Rozejrzał się po klanie pozbawiony
większego entuzjazmu. Nie miał siły... od tak, po prostu. Futro
doszczętnie przemoczone przez rzęsisty, nieprzerwanie lejący deszcz
przykleiło się do ciała kocura utrudniając mu poruszanie się. Niechętnie
wstał, spoglądając ostatni raz na grób matki.
Jemioła
odeszła... dawno, naprawdę dawno temu, zabierając ze sobą do grobu
informację o ojcu swoich dzieci. Ta cała tajemnica, którą owiał się
kocur już nie interesowała wojownika tak bardzo, jak uprzednio. Owszem,
bywały dni, gdy się zastanawiał co, jak i dlaczego, jednakże większość
czasu po prostu ignorował natrętne myśli.
Przystąpił z łapy na łapę, starając się ogrzać wyziębione ciało.
Ataki
kaszlu rzucały nim niczym szmacianą lalką, brudząc pysk krwią. Mówił
sobie, że pójdzie do swojego brata, żeby się wyleczyć, jednak zawsze to
było "jutro". Z biegiem czasu to jutro zmieniło się w pojutrze, za kilka
dni, za tydzień... na następną porę roku.
Nie czuł się najlepiej, jednak za każdym razem widząc, ile roboty mają medycy klanu klifu - wycofywał się.
Jeśli
nie natrafił na Tańczącą Pieśń to na swoją byłą miłość - Kalinkową
Łodygę, co jeszcze bardziej zniechęciło go do wtykania nosa przez próg
leża.
Z delikatnym zmęczeniem
słuchał opowieści brata o jego dzisiejszym dniu. O tym, jak Truskawkowa
Łapa ponownie wszczął awanturę między nim a Cichą Kołysanką; o tym, że
Pląsający Wiesiołek tak zapomniał o troszczeniu się o samego siebie, że
ponownie zachorował.
— Lamparci
Ryk pytał o ciebie, wiesz? Wydaje się być dosyć... zainteresowany twoją
osobą. Tak bardzo, że zupełnie zignorował własną chorobę — Bluszczyk
uśmiechnął się pod wąsem, poruszając przy tym ogonem. Sroczek jednak nie
był aż tak przekonany do tego wszystkiego.
Skulił uszy, kuląc się.
— Oh... no... cóż, z-zobaczymy jak wy-wyjdzie...
Przymknął
ślepia, układając się w swoim legowisku wygodniej, nadal słuchał słów
brata, który z pasją opowiadał o leczeniu Rozżarzonego Serca, Wrzosowej
Pogoni czy Jeleniej Cętki. Uśmiechnął się w duchu, kryjąc rozdzierające
płuca kasłanie.
— Je-jestem troszkę zmęczony... do-dokończymy roz-m-mowę ran-no? — miauknął spokojnie, z trudem biorąc głębszy wdech.
Liliowy skinął głową, zmierzając do wyjścia.
— Dobranoc Sroczku.
— Branoc Blu-bluszczyku... bracie
Pozwolił
zatopić się we własnych, pędzących szaleńczo myślach, które powoli
wyrywały go z ciała. Otarł krew, która ponownie ubrudziła jego pyszczek.
Pójdzie do brata jutro.
Tak, jutro.
Powieki
Sroczego Pióra opadły ciężko zabierając go tam, gdzie nie było jutra
ani przyszłości. Tam, gdzie zmierzali wszyscy u kresu swojej wędrówki
przez życie.
Wydał z siebie tchnienie, nim opuścił świat żywych, dołączając do swojej matki.
Wyleczeni: Kalinkowa Łapa, Tańcząca Pieśń, Pląsający Wiesiołek, Rozżarzone Serce, Wrzosowa Pogoń, Jelenia Cętka, Lamparci Ryk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz