Bo był to zapach Lukrecji.
Słysząc szloch, tak znajomy, od razu pobiegła w stronę dźwięku.
- Oh, Niktusiu! - miauknęła do kocura, patrząc na niego przerażona. Cały był poobijany...a jego łapa... - o nie...nie zdążyłam...nie zdążyłam ani ciebie ani Nic uchronić przed tym potworem...przed Lukrecją... - miauknęła przerażona, podchodząc bliżej - co on ci zrobił? - spytała rozedrganym głosem, oglądając rany kocura w panice. O nie, o nie, o nie! Był tak bardzo ranny...jak ona tylko dorwie tego kremowego drania...
Słysząc głos Miodunki, uniósł łeb i zapłakany na nią spojrzał.
- M-m-miodunko... P-pomocy. J-ja... moje łapy... b-boli. M-myślałem, że to mój k-koniec. Że umrę. N-nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę.
Jakie piekło on musiał tu przeżyć! Przytuliła go czule, liżąc ranę na jego pysku.
- Jejku, kiedy twoja siostra przyszła do obozu...była cała we krwi...Lukrecja coś jej zrobił, to potwór! Potwór! Tak się bałam...bałam się, że nie zdążę...że on cię zabił...ale nie zabił...żyjesz... - miauknęła, liżąc go czule - musimy znaleźć medyka... - miauknęła. Oby tylko nie trafili na jej matkę...wiedziała jednak, że ruda wyszła po zioła, a Witka została sama w legowisku, bo Miodunka uważnie obserwowała obóz i wyłapywała wszystkie rozmowy, jakie mogła, by wiedzieć jak najwięcej o wszystkim i wszystkich. Do tego musiała dbać też o to, by o niej samej nie powstały jakieś plotki.
- C-co... - miauknął głucho czarny arlekin. - J-jak to... - pisnął, łapiąc głębszy oddech. - M-musze iść... Musze... Do Nic... - próbował wstać, ale krzyknął, kończąc na ziemi. - Nic... Nic... Moja siostra... Musze... wrócić... Dla niej...
Racja. Trzeba było się nią zająć. Wypytać, co się dokładnie stało, choć Miodunka wątpiła w to, że ta im to powie.
- Dobrze. - miauknęła, po czym podniosła kocura za kark z ziemi. Asekurując go, ruszyła wraz z nim w powrotną drogę do obozu.
Ten po chwili wydał z siebie pisk bólu. Łzy wylatywały mu ze ślepi, a ciało rwało niemiłosiernie.- D-dość! Boli! Aaaah!
Gdy tylko usłyszała jego prośbę, zatrzymała się, przerażona tym, że jego stan był tak poważny, po czym pomogła mu się położyć.
- Co on ci zrobił z tą nogą? - spytała, widząc stan kończyny.
Ten jakby się wystraszył, po czym odezwał się:
- K-kto? – zdziwiła się na jego słowa - T-to był j-jakiś samotnik... Z-zaatakował mnie tak nagle...
Ah. Znowu kłamał. Ale tym razem z wielkiego strachu.
- Przecież wiem, że to Lukrecja, nawet nim pachniesz! - miauknęła. - mnie nie okłamiesz Nikt.
Ten zaczął kręcić głową, pociągając nosem.
- N-n-nie - znów zaprzeczył, łapiąc oddech i krzywiąc się. - Mam... łapkę... złamaną...
- Przez Lukrecję - warknęła. - Skrzywdził też twoją siostrę, naprawdę będziesz go krył? Po tym, co ci zrobił? Co zrobił tobie i jej? - spytała.
- N-nie... N-nie to nie on... - uh...jak grochem o ścianę… Po sekundzie uniósł się ponownie ciężko na łapy, opierając o bok kotki.
- M-m-musimy wrócić do obozu... Agh! – rzekł w bólu. Postanowiła zignorować to, iż dalej zaprzeczał winy Lukrecji. W końcu wiedziała swoje.
Na szczęście udało jej się coś wymyślić, by mogli dotrzeć do obozu bez wywoływania jeszcze większego bólu u Niktusia.
- Wejdź na mnie, zaniosę cię - miauknęła, kładąc się, by mógł się usadowić na jej grzbiecie.
Ten zrobił to, od razu padając na nią jak martwy. Po pewnym czasie zorientowała się, iż ten usnął. Naprawdę było z nim źle. Zaniosła go do Witki, która widząc stan kocura, natychmiast zabrała się do roboty. Potem chciała porozmawiać z Nic, ale kotka gdzieś się zaszyła. Miodunka pozostała w legowisku medyków, do czasu, aż Nikt się nie obudził. Wtedy pod paroma wymówkami opuścili je, by nie spotkać się z rudą matką liliowej. Oh…musiała odpłacić za to wszystko Lukrecji. Musiała.
<Nikt? Kochanie moje biedne poturbowane? :c>
O Rany Niktusiu...
OdpowiedzUsuń