— Żałuję, że nie mogłam urodzić się wcześniej. — wyszeptała po prostu.
Zaśmiał się na te słowa. Ojej. Biedna Kamienna Agonia żałowała, że przyszła w ogóle na świat. Jak się cudownie złożyło. Z chęcią posłałby ją do matki, uwolnił od tego cierpienia, ale... wtedy straciłby ten widok i te jej łzy. Czerpał z nich prawdziwą satysfakcję.
- Ojojoj... jakie biedactwo. Nie martw się. Twoje dzieci na pewno pójdą w twoje ślady. Będziecie mogły wtedy razem sobie płakać i miauczeć do siebie żałosne litanie - prychnął.
Słysząc, że wyrusza patrol, na który był przydzielony, niechętnie wstał.
- Jeszcze wrócę, nie martw się - zapewnił kotkę odchodząc.
***
Rudzik nadal nie dał znaku życia. Nie zjawił się na granicy. Zniknął. Był zrozpaczony. Kiedy nikt nie patrzył darł się do mchu, próbując opanować swoją złość i smutek. To jednak nie przynosiło efektu. Ból nadal pozostawał w jego piersi. Rósł jednak i rósł z każdym mijającym dniem. Całe życie straciło dla niego sens.
Rzucił piszczkę na stos, po czym udał się na ubocze, czując jak ponownie do jego ślip zbierają się łzy. Zaczął je ocierać łapą. Nie chciał by jakiś klanowy kot zobaczył go w takim stanie.
Znów w głowie pojawiły się nieprzyjemne myśli, znów zaczęły kręcić się przy Rudziku. Szloch uciekł z jego pyska, a później... później nie wiedział. Widział tylko wpatrujące się w niego zielone oczy. Kamienna Agonia wyjrzała na chwilę z legowiska starszyzny i go dostrzegła. Ich wzrok się spotkał. Zacisnął pysk i ruszył w jej kierunku. Zalała go wściekłość.
Nienawidził jej, a ona zobaczyła, że był równie słaby jak ona. Chciał to zmienić. Udowodnić jej, że się przywidziała.
Wkroczył do legowiska starszych, od razu podchodząc do czarnej, która uwiła sobie gniazdo nieco dalej od swoich pociech. Targany złością, czując złamane serce, podszedł do czarnej, która wycofała się na swoje posłanie.
- Co ty sobie myślisz co?! - warknął, a krew w jego żyłach aż zaszumiała mu w uszach. Podniósł łapę i uderzył ją w pysk. Zaskoczona kotka nic nie odpowiedziała, co tylko go sprowokowało do dalszych ciosów.
- Jesteś nikim! Zapamiętaj to sobie, nikim! To co widziałaś nic nie znaczy! Rudzi zawszę będą silni! A ty skonasz tu, skonasz i nikt ciebie nie zapamięta!
Wyżycie się na kotce było tym czego potrzebował. Widział jak starała się powstrzymać krzyk, jak zgrywała silną. A taka nie była. W milczeniu zniosła jego gniew. Przestał dopiero wtedy, gdy jego łapy zaczęły go piec. Nie używał pazurów, chociaż go korciło. Wystarczył mu widok skulonej kotki, cierpiącej podwójnie.
<Kamień?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz