Zawodziła swoją mentorkę podobnie jak resztę klanu. Brat oddalał się od niej z każdym zaczerpniętym przez nią wdechem. Jej życie stawało się coraz gorsze. Szczęśliwy okres nigdy nie nadchodził, nieważne ile razy śniła o nim co noc. Jedynie zimny wiatr towarzyszył jej w nocy jak i za dnia. Powiew samotności. W wolnym czasie śniła. Marzeniach sennych oddawała się wizji radosnej i żywej rodziny. Mamie i mamie, które witają ją po każdym treningu ciepłym uśmiechem. O bracie z zapałem opowiadającym jej o Północnej Łapie i jak to coraz bardziej są "razem razem" niż osobno. Gromadzie przyjaciół, którym mogła się zwierza ze swoich błahych problemów. Uśmiechu i łagodnym spojrzeniu Prószącego Śniegu spędzającego z nią czas.
Rzeczywistość była brutalniejsza. Przepełnione ciszą i niezadowolonym spojrzeniem mentorki codzienność zostawiała bolesny cierń w sercu młodej kotki. Czuła, że do niczego się nie nadawała. Wszystkich zawodziła. Nie powinna nosić imienia Klonowej Łapy. Była brudną kałużą błota, na którą wszyscy spoglądali niechętnie. Zawadzała swoim istnieniem każdej duszy napotkanej na świecie.
- Klonowa Łapa to twoja siostra?
Odwróciła niepewnie łeb w stronę szylkretki siedzącej koło jej brata.
- Jak wielkim nieudacznikiem jest, że wciąż nie skończyła treningu. Ciekawe kiedy Lamparcia Gwiazda ją rozszarpie, jak Truskawkową Grządkę. - zaśmiała się cicho.
Klonek spuściła głowę, przyspieszając kroku. Nie chciała słyszeć odpowiedzi brata. Nie była gotowa usłyszeć jego słowa.
27 stycznia 2023
Od Aksamitnej Chmurki CD. Niedźwiedziej Siły
Rozmowy wojowników ucichły w jej uszach. Widziała, jak poruszają pyskami, jak wpatrują się w swoich towarzyszy i jak wahają się nad odpowiedziami. Odcięła się na parę mysich uderzeń serca od świata, starając się zrozumieć, co tak naprawdę się zadziało. Połowa wydarzeń z zeszłego zgromadzenia wydawała jej się jawą senną, aczkolwiek to wrażenie zostało właśnie rozbite. Niedźwiedź najwyraźniej ani przez chwilę nie żartował. Zależało mu.
— Powiedziałeś mu o nas? — upewniła się, zadzierając wysoko podbródek. Bure cielsko przy jej boku przechyliło się lekko, ku niej, a spod kępy futra wydobyło się cierpiętnicze westchnięcie. Brzmiało to jak zmęczenie jej brakiem wiary. — Nie chmurz się tak od razu, to bardzo ważne, czy uważamy to za oficjalną rzecz! Nie wiem, w jaki sposób przedstawiłeś to Lampartowi. Mogłeś mówić tak byle jak, od niechcenia, że uznał nas za przyjaciół i wciąż będzie myślał, że ma u ciebie szansę — parsknęła, kładąc na moment uszy do tyłu i mierząc go spojrzeniem przepełnionym powagą. Musiało to wyglądać abstrakcyjnie z uwagi na jej niewinny i przyjazny wygląd.
Niedźwiedź przewrócił oczami, najpewniej hamując się od zbędnych komentarzy. Sam fakt, że leżeli blisko siebie, z nastawieniem "znaczymy dla siebie coś więcej", sprawiał, że nawet dla Aksamitki atmosfera zrobiła się przez chwilę cięższa.
— Na pewno tak nie myśli, nigdy tak nie myślał i nigdy tak nie pomyśli — rzucił sztywno, podkreślając dosadnie każde słowo. — Przedstawiłem to tak, jak jest. Mam teraz dla ciebie dużo czasu, więc, zamiast szukać problemów i marudzić, wykorzystaj go dobrze — polecił, odchylając się na bok.
Zastrzygła uszami, a jej sierść stanęła dęba. Tylko w geście obronnym, bo zaraz to poczuła ulgę, a oburzenie spowodowane jego stwierdzeniem umknęło w jej niepamięć.
— Coś ci się nie pomyliło, panie marudo? — burknęła, zrywając się w nagłym pośpiechu, niczym spłoszony zając, po czym wskoczyła na jego grzbiet i z impetem pociągnęła go na bok, by mogli legnąć obok siebie. Dziabnęła go lekko w kark i wczepiła delikatnie pazury w jego futro.
— Jeśli brakuje ci rozrywki w życiu, to w kociarni czekają idealni kompani do zabaw dla ciebie — zauważył, ale nie ruszył się. Leżał bezwładnie, tuż przy niej, pozwalając jej na dalsze mizianie.
Liznęła go mocniej w czubek głowy i oparła pysk o jego polik.
— A wyobrażasz sobie, że w żłóbku będą czekać kiedyś na ciebie twoje własne kocięta? — zasugerowała z głupawym uśmiechem, czując, jak Niedźwiedź spina się na wydźwięk jej słów.
— Nie myśl tak daleko w przód o rzeczach, o których zaistnieniu nie masz żadnej pewności. To nie poważne tak mówić, Aksamitko — skarcił ją. — Na razie zacznijmy ze sobą... regularnie chodzić — wykrztusił.
Pointce trudno było ukryć rozbawienie spowodowane jego zmieszaniem. W tak krótką chwilę zmienił jej całe nastawienie. Od zdziwienia, poprzez szok i oburzenie, aż po szczerą radość. Rzeczywiście, w nim było coś wyjątkowego, że pomimo tego całkowicie sprzecznego z nią charakteru, pragnęła znaleźć ukojenie przy jego boku. Móc zasypiać każdej nocy z pyskiem skrytym w zagłębieniu jego szyi. Mruczeć mu do ucha o przeżytym dniu i, pomimo że najpewniej by milczał albo skomentował jej opowieści krótkimi, pouczającymi słowami, to i tak byłaby szczęśliwa. Bo zostałaby w pełni wysłuchana przez kogoś, na kim dziwnie, a zarazem bardzo, jej zależy.
Odstawiła Koperkową Łapę do obozu, czując rozpierającą w piersi dumę z powodu postępów ucznia. Nawet jeśli kocur sam ich nie dostrzegał, ona wychwytywała czujnym okiem każdy sukces. To, że się nie potknął, bądź że w ogóle wrócili żywi — to była masa czynników do poprawy jej humoru. Choć ostatnimi czasy i tak trzymał się na dobrym poziomie.
Bo miała go. Na własność, na wyłączność, prywatnie — była w stanie znaleźć masę słów, byleby każdy zrozumiał, że zdobyła go dla siebie. I nie zamierzała się nim dzielić, choć swego czasu uważała otwarte związki za coś wspaniałego. Bo miłość była piękna i każdy powinien móc ją czuć. Tyle że Niedźwiedź był zbyt wyjątkowy, by mogła go oddać.
— Misiu — zamruczała zalotnie, na widok burego pyska. — No już, uśmiech, idziemy na spacerek — zażądała, kręcąc się dookoła niego. — Nie możesz siedzieć tyle na pupie, liście są teraz takie piękne, musimy znaleźć najładniejsze! — poinformowała go, przebierając niespokojnie łapami w miejscu. Skok z prawej na lewą, do przodu i w tył. Świat wirował dookoła niej w najpiękniejszych barwach, w jakich tylko mógł występować.
— Uspokój się Aksamitko, bo zrobi ci się niedobrze — zatrzymał jej taneczną plątaninę, opierając łapę o jej grzbiet. — Do czegoś są ci potrzebne te liście? — spytał z tą swoją standardową powagą.
Uśmiechnęła się zwyczajnie, wysuwając język i chyląc się ku niemu. Wyciągnęła się do góry i musnęła czubek jego nosa, chichocząc, z powodu zimna, jakie poczuła.
— Tak. Do patrzenia. Pójdziemy i będziemy patrzeć na nie całą noc, a potem przyjdą te słodkie jeżyki i się z nimi zaprzyjaźnimyyy — kontynuowała z rozmarzeniem, wpatrując się w niego wyczekująco, bowiem propozycja była nie do odrzucenia.
Przynajmniej jej zdaniem.
Od Mleczyk CD. Gwiazdnicy
Od Oliwkowej Łapy (Oliwkowego Szkwału) CD. Daglezjowej Igły
26 stycznia 2023
Od Mrówki
Mrówka wywróciła oczami. Propozycja Perkoza wydawała się niezwykle kusząca. Ostatnio oboje byli zajęci patrolami granicznymi i łowieckimi. Potrzebowali odpocząć i spędzić miło czas. Spokojne chwile w towarzystwie Perkoza zawsze były przyjemnym czasem. Zbliżyli się do siebie przez te kilka księżyców. Czasami wracała wspomnieniami do ich zabaw w żłobku, szkolenia, a nawet czasu po śmierci Orła, kiedy to Perkoz stał się dla niej ogromnym wsparciem i jedynym przyjacielem. Kotka straciła wszystkich, którzy byli dla niej ważni, ale nie była sama, bo wiedziała, że miała jego. Zaufała kocurowi, dzieląc się swoimi myślami, on również jej wiele opowiadał. Poznali się i zaprzyjaźnili, a to był pierwszy krok do uczucia, które stopniowo kwitło w ich sercach. Kotka zaczęła dostrzegać różne drobne gesty Perkoza. Sama starała się odwdzięczać, dlatego zawsze witała go rano, żegnała wieczorem, przynosiła mu ulubioną zwierzynę. Rozmawiali, ale rzadko wracali wspomnieniami do przeszłości, skupiali się na tym, co miało nadejść i jaką ścieżką się kierowali. Propozycja wspólnej udawanej walki, była w stylu złotej kotki.
— Nie daj się długo prosić. — posłał jej jeden ze swoich uśmiechów. Miała wrażenie, że zawsze wiedział, co chciała usłyszeć, a każdy jego uśmiech był promienny i pełen ciepła.
— Musisz mnie bardziej przekonać, Perkoz. Może miałam inne plany na spędzenie pory górowania słońca? — miauknęła, wpatrując się beztrosko w kocura.
— Moje towarzystwo powinno wystarczyć. Dam ci fory na początek, tak z sympatii.
— Sugerujesz, że nie skopię ci tyłka? — prychnęła. — Będziesz przez księżyc siedzieć w lecznicy jak z tobą skończę, panie wielki wojowniku.
— Brzmi jak wyzwanie.
Mrówka musnęła pysk Perkoza swoim ogonem. Kocur zamruczał i obserwował jak kotka drepta do wyjścia z obozu. Podbiegł do niej, rzucili sobie krótkie spojrzenie i przyspieszyli kroku. Zaczęli biec, mijając znajome miejsca na terytorium Owocowego Lasu. Mrówka czuła swobodę w swoich ruchach, coraz szybszym tempie. Wiatr muskał jej pyszczek, dodawał prędkości łapom. Pora Nagich Drzew nie należała do najbardziej przyjemnych i ulubionych pór sezonu, ale było coś ładnego w pokrytej lodem śliskiej powierzchni. Kilka razy poślizgnęli się, ledwo utrzymując równowagę, ale ostatecznie znaleźli idealny trening na zapasy. Mrówka była podekscytowana. Pomimo upływu lat wciąż pozostała dynamiczna i chętna na wyzwania. Zatrzymali się zdyszani, ale Mrówka nie zamierzała zbyt długo pozwalać Perkozowi na odpoczynek. Zwłaszcza w jej towarzystwie. Rzuciła się na kocura, chowając wcześniej pazury, jednak wojownik zareagował szybko i wykonał unik. Zaśmiał się krótko, poruszył ogonem i zaczął ją okrążać, przygotowując się do ataku. Mrówka zachowała czujność, obserwując jego sprawne, wyćwiczone ruchy. Wojownikiem było się na zawsze. Mrówka postanowiła go zaskoczyć i pierwsza wykonała atak. Przetoczyli się po terenie, siłując aż jedno z nich znalazło się na tym drugim. Mrówka rzuciła psotne spojrzenie Perkozowi, trzymając go najmocniej jak potrafiła, żeby nie mógł się wyrwać spod jej ciężarku.
— Przegrałeś, staruszku.
— Jesteś coraz lepsza. Ale jeszcze do perfekcji ci trochę brakuje.
— Powiedział kot, który tuli się do ziemi. Nie za zimno ci? — miauknęła, pochylając się, wciąż rozbawiona.
Wtedy stało się to, co miało na zawsze odmienić ich życie w Owocowym Lesie. Złączyć ich na zawsze jako jedno serce. Perkoz wysunął pyszczek do przodu, korzystając z pochylenia Mrówki. Styknęli się nosami. Mrówka poczuła, jak przez jej ciało przebiegają przyjemne ciarki. Uśmiech sam nasunął się na jej pyszczek. Perkoz odsunął się, przyglądając jej się badawczo. Mrówka zeszła z niego i położyła się obok, wtulając w ciepłe futro wojownika. Perkoz zamruczał, odwzajemniając wtulenie. Złączyli swoje ogony. To było takie.... magiczne. Zupełnie jakby świat nabrał cieplejszych barw. Piękno tego momentu, niczym najdelikatniejszy płatek śniegu, spadło prosto na dwójkę wojowników. To ciekawe jak bardzo zmieniło się ich życie w ciągu tych wszystkich księżyców i jak wciąż mogło się rozwijać. Spojrzeli na siebie. Czy Perkoz zawsze miał takie piękne oczy?
— Dlaczego dopiero teraz? Nigdy nie sądziłam, że będę miała swoją miłosną opowieść, jak moi dziadkowie i rodzice. Przez tyle księżyców miałam cię za wroga, potem okazałeś się sojusznikiem i moim najlepszym przyjacielem. Czuję się przy tobie tak bezpiecznie, Perkoz. Mam wrażenie, że właśnie ciebie potrzebowałam i na ciebie czekałam.
— To było nasze przeznaczenie. Podobasz mi się, Mrówko. Chciałbym spróbować i żeby nam się udało, bo jesteś dla mnie naprawdę ważna.
— Ty dla mnie też, Perkoz. — polizała go po pyszczku i przymknęła delikatnie ślepia, gdy kocur powtórzył jej gest. Czuły pocałunek powtórzył się ponownie. Mrówka zamruczała. Obecność Perkoza działała na nią kojąco, bo chociaż różnili się charakterami, uczucie to było prawdziwe. Dzielili wartości, troski i przynależność, mogli zgromadzić miłe wspomnienia. Mrówka wiedziała o tym wszystkim i teraz, wtulona w Perkoza, czuła się szczęśliwa.
— Kocham cię.
Te dwa słowa, tak ważne i potrzebne, opuściły jej pyszczek lekko, była ich pewna. Widziała błysk w jego ślepiach, gdy wyznała mu miłość. Jej serce przyspieszyło. Perkoz polizał ją po głowie.
— Ja ciebie też, Mrówko.
Polizała go za uchem. Tej nocy czuła się wyjątkowa. Pomimo panującego podczas pory nagich drzew zimna, było im bardzo ciepło. A co działo się tamtej nocy, zostanie na zawsze w ich pamięci.
24 stycznia 2023
Od Jaskrowej Łapy
Położyło uszy. Przecież dzielnie walczyło. Odsunęło się do tyłu, jakby w obawie, że się na nich rzuci. Wyglądała jak wściekły pies, który ma ochotę ich rozszarpać. Trzepnęło ogonem, strącając pozostałe na nim krople wody.