BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

15 listopada 2022

Od Sroczej Łapy

Wracająca do obozu uczennica, minęła ziejący pustkami pień ze zwierzyną, zmierzając do kociarni. Tuż przed nią, została zatrzymana przez Śnieżną Toń, ich najnowszą członkinię. Brzuszek pod jej futrem był już wyraźnie zarysowany, co wskazywało na zaawansowaną ciążę.
– Szukasz Pchełki? – zapytała, posyłając uczennicy delikatny uśmiech.
Łaciata skinęła jej łbem. Nie była przekonana do obcych kotów, pomimo, że sama nie urodziła się w klanie. Do tego królowa była aż za miła, jak na standardy Klanu Nocy, co wzmacniało ostrożność Sroki w jej towarzystwie. 
– Razem z rodzeństwem poszedł się bawić w trzcinach. Sarni Tupot jest z nimi.
Kotka skrzywiła się na wieść o tym, kto pilnuje kociąt, ale nie skomentowała tego głośno. Rzuciła karmicielce szybkie “dziękuję”, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła na dalsze poszukiwania kocurka.
Donośne popiskiwania kociąt doprowadziły ją do trzcinowiska. Pyskiem rozsunęła przeszkadzające jej byliny, wypatrując znajomej, białej kulki.
Na suchym kawałku ziemi siedział Sarni Tupot, beznamiętnie przyglądając się swoim pazurom. Po błocie, między wysokimi trzcinami, pomykały kocięta, które zatrzymały się gdy tylko usłyszały szelest roślin.
– Gdzie Pchełka? – spytała Srocza Łapa, nie mogąc doliczyć się kociąt. 
Młode wymieniły między sobą zaskoczone spojrzenia. Ich miny wskazywały, że same dopiero odkryły brak jednego ze swoich braci.
– Pewnie znowu gdzieś polazł! – prychnął nieprzejęty Turkuć, wpychając niczego niespodziewającego się Skrzeka w kałużę.
Srocza Łapa podeszła do pręgusa, spoglądając na niego spod byka.
– Gdzie jest Pchełka? – powtórzyła swoje pytanie, już w znacznie mniej delikatny sposób.
Sarni Tupot wywrócił oczami, zirytowany przez jej obecność.
– Pewnie gdzieś się tutaj kręci, może znowu znalazł kamień i do niego gada – prychnął pogardliwie – Z tym dzieckiem są same problemy. Nie reaguje, jak go wołam, ignoruje mnie. Istne utrapienie.
Z pyska kocicy uciekło syknięcie. Skoro wojownik miał takie podejście do kociąt, ona sama musiała się rozejrzeć za niebieskookim.
– Mogę pomóc? – spytała cicho mała, ruda koteczka, podchodząc do Sroki.
Jako jedyna wydawała się przejmować nieobecnością brata, co pocieszyło uczennicę.
– Tak, na pewno się przydasz – miauknęła, ruszając naprzód.
Razem z Strzyżyk u swojego boku, zaczęła rozglądać się za Pchłą. Nawoływała, tupała, ale bezskutecznie. Co kilka kroków zatrzymywała się, by powęszyć, ale intensywna, mulista woń pochłaniała inne zapachy jak wygłodniały drapieżnik. Nie było go tutaj. 
– Nie ma – powiedziała twardo, wynurzając się z trzcin.
– Czego nie ma? – warknął kocur, uderzając ogonem o ziemię.
– Pchełki… – wycedziła, odsłaniając kły.
Brwi kocury uniosły się nieznacznie, kiedy usłyszał tę informację. Po chwili odpowiedział:
– To pewnie jest w obozie. Po co te nerwy? – prychnął, patrząc pogardliwie na młodszą uczennicę – Kociaki, chodźcie. – zawołał do maluchów. – Tak, Turkuć, to też tyczy się ciebie – dodał, kiedy rudy kocurek próbował cichaczem uniknąć powrotu do obozu. 
Srocza Łapa jako ostatnia opuściła trzcinowisko, rozglądając się jeszcze chwilę po terenie, w nadziei, że zaraz spośród bylin wyskoczy biały kociak. Niestety, to się nie stało, a kotka musiała wyjść za resztą kotów.
Kocięta w podskokach podbiegły do swojej matki, przeżuwającej ostatnie kęsy czegoś, co kiedyś było kosem.
– Akurat miałam iść sprawdzić, co u was – wymruczała, liżąc po kolei każde ze swoich dzieci. – Gdzie Pchła? – zapytała, spostrzegając brak swojego trzeciego synka.
Srocza Łapa przełknęła ślinę.
– Właśnie go szukamy – odpowiedziała, zerkając na niezainteresowanego tym wszystkim Sarni Tupot. 
Daliowy Pąk położyła po sobie uszy, przerzucając spojrzenie to na Srokę, to na Sarniego. 
– Oj, gówniarz pewnie znowu poszedł szukać liści, po co ta afera – zielonooki już nawet nie udawał, że mu zależy na znalezieniu kocurka.
Szylkretka wstała, obrzucając go zniesmaczonym spojrzeniem.
W ten sposób zaczęły się dalsze poszukiwania białego, w które angażowało się coraz więcej wojowników. Sprawdzono legowisko starszych, w obawie przed Lepkimi Łapkami, która zasłynęła z niezdrowego zainteresowania kociętami, legowisko wojowników, jak i uczniów. Muchomorzy Jad dokładnie sprawdził każdy zakamarek legowiska medyka, a nawet przegrzebał składzik ziół, na wypadek, gdyby kociak znowu zapragnął pobawić się listkami. Nawet sam Rudzikowy Śpiew włączył się w poszukiwania Pchełki, sprawdzając swoją szczelinę w korze i dokładnie obchodząc cały krzew.
Wszystko to było na nic. Kociak przepadł jak kamień w wodę. Srocza Łapa rozkopała wszystkie większe kupki śniegu licząc, że może gdzieś dostrzeże niebieskie ślepka ukrywającego się urwisa, któremu zebrało się na zabawę w chowanego.
– Na pewno nic nie widzieliście? – dopytywał Trzcinowa Sadzawka.
Kocięta pokręciły główkami. Wszystkie koty, które znajdowały się w obozie, siedziały teraz wokół pnia ze zwierzyną, nie wiedząc co zrobić. Kocięta tak po prostu nie znikają. Przecież Pchła, mimo uderzającego podobieństwa, nie był ze śniegu, nie rozpuścił się!
– J-ja chyba coś widziałem! – odezwał się niespodziewanie Skrzek. Oczy wszystkich skupiły się na nim, wyczekując jakiegoś rozwinięcia – Jak się bawiliśmy, na trzcinowisku, widziałem takie podłużne coś… Było brązowe i przemykało gdzieś w cieniu, a-ale myślałem, że to jakiś wojownik! – pisnął, kuląc się bliżej mamy.
Koty wymieniły między sobą zaniepokojone spojrzenia. Srocza Łapa jednocześnie odwróciła pysk do Daliowej.
– Wydra. – wyszeptała, pustym z oszołomienia wzrokiem wpatrując się w matkę zaginionego.
Mimo, że wypowiedziane słowo były ledwo słyszalne, dotarło do uszu każdego klanowicza. W tłumie dało się usłyszeć zszokowane sapnięcia. Srocza Łapa nie wiedziała, komu ma teraz większą ochotę przywalić w pysk. Rudzikowemu Śpiewowi, który zbladł i teraz patrzył się tępo w swoje łapy, czy Sarniemu Tupotowi, który próbował dyskretnie wmieszać się w tłum i nie musieć brać bezpośredniego udziału. Wybór był prosty, ponieważ ten drugi akurat znalazł się w zasięgu jej łap. Rzuciła się na niebieskiego, zwalając go z nóg.
– JAK MOGŁEŚ NIE ZAUWAŻYĆ WYDRY?! – wydarła mu się wprost do ucha, opluwając mu pysk. – MIAŁEŚ ICH PILNOWAĆ!
Koty rozpierzchły się na boki, nie chcąc przypadkiem oberwać. Kątem oka dostrzegła, jak ich lider przypomina sobie, że powinien zainterweniować i otwiera pysk, by wygłosić swoje kazanie. Uprzedziła go, zeskakując z Sarniego Tupotu, jeszcze zanim została przez kogoś ściągnięta siłą. Na odchodne, kopnęła kocura w brzuch, aż ten zwinął się z bólu.
– I co teraz, Rudzikowy Śpiewie? – zwróciła się do lidera bezpośrednio po imieniu.
Kocur spróbował się wyprostować, by dawać wrażenie, że wie co robi. Szkoda tylko, że był słabym aktorem, a jego głos zadrżał na początku wypowiadanego zdania.
– Nie możemy postępować gwałtownie… – zaczął, unosząc wzrok ze swoich łap. – Powinniśmy-
– Wojownikowi, który odzyska mojego syna, zdradzę dowolną tajemnicę jednego z członków Klanu Nocy lub spełnię jego prośbę – obwieściła nagle Daliowy Pąk, wcinając się partnerowi w zdanie. 
Po tłumie rozeszły się szepty. Srocza Łapa natychmiast podeszła do byłej mentorki, gotowa wyruszyć na misję ratunkową tak jak stała. Nie dla nagrody, a dla Pchełki. Nie mogła go stracić przez ich lidera idiotę i głupotę Sarniego Tupotu. Nie wybaczyłaby sobie.
Ku zaskoczeniu wszystkich, na środek wystąpiła Mrówczy Kopiec. Mimo trzęsących się łap, powiedziała:
– Ja też chcę iść.
– I ja – tłum rozstąpił się, kiedy Makowe Pole, skuszona wizją poznania najskrytszych tajemnic swoich współklanowiczów, dołączyła do stojących przy pniu kotów.
Wszystkie oczy skierowały się wprost na ich lidera, który przecierał swoją skroń łapą.
– Dobrze. W takim razie idźcie. – zezwolił kocur, mrużąc oczy – Niech Klan Gwiazdy będzie z wami.
– Niech Klan Gwiazdy będzie z wami. – powtórzyło kilka bardziej wierzących kotów w tłumie, zadzierając łby ku niebu.
Trzy kotki wyruszyły, odprowadzane wzrokiem przez wszystkich zgromadzonych, aż ich sylwetki nie zniknęły pośród gęstego trzcinowiska. W obozie nastała grobowa cisza.
Łapy kocic ślizgały się na kruchym lodzie, kiedy zmierzały do leża wydr. Od momentu opuszczenia obozu, żadna z nich się nie odezwała. Kiedy przed Sroczą Łapą ukazało się znajome gniazdo, które kilka księżyców wcześniej obserwowała na patrolu razem z Daliowym Pąkiem, Astrowym Porankiem oraz Cedrową Rozwagą i Pszczelą Dumą, które wtedy jeszcze były uczennicami, poczuła, jak kręci jej się w głowie. 
Zatrzymały się za małą, pojedynczą wysepką, porośniętą kępami trzcin. Dwie, duże wydry iskały swoje futra przed legowiskiem. Sroka położyła po sobie uszy.
– Makowe Pole, mogłabyś odwrócić ich uwagę?? – szepnęła, wychylając się lekko.
Z boku dobiegło ją niezadowolone prychnięcie.
– Czemu ty tego nie zrobisz? – syknęła ostro Makowa.
– Ja i Mrówczy Kopiec pójdziemy do ich gniazda. Zakładam, że tam może być Pchełka, dlatego jeśli chcemy wyjść z tego cało, nie mogą być w środku – wyjaśniła, obracając się do srebrnej.
Mrówka niepewnie przytaknęła. Sroczą dalej dziwiło, że ktoś tak nieśmiały zdecydował się do nich dołączyć.
– Uh, dobra. Jeśli choćby włosek mi z głowy spadnie, Trzcinowa Sadzawka wam tego nie wybaczy – zagroziła srebrna, rozglądając się za miejscem, w które się udać.
Sroce taka odpowiedź wystarczyła. Obserwowała, jak Makowa wychodzi zza wyspy, kierując się na drugą, znajdującą się niedaleko od nich. Zaalarmowane wydry charknęły coś do siebie, a za nimi wytoczyły się dwie mniejsze. Pod ich skórą łaciata dostrzegła wyraźnie zarysowane żebra. Kiedy zdesperowana rodzinka zostawiła swoje legowisko bez opieki, Srocza Łapa wyszła z ukrycia, a tuż za nią podążyła lilka. 
Przy wejściu do nory uderzył w nią smród krwi. Zjeżyła się, ogonem dając znać Mrówce, by stała na czatach. Odsunęła pyskiem zwisające korzenie, wchodząc bezpośrednio do domu wroga. Odór wydr, mieszał się z zapachem ryb i charakterystyczną, metaliczną wonią kociej krwi. Zamrugała kilka razy, przyzwyczajając swoje oczy do panującej wewnątrz ciemności. Niepewnie rozejrzała się po jamie, w poszukiwaniu Pchełki, nie chcąc za żadne skarby dopuścić do siebie myśli o najgorszym możliwym scenariuszu. I wtedy go dostrzegła. Maleńka, zmaltretowana kuleczka, leżąca bezwładnie na środku gniazda. Serce Sroki stanęło. Na trzęsących się łapach, podeszła do kociaka, kucając obok.
– C…co…? – wyszeptał kocurek, kiedy łaciata trąciła nosem jego słabo unoszący się boczek – K-kto…?
Oczy kotki się zaszkliły. Nie chciała płakać. Nie tu. Nie teraz. Przecież żył, ledwo, ale żył.
– Ciii, wszystko dobrze, nic nie mów… – wymruczała mu do uszka, przejeżdżając językiem po zakrwawionym czółku.
Nie dowierzała temu, co widziała. Mały, kochany Pchełka… Jego pyszczek był zmasakrowany przez pazury i zęby, a oczy sklejone krwią. Jedna z maleńkich łapek znajdowała się w podobnym stanie, pokryta głębokimi szramami, ukazującymi krwiste mięso. Przysunęła do siebie bliżej kociaka, chcąc go uspokoić swoim przerywanym z nerwów mruczeniem. Wtem, usłyszała przed nimi dziwny, niekoci warkot. Futro stanęło jej dęba, kiedy uniosła łeb znad poranionego kocurka. W rogu kuliła się mała, brunatna wydra, której czarne oczka połyskiwały w ciemności. Uśmiech kotki zrzedł. Ostrożnie wstała, ostatni raz ocierając się pyskiem o zdezorientowanego kociaka. Jej umysłu nie zaprzątała żadna myśl, kiedy rzuciła się na wydrze kocię. Chwilę przed tym, jak zatopiła zęby w krtani kwilącego, bezbronnego zwierzęcia, dostrzegła w jego oczach strach, ale nie umiała stwierdzić, czy należał do niej, czy do wydry. Nie interesowało jej to. 
Szarpnęła za gardło, brudząc się jej krwią. Po chwili stworzenie przestało wierzgać, a kotka dopiero wtedy wypuściła je z pyska.
– Wszystko w porządku? – odezwała się Mrówczy Kopiec, niepewnie wchodząc do środka.
Gwałtownie zapowietrzyła się, dostrzegając leżące na ziemi ciało Pchełki i stojącą w cieniu Sroczą Łapę.
– Weź to, co tam leży. Wracamy do obozu – zarządziła, pokazując na martwe ciało za sobą.
Liliowa, ogarnięta szokiem, posłusznie wykonała rozkaz, z trudem podnosząc świeże truchło wydry. Uczennica wzięła w pysk Pchełkę, chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce.
Światło oślepiło na chwilę obie kotki. Srocza Łapa zmrużyła oczy, zerkając w kierunku wojowniczki. Dopiero teraz zobaczyła, jak wychudzona była trzymana przez nią wydra. Wyglądała znacznie słabiej, niż jej pobratymcy. 
– Musimy się pospieszyć – powiedziała niewyraźnie, przez trzymanego w pysku kociaka.
Za kotkami, po lodzie, ciągnęła się krwawa smuga, zostawiona przez obficie krwawiącą ranę na szyi wydry. Dopiero po zbliżeniu się do obozu, krwawienie ustało, gubiąc szlak.
– Jesteście! – rzuciła zdyszana Makowe Pole – Myślałam, że was coś zj-SŁODKI KLANIE GWIAZDY, CO TO JEST? – krzyknęła zaskoczona, dostrzegając trzymaną przez Mrówkę zwierzynę.
Nikt jej nie odpowiedział. Nikt zresztą nie musiał, wszystko wydawało się być wystarczająco jasne.
Wkroczyły do obozu, przeciskając się przez trzciny. Stojące przed legowiskami koty, gdy tylko zobaczyły nadchodzące kotki, zbiegły się, by zobaczyć z bliska co przynoszą. Daliowy Pąk, jak oparzona, zerwała się spod gałęzi sumaków. Gwałtownie wyhamowała przed byłą uczennicą.
–...Żyje…? – wyszeptała z trudem, nieprzytomnym wzrokiem oglądając trzymane przez nią kocię.
Uczennica skinęła głową. Na potwierdzenie jej słów, Pchełka kichnął. Karmicielka od razu zabrała od Sroczej Łapy białaska, biorąc się za jego energiczne wylizywanie. Ktoś musiał wezwać medyka, bo przy szylkretce już pojawił się Muchomorzy Jad. 
Ze swojego legowiska, wyłonił się Rudzikowy Śpiew. Srocza Łapa odwróciła się do Mrówczego Kopca, skinieniem głowy dziękując jej za przetrzymanie zdobyczy. Z obrzydzeniem przejęła martwe ciało wydry, by następnie rzucić nim pod łapy lidera, który nawet nie zdążył do nich dobrze podejść. Paru kotom wymsknęło się nagłe westchnięcie, w pierwszej chwili nie rozpoznając w brunatnej kupie futra niedoszłego mordercy Pchełki. Rudy cofnął się o krok do tyłu.
– Powiedz mi, “liderze”, co zrobiłeś, żeby zapobiec takiemu wypadkowi? – wysyczała, wskazując łapą na Pchełkę, którego medyk właśnie zabierał do swojego legowiska. – Wiedziałeś, że tam mieszkają wydry. Wiedziałeś, że będą stanowić dla nas zagrożenie. Czy widzisz do czego doszło? Twój własny *syn* o mało co nie został przez nie pożarty!
Kotki nie obchodziło, czy za te słowa zostanie wyrzucona z klanu. Nie mówiła niczego, co nie byłoby zgodne z prawdą. To jego wina. Zawiódł jako lider, zawiódł jako ojciec, zawiódł jako partner. Nie spełnił swojego obowiązku wobec klanu. 
Kocur milczał. Co innego miał zrobić, skoro to co mówiła Sroka było prawdą? Coraz więcej kotów wyłaniało się ze swoich ciepłych legowisk. Niektóre z obrzydzeniem przyglądały się ciału wydry, której krew zabarwiła śnieg na czerwono, inne bacznie obserwowały Srokę i Rudzika, z zaciekawieniem czekając na rozwój spraw.
Kotka trzepnęła ogonem powietrze. Nie oczekiwała odpowiedzi. Minęła zwłoki, chcąc jak najszybciej wrócić do Pchełki. To było ważniejsze niż kłótnia z liderem. 
Weszła do legowiska medyka, wdychając dobrze sobie znaną woń ziół. Muchomorzy Jad schylał się nad białym kociakiem, nakładając na jego rany zieloną papkę. Daliowy Pąk siedziała obok, patrząc na poczynania kocura. Uczennica przycupnęła obok, wzdychając ciężko. Żałowała, że nie przyszła do kocurka wcześniej. Może wtedy by go nie porwano, może byłby teraz cały i zdrowy. Pociągnęła nosem, ale nie płakała. Zemściła się na wydrach. Liczyła na to, że to zniechęci je do kolejnych prób zjedzenia ich kociąt.

***

Minął wschód słońca od okropnych wydarzeń, jakie miały miejsce w gnieździe wydr. Srocza Łapa przyszła odwiedzić Pchełkę.
– Śpi? – spytała, wchodząc do legowiska medyka.
Muchomorzy Jad uniósł na nią wzrok.
– Śpi – przytaknął jej.
Kocica zwiesiła uszy. Miała nadzieję, że będzie mogła przekazać mu prezent, kiedy będzie przytomny. Podeszła na palcach do kocurka, upuszczając przy mchowym posłaniu śliczny, błyszczący bursztynek, który zabrała podczas zebrania specjalnie dla niego. Już miała odejść, kiedy ktoś złapał ją za łapę.
– Zostań… – powiedział cicho Pchełka.
Srocza Łapa uśmiechnęła się delikatnie, usadawiając się obok niego na posłaniu.
– Zostanę – szepnęła, owijając kociaka ogonem.

[przyznano 25%]

2 komentarze: