Uczennica nie znała prawdy.
Karmicielka nawet nie odwróciła w jej kierunku wzroku, licząc, że jak będzie milczała, to sobie pójdzie. Rozżarzony Płomień zdążył ją zniszczyć. Jak wszystko inne.
Przeklęte białe kocięta. Dlaczego akurat białe? Dlaczego dały im powód, by wiązać je z Zajęczą Gwiazdą? Dlaczego z dwóch nierudych kotów wyszły szylkrety?
Nie wiedziała. Miała już dość tego wszystkiego. Piaskowa Gwiazda teraz znowu odzyskała władzę, a klan nienawidził czarnej. Jak mogła wciąż mieć nadzieję, że ktokolwiek będzie ją lubił? Czy poza najbliższą rodziną istniały koty, które widziały w niej coś dobrego?
Dreszcz przeszedł po jej ciele. Wciąż pamiętała słowa Drżącej Ścieżki i wciąż nie mogła o nich zapomnieć. Miał rację, mówiąc, że przypominała mu Piasek z młodości.
Nie mogła patrzeć. Nie mogła patrzeć na fałszywego Zajęczą Gwiazdę, który przechadzał się jak gdyby nigdy nic. Dotąd była jedyną, która znała prawdę. Jedyną, która wiedziała, że pod białym liderem kryje się tyranka, aż do momentu, gdy zdradziła to Wilczej Zamieci.
Zabawne, że los aż tak pokrzyżował jej plany.
Nigdy nie chciała mieć kociąt. A zwłaszcza nie w trakcie pełnienia funkcji zastępcy Klanu Burzy.
— Proszę bardzo. Ciesz się tym widokiem. Napawaj się plotkami, którymi cię karmią. — miauknęła cicho, nawet nie patrząc jej w oczy. — Mówcie sobie co chcecie. Wszystko mi jedno. W porządku, możesz mnie nienawidzić, tak jak cała reszta. Masz za co.
Skrzywiła się, gdy któreś z kociąt zaczęło pić mleko z jej brzucha. Niewiele go miała. Nie jadła praktycznie nic. Nic nie robiła. Z nikim nie rozmawiała, jeśli ktoś nie przyszedł do niej z własnej woli, a to nie zdarzało się często. Nikt nie miałby po co jej współczuć.
Zrobili z Czajkowej Łapy oprawcę. Taką jak Szczypiorkowa Łodyga. Jak Marchewkowy Grzbiet. Jak Rozżarzony Płomień.
A w klanie wciąż krążyły plotki. Wszyscy wciąż nazywali ją morderczynią kociąt, których nigdy nawet nie tknęła ani nie widziała na oczy. Mówili o romansie z Zajęczą Gwiazdą. O tym, że się puściła. Gdzie się nie obróciła, tam słyszała "Patrz, to ona" i obgadywanie za plecami. Każdy w klanie już wiedział o diametralnej zmianie, jaką przeszła. I to wcale nie powstrzymało ich, by wciąż robić jej pod górkę. Powstrzymywała się od histerycznego uśmiechu. Piaskowa Gwiazda właśnie grzeje sobie futerko w legowisku, przyglądając się jej upadkowi bez krzty empatii.
Mogła się domyśleć. Mogła zabić tyrankę kryjącą się w ciele Zajęczej Gwiazdy, gdy jeszcze miała okazję. Bez względu na to, ile razy musiałaby ją zabić. Zostałaby liderką. Może by się buntowali. Może wciąż wymyślaliby ogrom plotek na jej temat. Ale miałaby pewność, że po jej śmierci Klan Burzy już nigdy nie spotka rasizm, a rudzi nigdy nie będą lepsi.
Spieprzyła to tak, jak wszystko dotąd. Nic nie potrafiła zrobić dobrze.
A teraz nie było nawet wyjścia. Cokolwiek by próbowała zrobić. Cokolwiek ktokolwiek próbowałby zrobić. Jak pozbyć się Piaskowej Gwiazdy z ciała Zajęczej Gwiazdy, nie zabijając tego drugiego? Nie da się.
To ją przerastało.
Dlaczego wszystko, co okrutne, musiało spotykać ją? Dlaczego jej życie było przesączone smutkiem i żałobą już od najmłodszych księżyców?
— Przynajmniej tutaj masz rację. Mam za co. I mam nadzieję, że wszyscy to kiedyś zobaczą. W końcu "nie zamaskujesz tego, kim jesteś", prawda?
Miała ochotę w tej chwili zapaść się pod ziemię. To, co sugerowała, było oczywiste. Myliła się. Wierzyła we wszystko, co jej mówiono. Wierzyła w to, że czarna zabiła kocięta Obłocznej Myśli. Wierzyła, że miała romans z Zajęczą Gwiazdą. Że chciała tylko zła, a nigdy dobra.
Dlaczego taka się stała?
Nie przypominała wesołego kociaka, jakim kiedyś była.
— Więc nie pozwól sobie popełnić mojego błędu z młodości. — wyszeptała równie cicho, co wcześniej. Czarne, brudne matowe futro kleiło się do jej skóry jak pszczoły do miodu. — Bo wtedy będą cię nienawidzić i oskarżać o to, czego nigdy nie zrobiłaś. Nie wiesz, co było wtedy, gdy nie było cię na świecie. Ale pomagasz to odbudowywać. Coś, przez co cierpiało mnóstwo kotów.
Po wypowiedzeniu tych słów wtopiła zmęczone i podkrążone oczy we własne łapy. Było jej już obojętne, czy Czajka ją wyśmieje, czy jej uwierzy. Jeśli jej się nie udało, nie chciała, by ktoś kiedyś cierpiał tak, jak ona. Przez własną głupotę.
Nie chciała, by przyszłość Klanu Burzy wyglądała tak, jak za czasów Piaskowej Gwiazdy.
Większe cierpienie niż gwałt i groźby Piaskowej Gwiazdy sprawiał jej widok rujnującego się wyobrażenia Klanu Burzy, które przez chwilę było rzeczywistością. Przez cholerną chwilę. Jak naiwna była, wierząc, że wraz ze śmiercią Piaskowej Gwiazdy dyskryminacja zniknie. Ona wróciła, a na ziemi wciąż żyło mnóstwo jej popleczników.
Nie chciała patrzeć, jak koszmar dzieciństwa powraca. Nie chciała znowu przeżywać tego koszmaru.
Wszystko miało się zakończyć. Miało być dobrze. Miało być bezpiecznie. Klan Burzy miał być domem.
Mogła cierpieć wszystko. Ale nie powrót dyskryminacji. Nie to.
<Czajka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz